[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Więc noś ten pierścionek.- Z uśmiechem zadowoleniaprzypieczętował ich układ.Gdy nie uczyniła zadość jego próbie, wyjął pudełeczko z jejzesztywniałych palców, otworzył, wydobył pierścionek i wsunąłjej na serdeczny palec.Skurcz chwycił ją za gardło i wydawało się, że za chwilę sięudusi.Taki piękny przedmiot powinien przypieczętowaćprawdziwe zaręczyny, a nie taką farsę.Nie chciała, żeby widziałjej przygnębienie, więc odwróciła się i udawała, że podziwiaklejnot.RS41- Jest piękny.Dziękuję.- Nie musisz się martwić, że trzeba będzie go zwrócić.Jesttwój.Zatrzymaj go.- Nie śmiałabym tego zrobić.- Ze zdumienia otworzyłaszeroko oczy.- Jestem dla ciebie aż tak odpychający?W rzeczywistości postanowiła zwrócić pierścionek kierowanaprzeciwnym uczuciem.Obróciłoby to w niwecz jej zamiarutrzymania Bena na dystans, gdyby zachowała tak namacalnąpamiątkę po nim, kiedy już się rozstaną.- Nie myślałam o tobie.Myślałam o wartości pierścionka.- Zadziwiasz mnie.Powiedziałem, iż nie oczekuję współpracyza darmo.Przyjmij ten pierścionek jako zapłatę.- Za to, że robię coś, czego nie chcę? - spytała, zraniona tymisłowami do głębi; nie zamierzała mu jednak okazać, jak bardzoją dotknął.- Jak chcesz.- Cyniczna maska bez uprzedzenia opadła mu ztwarzy, by odsłonić wyraz takiego nieszczęścia, że wstrząsnęłonią do głębi.- Wiem, jakie to dla ciebie trudne być tutaj, gdy Rick żeni sięz kimś innym.Jestem jednak wdzięczny, że zgodziłaś się tozrobić dla Robyn.Nie wiem teraz, czy postąpiłem dobrze czyzle.Nigdy nie widziała Bena takim, jak teraz, bezbronnym igotowym przyznać się do błędu.Popełnił błąd, ale nie taki, jakprzypuszczał.- Pojedziemy na przejażdżkę samochodem przed kolacją.Chciałbym ci coś pokazać.Rozumiała go.Byłoby dosyć dziwne, gdyby chociaż trochęnie przebywali razem.Nie chodziło mu o to, by być z nią sam nasam.- Dobrze.- W jej głosie wyraznie dało się słyszećprzygnębienie.- To było zaproszenie, nie rozkaz.- Był poirytowany.RS42- Gdyby to był rozkaz, nie przyjęłabym go - zapewniła.Instynktownie wyciągnęła rękę i dotknęła jego ramienia, alenatychmiast ją opuściła, wiedząc, dokąd mogą zaprowadzić jątakie zbliżenia.- Czy moglibyśmy być dla siebie mili, przynajmniej zewzględu na Robyn, jeżeli nie na nas samych?Jechali w ciszy przez nie kończące się równiny.Po długiejporze suchej ich powierzchnia była pofałdowana, większośćrzek stanowiły ślepe dopływy, przedzielone wyschniętymkorytem rzeki głównej.Przejechali ich kilka, kołysząc sięgwałtownie w tył i w przód.- Dokąd jedziemy? - spytała, kiedy przeprawili się przeztrzecie z kolei wyschnięte koryto rzeki.- Zobaczyć moją ulubioną inwestycję - poinformował.Nie powiedział nic więcej.Jej ciekawość wzrosła, gdypodjechali do osady na brzegu rzeki, którą rozpoznała jakoCrocodile Creek.Dokonała fachowej oceny kanałów zasilających, budynków,ogrodzonego fragmentu brzegu.- Hodujesz krokodyle.Skinął głową.- Mam pozwolenie od wielu lat, ale w tym roku nareszciestarczyło mi czasu, by wszystko zaczęło działać.Nie usiłowała ukryć zadowolenia.- Farmy krokodyli były zawsze moim hobby, zawsze, odkąd.- Głos jej zamarł.- Zapomniałam, że śledziłeś moje poczynaniaw Darwin.- Wiem wystarczająco dużo.To na przykład, że pisałaśartykuły do Australian Natur al His tory Magazine o tym, jakfarmy krokodyli mogą pomóc sprawie ochrony przyrody.Jedenz nich natchnął mnie myślą założenia takiej hodowli tutaj.Było jej niezwykle przyjemnie.Od bardzo dawna popierałaideę gromadzenia jaj i pomagała zbierać je z gniazd, by mogłybyć umieszczane w inkubatorach, a małe wylęgały się widealnych warunkach i wzrastały na farmach posiadającychRS43specjalną licencję [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Więc noś ten pierścionek.- Z uśmiechem zadowoleniaprzypieczętował ich układ.Gdy nie uczyniła zadość jego próbie, wyjął pudełeczko z jejzesztywniałych palców, otworzył, wydobył pierścionek i wsunąłjej na serdeczny palec.Skurcz chwycił ją za gardło i wydawało się, że za chwilę sięudusi.Taki piękny przedmiot powinien przypieczętowaćprawdziwe zaręczyny, a nie taką farsę.Nie chciała, żeby widziałjej przygnębienie, więc odwróciła się i udawała, że podziwiaklejnot.RS41- Jest piękny.Dziękuję.- Nie musisz się martwić, że trzeba będzie go zwrócić.Jesttwój.Zatrzymaj go.- Nie śmiałabym tego zrobić.- Ze zdumienia otworzyłaszeroko oczy.- Jestem dla ciebie aż tak odpychający?W rzeczywistości postanowiła zwrócić pierścionek kierowanaprzeciwnym uczuciem.Obróciłoby to w niwecz jej zamiarutrzymania Bena na dystans, gdyby zachowała tak namacalnąpamiątkę po nim, kiedy już się rozstaną.- Nie myślałam o tobie.Myślałam o wartości pierścionka.- Zadziwiasz mnie.Powiedziałem, iż nie oczekuję współpracyza darmo.Przyjmij ten pierścionek jako zapłatę.- Za to, że robię coś, czego nie chcę? - spytała, zraniona tymisłowami do głębi; nie zamierzała mu jednak okazać, jak bardzoją dotknął.- Jak chcesz.- Cyniczna maska bez uprzedzenia opadła mu ztwarzy, by odsłonić wyraz takiego nieszczęścia, że wstrząsnęłonią do głębi.- Wiem, jakie to dla ciebie trudne być tutaj, gdy Rick żeni sięz kimś innym.Jestem jednak wdzięczny, że zgodziłaś się tozrobić dla Robyn.Nie wiem teraz, czy postąpiłem dobrze czyzle.Nigdy nie widziała Bena takim, jak teraz, bezbronnym igotowym przyznać się do błędu.Popełnił błąd, ale nie taki, jakprzypuszczał.- Pojedziemy na przejażdżkę samochodem przed kolacją.Chciałbym ci coś pokazać.Rozumiała go.Byłoby dosyć dziwne, gdyby chociaż trochęnie przebywali razem.Nie chodziło mu o to, by być z nią sam nasam.- Dobrze.- W jej głosie wyraznie dało się słyszećprzygnębienie.- To było zaproszenie, nie rozkaz.- Był poirytowany.RS42- Gdyby to był rozkaz, nie przyjęłabym go - zapewniła.Instynktownie wyciągnęła rękę i dotknęła jego ramienia, alenatychmiast ją opuściła, wiedząc, dokąd mogą zaprowadzić jątakie zbliżenia.- Czy moglibyśmy być dla siebie mili, przynajmniej zewzględu na Robyn, jeżeli nie na nas samych?Jechali w ciszy przez nie kończące się równiny.Po długiejporze suchej ich powierzchnia była pofałdowana, większośćrzek stanowiły ślepe dopływy, przedzielone wyschniętymkorytem rzeki głównej.Przejechali ich kilka, kołysząc sięgwałtownie w tył i w przód.- Dokąd jedziemy? - spytała, kiedy przeprawili się przeztrzecie z kolei wyschnięte koryto rzeki.- Zobaczyć moją ulubioną inwestycję - poinformował.Nie powiedział nic więcej.Jej ciekawość wzrosła, gdypodjechali do osady na brzegu rzeki, którą rozpoznała jakoCrocodile Creek.Dokonała fachowej oceny kanałów zasilających, budynków,ogrodzonego fragmentu brzegu.- Hodujesz krokodyle.Skinął głową.- Mam pozwolenie od wielu lat, ale w tym roku nareszciestarczyło mi czasu, by wszystko zaczęło działać.Nie usiłowała ukryć zadowolenia.- Farmy krokodyli były zawsze moim hobby, zawsze, odkąd.- Głos jej zamarł.- Zapomniałam, że śledziłeś moje poczynaniaw Darwin.- Wiem wystarczająco dużo.To na przykład, że pisałaśartykuły do Australian Natur al His tory Magazine o tym, jakfarmy krokodyli mogą pomóc sprawie ochrony przyrody.Jedenz nich natchnął mnie myślą założenia takiej hodowli tutaj.Było jej niezwykle przyjemnie.Od bardzo dawna popierałaideę gromadzenia jaj i pomagała zbierać je z gniazd, by mogłybyć umieszczane w inkubatorach, a małe wylęgały się widealnych warunkach i wzrastały na farmach posiadającychRS43specjalną licencję [ Pobierz całość w formacie PDF ]