[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przynajmniej go nie zanudziła.%7ładne z nich nie dostrzegło Seana Walsha, spoglądającego na nich zcukierni Birdie Mac.Birdie często przyrządzała herbatę z grzankami wniedzielne popołudnia i Sean Walsh nabrał zwyczaju wpadania do niej napół godzinki.Jego oczy były zimne, kiedy obserwował Benny Hogan i te-go aroganckiego szczeniaka, który towarzyszył jej owego pamiętnegopierwszego dnia studiów.Oboje wygłupiali się i popisywali tuż przedbramą klasztoru, na oczach całego miasta.Widok ten wcale go nieucieszył, o nie!Benny i Jack przystanęli przed bramą, zza której rozciągał się widok namajątek Westwardów.Benny pokazała Jackowi cmentarz, na którymspoczywali wszyscy członkowie rodu i mały pomnik ofiar wojny, podktórym zawsze składano w listopadzie wieńce maków, ponieważ takwielu Westwardów poległo na różnych frontach.- Czy to nie dziwne, że uczestniczyli w tak wielu wojnach, a jednocześniemieszkali tutaj? - zauważyła.- Ale to przecież ich cała tradycja, kultura i wszystko -odparł Jack.- Wiem, ale podczas gdy inni mówili o ojczyznie, rodzinnych stronach,królach, królowych, wielkich krajach.oni wspominali tylko oKnockglen.- Nie lekceważ Knockglen - odparł ze śmiechem.- Nie pozwól, aby Fonsie z baru usłyszał, jak to mówisz.Natychmiastspróbowałby zrobić z tego przebój sezonu.Billu Haley, zejdz z drogi,czas na Fonsiego.- Skąd on wziął to imię?- Alphonsus.- O Boże.- Wiem.Musisz przyznać, Jacku Foley, że ci się upiekło Masz całkiemnormalne imię.- A ty? Nazywasz się Benedicta?- Nie, nic tak wyrafinowanego.Obawiam się, że po prostu MaryBernadettę. - Benny brzmi bardzo ładnie.Pasuje do ciebie.Zapadł już zmierzch, gdyzawrócili.W oknach klasztorupojawiły się światła.Benny opowiedziała Jackowi o Ewie i jej życiu tutajoraz o uroczej sypialni, z której można było oglądać całe miasto.- No, bezpiecznie odstawiam cię na miejsce - stwierdziła,podprowadzając go do drzwi drogerii Kennedych.- Wejdziesz?- Nie, może pan Kennedy nie czuje się najlepiej.- Dzięki, Benny, to było urocze spotkanie.- Cieszę się, że mnie odwiedziłeś.Ja także świetnie się bawiłam.- Może wybierzesz się gdzieś ze mną wieczorem w Dublinie? - spytałnagle, niemal zaskakując samego siebie.- Nie wieczorem.Pamiętaj, że jestem Kopciuszkiem.Ale zobaczymy sięna uczelni.- Wobec tego może jakiś lunch?- To byłoby wspaniale - odparła i pomaszerowała w dół mroczną ulicą.-biedny Joe - westchnął ojciec po długiej chwili ciszy, gdy już obajznalezli się w samochodzie.- Ma raka?- Jest nim przeżarty.Z tego, co słyszę, szacuję, że zostało mu paręmiesięcy.- Co mu powiedziałeś?- Chciał, żebym go wysłuchał.- Nie ma tu nikogo, kto mógłby to zrobić?- Nie.Sądząc z tego, co mówił, mają tu jedynie nieuprzejmego,niecierpliwego lekarza, a jego żona uważa, że jest bezpieczny w rękachPraskiego Dzieciątka czy innego podobnego autorytetu i ucina wszelkiedyskusje na ten temat.No dobrze, wystarczy.Co słychać u twojejprzyjaciółki? Joe twierdzi, że to miła dziewczyna.Duża sztuka, tak jąokreślił.- Szkoda, że nie potrafi lepiej opisywać ludzi. - Wyjaśnijmy to sobie - Nan patrzyła na nią z niedowierzaniem.- Chciałsię z tobą umówić? To znaczy, powiedział, że chętnie by się z tobąspotkał któregoś wieczoru, a ty powiedziałaś nie?- Nie.Niezupełnie.A on nie zaprosił mnie w ten sposób.Nan obejrzała się na Ewę.Wszystkie trzy siedziały razem, czekając naprzybycie wykładowcy.Odsunęły się nieco od reszty grupy, abyspokojnie rozważyć całą sytaucję.- No to zaprosił cię czy nie? - spytała Ewa.- Tak jak przyjaciela.Jak gdyby nigdy nic.To nie była randka ani nic ztych rzeczy.- Niewątpliwie.Szczególnie że odmówiłaś - zauważyła sucho Ewa.- Nie mów tak - Benny powiodła wzrokiem po twarzach przyjaciółek.-Przysięgam, że jeśli naprawdę mnie zaprosi, zgodzę się.Jesteściezadowolone?- A gdzie przenocujesz w Dublinie? - chciała wiedzieć Ewa.- Mogłabym zatrzymać się u ciebie, prawda Nan?- Tak, jasne - padła odpowiedz spózniona o pół sekundy.Benny zerknęła na Ewę.- Albo jeśli byłby to jakiś problem, mogłabym zanocować u ciebie, w DunLaoghaire.- Nie ma sprawy.- Tym razem przyjaciółka odpowiedziała bez wahania,ale oczywiście matka i ojciec nigdy nie pozwolą jej zatrzymać się wpełnym chłopców pensjonacie, u kobiety, której w ogóle nie znają.Nawetjeśli Ewa mieszka tam i pomaga w gospodarstwie.Benny filozoficzniepodchodziła do całej sprawy.- To i tak nigdy się nie zdarzy, po co więc snuć dalekosiężne plany?W damskiej czytelni na tablicy ogłoszeń wisiał przylepiony taśmąkawałek papieru zaadresowany:  Benny Hogan.WydziałHumanistyczny".Rozłożyła go dyskretnie.Za- pewne to liścik od bladego kleryka, który opuścił wykład z historii, a onaobiecała mu swoje notatki.Benny pamiętała, żeby zabrać ze sobą kalkę,będzie więc mógł zatrzymać sobie kopię.Nie znała nawet jego nazwiska.Był to zatroskany młodzieniec, niewątpliwie dość chorowity.Jego białatwarz zdawała się jeszcze bledsza w zestawieniu z czarnym ubraniem.Ogarnęło ją dziwne uczucie, gdy ujrzała, że list pochodzi od JackaFoleya.Przypominało to nieco nagły wstrząs, który odczuwa się przydotknięciu czegoś zbyt gorącego lub za zimnego.Droga Benny,Pamiętam, że powiedziałaś, iż w tej chwili trudno Ci się wyrwaćwieczorem, co powiesz zatem na lunch w Delfinie? Nigdy tam nie byłem,ale słyszałem wiele dobrego o tej kawiarni.Czy czwartek ci odpowiada?Przypominam sobie, że wspomniałaś, iż w czwartki nie masz żadnychdodatkowych zajęć.Najprawdopodobniej spotkamy się przedtem, ale jeślinie dasz rady albo nie masz ochoty na lunch, czy mogłabyś zostawićwiadomość na portierni? Mam nadzieję, że nie odpiszesz, bo będzie toznaczyło, że spotkamy się w Delfinie o pierwszej piętnaście we czwartek.Dziękuję ci za urocze popołudnie w Knockglen.Ucałowania.Jack.Ucałowania, Jack [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl