[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastanowiłem się.Odpowiedz  tak" nie byłaby szczera, ale.Ale pojawiło się jakieś ukłucie, bardzo malutkie, na samym dnie duszy.No bo przecież w myślach uważałem, że Rishi należy domnie!- Nie odpowiedziałeś.- Czy poznanie odpowiedzi na to pytanie jest dla ciebie ważne? - zapytałem i zorientowałem się, że zaczynam mówić jakpechlewan.Jeśli nawet obóz nie przeobraził mnie duchowo, to w każdym razie nauczył klońskiej retoryki.- Tak.- A co ona zmieni? -Nic.- Nawet jeśli powiem, że kocham cię do szaleństwa, to i tak wyjdziesz za tego swojego Pigułkina?- Za kogo? Nie rozumiem.- zdumiała się Rishi.- To taki żart, nieważne.Mówię o twoim narzeczonym.- Tak, złożyliśmy już podanie do Komitetu.- W takim razie, skoro moja odpowiedz niczego nie zmieni, nie udzielę jej.- Dlaczego? Przecież ludzie zawsze chcą znać prawdę!- Ale ja nie znam prawdy! Rozumiesz, nie znam! - wykrzyczałem.Zasłonka się uchyliła i pojawiła się zaniepokojona buzia Zabawy.Kelnerka miała minę, jakby chciała powiedzieć:  Przestańciehałasować, bo zawołam horodniczego!".- Wszystko w porządku - wykrztusiłem.- Po prostu dawno się nie widzieliśmy.Siedzieliśmy z Rishi w gabinecie i zadręczaliśmy się.Ona płakała na moim ramieniu i smarkała w chusteczkę z takiego samegoczarnego jedwabiu jak sukienka.Nie pocieszałem jej i nie uspokajałem.- Jak to wszystko zle wyszło, Sasza!- E tam, od razu zle.żyjemy i w porządku.- Ale dlaczego tak zle wyszło.- mamrotała Rishi przez łzy.- Dlaczego Issa zginęła, a nie ja? Gdyby ona żyła, wszystko byłoby inaczej! Gdybym nie zamknęła się wtedy w kabinie! Zrozum,ja nie mogę się z tobą związać! Przed moimi oczami ciągle stoi Issa, jak widmo! Gdybym nie była taka głupia, ty i ona mielibyścieszansę na szczęście.Albo ty i ja mielibyśmy szansę!- Gdyby w morzu rosły grzyby.- mamrotałem apatycznie.Zablokowałem sobie reakcje na imię Issy.- Gdyby Issa żyła, nie związałabym się z Rimuszem.- A co, on ci się nie podoba?- Bardzo mi się podoba.- Ożywiła się i nawet przestała płakać.- To śmiały człowiek, szlachetny i taki wykształcony.Zna na pamięć trzy tysiące linijek poezji klasycznej!- Co za pożyteczna umiejętność. -A nawet sam pisze! Zadeklamuję ci, chcesz? -1 nie czekając na odpowiedz, zaczęła deklamować, a tłumacz tłumaczył:Jak sad nocą ciemna moja dusza.Tam jest cisza, smutek, obojętność,Tylko czarne jak śmierć kwiaty przekleństwaOłowianymi kiwają głowami.- Proszę, nie o śmierci! A zwłaszcza nie wierszem - westchnąłem.- Jak chcesz.Chyba się obraziła, ale mnie już było wszystko jedno.Znajdowałem się w silnie zmienionym stanie świadomości.Alkohol,półmrok gabinetu i ta siostrzana bliskość Rishi.A raczej kobieca bliskość, bo kobiety daaawno nie rozpieszczały mnie swojąuwagą.I te włosy Iriszki, zaplecione w dwa warkocze, o, jeden warkocz się rozplótł i włosy leżą na moim ramieniu jak czarneskrzydło.Im dłużej patrzyłem na te włosy, tym wyrazniej widziałem, że są takie same jak włosy Issy, lśniące, czarne jak węgiel, tak samodługie i tak samo jedwabiste.No tak, jakże inaczej, przecież Issa jest córką demów, czyli klonów pochodzących od pechlewanówtakich jak Rishi.Wychodzi na to, że Rishi i Issa to bliskie krewne, jak kuzynki.- yle się czujesz? - zapytała Rishi.- Bardzo zle.- Może chcesz się napić zimnej wody? - Chyba myślała, że robi mi się niedobrze i marzę tylko o tym, żeby pójść do toalety i tamobjąć białego przyjaciela.- Czuję się zle w sensie metafizycznym.Rozumiesz?- Aa.ja również.I Bóg nie pomaga.Tak, jakby Ahura Mazda mnie zostawił.I nie tylko mnie.nas wszystkich.Właśnie myślałem o tym samym.I wiedziałem, że nie wolno mi o tym myśleć przynajmniej do końca wojny, nie wolno zawszelką cenę!- Muszę wracać do hotelu.Na apel już się spózniłem, ale na capstrzyk powinienem wrócić.- Już? - Rishi posmutniała, przygryzła wargę.Może myślała, że przesiedzimy tu całą noc.- I tak pewnie zastanawiają się, gdzie jestem.Właśnie, skąd wiedziałaś, że mnie tu znajdziesz?- Zwiatopełk Daromirowicz mi powiedział.- Tyłtyń? A skąd ty go znasz?- Zwiatopełk Daromirowicz był honorowym przewodniczącym Centrum Dialogu Kultur w Chosrowie przez prawie ćwierć wieku!- No i co?- Moja mama była jego sekretarzem.- Boże.- Przylatywał zwykle raz w miesiącu.Każda jego wizyta była dla mnie świętem.To człowiek o złotym sercu, prawdziwy aszwant.- Boże, aszwant [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl