[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak, ostatnio któregoś wieczoru spotkałem tegolokatora w sieni, wracał z miasta.I to z dziewczyną, kiedyś jużją widziałem, bywała u niego.Mówił do niej Kryśka.Ale kiedyto było?.Czy aby właśnie nie w poniedziałek?Pan Ochopnia odsunął się nieco od stołu i spojrzał na swoichgości, którzy słuchali nie przerywając, by nie zakłócić toku jegomyśli.- Co ja tam wówczas robiłem? - mruknął wreszcie.-Spotkałem ich w sieni, jak wracałem z piwnicy.No tak,zszedłem na dół, bo zepsuło się światło w tym pionie.A kiedyto światło zgasło? Właśnie w poniedziałek!- Jesteś pewny, że było to w poniedziałek? - spytałtowarzysz Głuszy.- Teraz już tak!- Która to była godzina?- Około dziewiątej.Było już ciemno, więc zaraz potemzapaliłem światło na schodach.Widziałem ich dobrze, bośmysię minęli.- Jak wyglądała ta dziewczyna?- Taka przy kości, nie można powiedzieć.Jasne włosy, no imiała co nieść przed sobą.- gospodarz uśmiechnął się.- A nazwisko? Może pan słyszał?- Nie, nazwiska nie znam.Słyszałem tylko, jakmówił do niej Kryśka.Aha, jeszcze jedno.Kiedyś jakwychodziła od niego, Dektura mieszka na parterze i stał wotwartym oknie, usłyszałem, będąc na podwórzu, że zawołałana pożegnanie: Daj mi znać przez Danusię, numer Ratuszowej znajdziesz w spisie.- Hm.- Sierżant Głusza zastanawiał się nad otrzymanymiinformacjami.- Może coś jeszcze pan sobie przypomni?Ochopnia pokręcił głową.- Nie.To wszystko, co mogę powiedzieć.- Dziękuję.To już jest coś.Teraz miałbym tylko prośbę, byDektura nie zorientował się, że nas interesuje.- Może pan być spokojny - zapewnił gospodarz - nigdy niemiałem długiego języka.Po tej rozmowie sierżant Głusza ruszył od razu do Ratuszowej.Domyślił się, że chodziło o kawiarnię.Musiałporozmawiać z ową Krystyną, gdyż fakt, że była u Dekturyowego wieczoru, o niczym jeszcze nie świadczył.Mogła przecieżwyjść po godzinie albo nawet i asystować przy grze, o czymDektura wolał nie mówić.Było jeszcze wcześnie i lokal świecił pustkami.Sierżant,ubrany po cywilnemu, podszedł do bufetowej krzątającej się zaladą i spytał:- Czy zastałem Danusię?Kobieta zmierzyła go lustrującym spojrzeniem i zawołała,obracając się w stronę wiszącej za nią portiery.- Danusia! Chodz no, ktoś do ciebie!Zza zasłony ukazała się ładna dziewczyna.Jej pełnawdzięku sylwetka nie harmonizowała z ostrym, badawczymwzrokiem doświadczonej już kobiety.- Przyszedłem do pani - oznajmił Głusza podchodząc doniej.- W jakiej sprawie? - ton głosu nie wróżył nic dobrego.- W sprawie Krysi.Sierżant nie spodziewał się reakcji, jaką wywołały jegosłowa.- Nie chcę słyszeć o tej lafiryndzie! Dość już mam jejsztosów! Wszyscy myślą, że będę za nią odpowiadać, bo jestmoją siostrą! Cholerę w bok!- Ale, proszę pani, ja żadnych pretensji do niej nie mam -pośpieszył z zapewnieniem sierżant.- Nawet jej nie znam, tomój przyjaciel prosił, abym z panią porozmawiał.Może sobiegdzieś przysiądziemy na boku, to pani powiem, o co chodzi.Dziewczyna nic nie odpowiedziała, ale usiadła naprzeciwGłuszy, gdy ten zajął miejsce przy pobliskim stoliku.- No, więc o co chodzi? Mów pan szybko, bo mam robotę!- Chcę jej przekazać ważną wiadomość.Ponieważ przyjacielnic znał adresu siostry, powiedział, żebym się zgłosił do pani.To wszystko.- Co to za wiadomość?Sierżant uśmiechnął się z zażenowaniem.- Jest pani tak wrogo usposobiona do siostry, że nie wiem,czy mam mówić.- Więc niech pan nie mówi! - Wzruszyła ramionami.- Możetak będzie lepiej, bo na pewno znów szuka jej milicja.Głusza jakby się jeszcze wahał.- Chyba nie, bo miałem ją tylko ostrzec, aby chwilowozniknęła niektórym z oczu, a zwłaszcza Chudemu.Onapodobno będzie wiedziała, o kogo chodzi.Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę.- Niewiele będę mogła pomóc, bo sama nie wiem, gdzie sięobraca - oświadczyła wreszcie już spokojniejszym tonem.- A mieszkanie? Nie bywa tam?- Na Mikołaja Trąby? Już nie widzieli jej od kilku miesięcy!- Czy to pani mieszkanie?- Nie, ja mam pokój w śródmieściu.Tam mieszka matka zbraćmi.No i ona, jeśli nie włóczy się z chłopami.- Pod którym na Trąby? Może bym jednak tam poszedł?- Pod piątym, ale to szkoda czasu.Prędzej może będzie, coś oniej wiedzieć Józef Kwapień.Ma ogrodnictwo na Pustej poddwudziestym.Wiem, że jakiś czas z nim żyła.- No, to już jest coś.Bardzo dziękuję.- Głusza wstał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Tak, ostatnio któregoś wieczoru spotkałem tegolokatora w sieni, wracał z miasta.I to z dziewczyną, kiedyś jużją widziałem, bywała u niego.Mówił do niej Kryśka.Ale kiedyto było?.Czy aby właśnie nie w poniedziałek?Pan Ochopnia odsunął się nieco od stołu i spojrzał na swoichgości, którzy słuchali nie przerywając, by nie zakłócić toku jegomyśli.- Co ja tam wówczas robiłem? - mruknął wreszcie.-Spotkałem ich w sieni, jak wracałem z piwnicy.No tak,zszedłem na dół, bo zepsuło się światło w tym pionie.A kiedyto światło zgasło? Właśnie w poniedziałek!- Jesteś pewny, że było to w poniedziałek? - spytałtowarzysz Głuszy.- Teraz już tak!- Która to była godzina?- Około dziewiątej.Było już ciemno, więc zaraz potemzapaliłem światło na schodach.Widziałem ich dobrze, bośmysię minęli.- Jak wyglądała ta dziewczyna?- Taka przy kości, nie można powiedzieć.Jasne włosy, no imiała co nieść przed sobą.- gospodarz uśmiechnął się.- A nazwisko? Może pan słyszał?- Nie, nazwiska nie znam.Słyszałem tylko, jakmówił do niej Kryśka.Aha, jeszcze jedno.Kiedyś jakwychodziła od niego, Dektura mieszka na parterze i stał wotwartym oknie, usłyszałem, będąc na podwórzu, że zawołałana pożegnanie: Daj mi znać przez Danusię, numer Ratuszowej znajdziesz w spisie.- Hm.- Sierżant Głusza zastanawiał się nad otrzymanymiinformacjami.- Może coś jeszcze pan sobie przypomni?Ochopnia pokręcił głową.- Nie.To wszystko, co mogę powiedzieć.- Dziękuję.To już jest coś.Teraz miałbym tylko prośbę, byDektura nie zorientował się, że nas interesuje.- Może pan być spokojny - zapewnił gospodarz - nigdy niemiałem długiego języka.Po tej rozmowie sierżant Głusza ruszył od razu do Ratuszowej.Domyślił się, że chodziło o kawiarnię.Musiałporozmawiać z ową Krystyną, gdyż fakt, że była u Dekturyowego wieczoru, o niczym jeszcze nie świadczył.Mogła przecieżwyjść po godzinie albo nawet i asystować przy grze, o czymDektura wolał nie mówić.Było jeszcze wcześnie i lokal świecił pustkami.Sierżant,ubrany po cywilnemu, podszedł do bufetowej krzątającej się zaladą i spytał:- Czy zastałem Danusię?Kobieta zmierzyła go lustrującym spojrzeniem i zawołała,obracając się w stronę wiszącej za nią portiery.- Danusia! Chodz no, ktoś do ciebie!Zza zasłony ukazała się ładna dziewczyna.Jej pełnawdzięku sylwetka nie harmonizowała z ostrym, badawczymwzrokiem doświadczonej już kobiety.- Przyszedłem do pani - oznajmił Głusza podchodząc doniej.- W jakiej sprawie? - ton głosu nie wróżył nic dobrego.- W sprawie Krysi.Sierżant nie spodziewał się reakcji, jaką wywołały jegosłowa.- Nie chcę słyszeć o tej lafiryndzie! Dość już mam jejsztosów! Wszyscy myślą, że będę za nią odpowiadać, bo jestmoją siostrą! Cholerę w bok!- Ale, proszę pani, ja żadnych pretensji do niej nie mam -pośpieszył z zapewnieniem sierżant.- Nawet jej nie znam, tomój przyjaciel prosił, abym z panią porozmawiał.Może sobiegdzieś przysiądziemy na boku, to pani powiem, o co chodzi.Dziewczyna nic nie odpowiedziała, ale usiadła naprzeciwGłuszy, gdy ten zajął miejsce przy pobliskim stoliku.- No, więc o co chodzi? Mów pan szybko, bo mam robotę!- Chcę jej przekazać ważną wiadomość.Ponieważ przyjacielnic znał adresu siostry, powiedział, żebym się zgłosił do pani.To wszystko.- Co to za wiadomość?Sierżant uśmiechnął się z zażenowaniem.- Jest pani tak wrogo usposobiona do siostry, że nie wiem,czy mam mówić.- Więc niech pan nie mówi! - Wzruszyła ramionami.- Możetak będzie lepiej, bo na pewno znów szuka jej milicja.Głusza jakby się jeszcze wahał.- Chyba nie, bo miałem ją tylko ostrzec, aby chwilowozniknęła niektórym z oczu, a zwłaszcza Chudemu.Onapodobno będzie wiedziała, o kogo chodzi.Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę.- Niewiele będę mogła pomóc, bo sama nie wiem, gdzie sięobraca - oświadczyła wreszcie już spokojniejszym tonem.- A mieszkanie? Nie bywa tam?- Na Mikołaja Trąby? Już nie widzieli jej od kilku miesięcy!- Czy to pani mieszkanie?- Nie, ja mam pokój w śródmieściu.Tam mieszka matka zbraćmi.No i ona, jeśli nie włóczy się z chłopami.- Pod którym na Trąby? Może bym jednak tam poszedł?- Pod piątym, ale to szkoda czasu.Prędzej może będzie, coś oniej wiedzieć Józef Kwapień.Ma ogrodnictwo na Pustej poddwudziestym.Wiem, że jakiś czas z nim żyła.- No, to już jest coś.Bardzo dziękuję.- Głusza wstał [ Pobierz całość w formacie PDF ]