[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jakiekolwiek byś miała zmartwienie  ciągnął książę Andrzej  m-lle Sophie, proszę pa-nią, cokolwiek by się stało, tylko do niego jednego proszę się zwrócić o radę i pomoc.Toczłowiek bardzo roztargniony i arcyśmieszny, ale serce ma złote.Ani ojciec i matka, ani Sonia, ani sam książę Andrzej nie byli w stanie przewidzieć, jakpodziała na Nataszę rozstanie z narzeczonym.Owego dnia, zaczerwieniona i wzruszona, zsuchymi oczyma chodziła po domu i zajmowała się najbłahszymi sprawami, jak gdyby nierozumiejąc tego, co ją czeka.Nie płakała nawet i wtedy, kiedy żegnając się, po raz ostatnicałował ją w rękę. Proszę nie wyjeżdżać!  rzekła tylko takim głosem, który kazał mu się zastanowić, czyrzeczywiście nie powinien by zostać, i który długo potem pamiętał.Kiedy wyjechał, równieżnie płakała; ale przez kilka dni siedziała bez łez w swym pokoju, niczym się nie interesowała,tylko od czasu do czasu powtarzała:  Ach, czemuż on wyjechał!Lecz w dwa tygodnie po jego odjezdzie, również niespodzianie dla otoczenia, ocknęła sięze swej choroby duchowej, stała się taka sama jak przedtem, jednak ze zmienioną fizjonomiąmoralną  podobnie jak dzieci wstają z łóżka po długotrwałej chorobie z zupełnie odmienionątwarzą.418 XXVOwego ostatniego roku po wyjezdzie syna zdrowie i charakter księcia Mikołaja Andreje-wicza Bołkońskiego bardzo osłabły.Stał się jeszcze bardziej rozdrażniony niż przedtem,wszystkie zaś wybuchy jego bezprzyczynowego gniewu skupiały się przede wszystkim naksiężniczce Marii.Jak gdyby wyszukiwał starannie wszystkie jej czułe miejsca, aby jak naj-okrutniej dręczyć ją moralnie.Księżniczka Maria miała dwie namiętności, a zarazem i dwieradości: bratanka Mikołaja i religię, i obydwie były ulubionym tematem napaści oraz szy-derstw księcia.O czymkolwiek była mowa, sprowadzał rozmowę na przesądy starych panienalbo na rozpieszczanie i psucie dzieci. Chcesz z niego (z Nikoleńki) zrobić taką samą starąpannę, jaką ty jesteś; to zbyteczne: książę Andrzej potrzebuje syna, a nie pannicy  powia-dał.Albo zwracając się do mademoiselle Bourienne pytał ją przy księżniczce Marii, jak się jejpodobają nasi popi i ikony, i żartował.Nieustannie obrażał boleśnie księżniczkę Marię, ale córka nawet nie musiała wysilać się,by mu przebaczać.Czyż mógł być wobec niej winien i czyż ojciec jej, który, przecie dobrzeto wiedziała, kochał ją, mógł być dla niej niesprawiedliwy? A i cóż to takiego sprawiedli-wość? Księżniczka nigdy nie myślała o tym dumnym słowie  sprawiedliwość.Wszystkieskomplikowane prawa ludzkości skupiały się dla niej w jednym prostym i jasnym prawie  wprawie miłości i poświęcenia, danym nam przez Tego, który z miłością cierpiał za ludzkość,sam będąc Bogiem.Cóż ją obchodziła sprawiedliwość czy niesprawiedliwość innych ludzi?Sama powinna cierpieć i kochać  i to właśnie czyniła.Zimą książę Andrzej przyjechał do Aysych Gór, był wesół, łagodny i tkliwy, jakim go jużdawno księżniczka Maria nie widziała.Przeczuwała, że coś się z nim stało, ale on nic jej niepowiedział o swej miłości.Przed wyjazdem książę Andrzej długo o czymś rozmawiał z ojcemi księżniczka Maria zauważyła, że przed wyjazdem wzajemnie byli z siebie niezadowoleni.Wkrótce po wyjezdzie księcia Andrzeja księżniczka Maria pisała z Aysych Gór do Peters-burga do swej przyjaciółki Julie Karagin, którą w marzeniach, jak to zawsze marzą panny,chciała wydać za swego brata.W owym czasie Julie była w żałobie z powodu śmierci swoje-go brata, który został zabity w Turcji.Smutek, jak widać, jest udziałem nas wszystkich, moja droga i tkliwa przyjaciółko Julie.Twoja strata jest tak straszna, że nie mogę jej sobie wytłumaczyć inaczej niż osobliwą ła-ską Boga, który  kochając Was  chce Was doświadczyć.Ciebie i Twą najlepszą matkę.Ach, moja droga, religia, i tylko religia może nas, nie mówię już, pocieszyć, ale uratowaćprzed rozpaczą, tylko religia może nam wytłumaczyć to, czego bez jej pomocy człowiek niejest w stanie pojąć: czemuż to istoty dobre, wzniosłe, umiejące znalezć szczęście w życiu,które nie tylko że nikomu nie szkodzą, ale i są niezbędne dla szczęścia innych.Bóg wzywa dosiebie, a pozostają przy życiu ludzie zli, niepożyteczni, szkodliwi albo tacy, którzy są cięża-rem dla siebie i dla innych.Pierwsza śmierć, którą widziałam i której nigdy nie zapomnę śmierć mej drogiej bratowej  zrobiła na mnie takie wrażenie.Tak samo jak Ty zapytujeszlosu, dlaczego Twój szlachetny brat musiał umrzeć, ja zapytywałam, dlaczego musiałaumrzeć anielska Liza, która nie tylko nikomu nie zrobiła nic złego, ale nigdy nie miała w du-szy nic prócz dobrych myśli.I cóż, moja droga! Oto minęło od tego czasu pięć lat i swymmizernym rozumem zaczynam wyraznie pojmować, dlaczego ona musiała umrzeć i w jakisposób jej śmierć była wyrazem nieskończonej dobroci Stwórcy, którego wszystkie działania,419 acz przeważnie ich nie pojmujemy, są objawem Jego nieskończonej miłości dla swego stwo-rzenia.Często myślę, że była zbyt anielsko niewinna, by miała siłę znieść wszystkie obo-wiązki matki.Jako młoda żona była bez zarzutu; może nie mogłaby być takąż matką.Obec-nie, nie dość tego, że pozostawiła nam, a szczególnie księciu Andrzejowi, najczystszy żal iwspomnienie, ale pewno zajmie tam miejsce, na jakie ja nie śmię robić sobie nadziei.Ale, niemówiąc już o niej, ta przedwczesna i straszna śmierć pomimo żalu wywarła na mnie i na me-go brata nader dobroczynny wpływ.Wówczas, w chwili straty, takie myśli nie mogły mnienawiedzić, wówczas odpędziłabym je z przerażeniem, ale obecnie jest to tak jasne i niewąt-pliwe [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl