[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zamierzam wynająć jakieś mieszkanie i zacząć żyć nawłasną rękę.Przez lata czekałam cierpliwie, aż Hal i ja założymy rodzinę.Może gdybyśmy się pobrali i mieli dzieci.- Urwała, po czym po chwili podjęła: - Skoro jednak tak się nie stało98 W OSTATNIEJ CHWILIi nie stanie się nigdy, nie ma powodu, bym tu mieszkała.Muszępomyśleć o swojej przyszłości.- Twoja przyszłość jest przy nas-argumentował Bob.- Jestem dorosła.Potrzebuję.- Potrzebujemy cię, Jenny! - zawołała Sara, zaciskając spoconą, chłodną dłoń na jej ręku.- Przypominasz nam Hala.Jesteśnam bliska jak rodzona córka.Nie możesz nam tego zrobić.Proszę.Nie teraz.Daj nam trochę czasu, byśmy oswoili się ześmiercią Hala.Nie możesz odejść.Po prostu nie możesz.-Znów się rozpłakała, kryjąc twarz w mokrej od łez płóciennejserwetce.Jenny poczuła się nieswojo.W końcu miała wobec nich obowiązki.Zaopiekowali się nią i dali jej dom wówczas, kiedyzostała zupełnie sama.Czy nie była im coś winna? Trochęczasu? Kilka tygodni? Kilka miesięcy?Ta myśl przejęła ją smutkiem, ale przecież obowiązek częstoodczuwa się jak pęta.- Zgoda - poddała się, zrezygnowana.- Nie pozwolę jednakna to, by cenzurowała mnie pani Hicks ani ktokolwiek inny.Byłam zaręczona z Halem i kochałam go, ale on odszedł nazawsze.A ja mam swoje własne życie.- Zawsze mogłaś przychodzić i wychodzić, kiedy miałaś nato ochotę- powiedział Bob, uszczęśliwiony, że temat wyprowadzki został zamknięty.- Po to kupiliśmy ci samochód.Nie był to ten rodzaj wolności, o który Jenny chodziło, niesądziła jednak, że zrozumieliby ją, gdyby próbowała im to wytłumaczyć.- A teraz mój drugi warunek.Oboje przeprosicie Cage'a zasłowa, które padły wczorajszego wieczora.Spodziewając się protestów, spokojnym wzrokiem zmusiłaich do spuszczenia oczu.- Dobrze, Jenny - odezwał się w końcu Bob.- Zrobimy todla ciebie.- Nie, nie dla mnie.Dla niego i dla siebie.- Wstała i pode-W OSTATNIEJ CHWILI 99szła do drzwi.- Myślę, że Cage wam wybaczy, bo was kocha.I mam nadzieję, że Bóg wybaczy wam również.Wózki na zakupy zderzyły się.Wózek Jenny aż się zatrząsł.Opakowanie proszku do prania przewróciło się, a puszki potoczyły się hałaśliwie.Rolka papierowych ręczników uderzyłao karton jajek.- Cześć.- Ty łobuzie.Zrobiłeś to naumyślnie.Uśmiechał się leniwie, bez najmniejszej skruchy.- To wspaniała sprawa spotkać piękną kobietę w wolne popołudnie.Zderzasz się z jej wózkiem na zakupy.Ona się rumieni, jest trochę zła, ale zawsze na twojej łasce.Najlepiej sczepićkółka obydwu wózków.- Spojrzał w dół i zmarszczył czoło.- Byłaś dla mnie za szybka.- Nie masz sumienia.- Absolutnie.- Co dzieje się potem? - spytała Jenny.- Jestem zafascynowana.- Masz na myśli po.- Po tym, jak najedziesz na jej wózek z zakupami, sczepiszkółka, ona się zarumieni i tak dalej.Co robisz pózniej?- Pytam ją, czy nie miałaby ochoty pójść ze mną do łóżka.Jenny odebrała tę informację niczym cios w podbródek.- Och.- Wyminęła jego całkiem pusty wózek, wjechaław alejkę z jedzeniem dla zwierząt i skupiła uwagę na zawartościpółek.Ponieważ Hendrenowie nie trzymali żadnego stworzenia,nie miało to zbytniego sensu.- Cóż, powiedziałaś, że cię to fascynuje - tłumaczył sięCage, podążając za Jenny.- To prawda, sądziłam jednak, że twoje metody uwodzeniasą odrobinę bardziej subtelne.- Po co?- Po co? - Odwróciła się gwałtownie ku niemu, odrywając100 W OSTATNIEJ CHWILIna moment wzrok od smakowitych kęsków i wybornych granulek.- Qicesz powiedzieć, że to takie proste? Raz-dwa i już?- Strzeliła palcami.Zmarszczył brwi w udawanym skupieniu.- Nie zawsze.Niekiedy wymaga więcej czasu i wysiłku.- Bursztynowe oczy prześliznęły się po niej, lustrując prostespodnie i bawełniany sweter.- Wezmy, na przykład, ciebie.Założę się, że należysz do trudniejszych przypadków.- Dlaczego tak uważasz?- Pójdziesz ze mną do łóżka?- Nie!- Widzisz, miałem rację.Kiedy robi się takie rzeczy od takdawna jak ja, można się sporo nauczyć.Rozwija się szóstyzmysł.Natychmiast widać, że o ciebie musiałbym zabiegać długo, powoli i delikatnie.Poznałem to po sposobie, w jaki zmarszczyłaś czoło, gdy pudełko proszku zgniotło ci torbę cukierkówślazowych.To najlepszy dowód, że z tobą nie poszłoby łatwo.Przez parę sekund wpatrywała się w niego w niemym zdziwieniu, po czym wybuchnęła śmiechem.- Cage, przysięgam, że jesteś amoralny.- Bezwstydny.- Mrugnął do niej.- Ale za to szczery.Skręciła w kolejną alejkę.Cage wepchnął się przed nią, blokując przejazd.- Okropnie wyglądasz.- Czy to przykład tego długiego, powolnego, subtelnegouwodzenia? Jeśli tak, musisz nad tym jeszcze popracować - zauważyła oschle.Próbowała go wyminąć, ale zręcznie przekręcił jej wózeko dziewięćdziesiąt stopni, tarasując alejkę całkowicie.- Wiesz, o co mi chodzi.Wyglądasz na zmęczoną.Jesteśo wiele za szczupła.Co oni z tobą wyprawiają?- Nic.- Unikała jego wzroku.Wiedziała, że nie zwiedzie go bardziej niż siebie.Hendreno-wie nie słuchali jej deklaracji niezależności.Może zresztą słu-W OSTATNIEJ CHWILI 101chali, ale ignorowali to, co powiedziała.Zanim zdążyła zejść nadół na śniadanie, jej zajęcia na dany dzień były zaplanowanew najdrobniejszych szczegółach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Zamierzam wynająć jakieś mieszkanie i zacząć żyć nawłasną rękę.Przez lata czekałam cierpliwie, aż Hal i ja założymy rodzinę.Może gdybyśmy się pobrali i mieli dzieci.- Urwała, po czym po chwili podjęła: - Skoro jednak tak się nie stało98 W OSTATNIEJ CHWILIi nie stanie się nigdy, nie ma powodu, bym tu mieszkała.Muszępomyśleć o swojej przyszłości.- Twoja przyszłość jest przy nas-argumentował Bob.- Jestem dorosła.Potrzebuję.- Potrzebujemy cię, Jenny! - zawołała Sara, zaciskając spoconą, chłodną dłoń na jej ręku.- Przypominasz nam Hala.Jesteśnam bliska jak rodzona córka.Nie możesz nam tego zrobić.Proszę.Nie teraz.Daj nam trochę czasu, byśmy oswoili się ześmiercią Hala.Nie możesz odejść.Po prostu nie możesz.-Znów się rozpłakała, kryjąc twarz w mokrej od łez płóciennejserwetce.Jenny poczuła się nieswojo.W końcu miała wobec nich obowiązki.Zaopiekowali się nią i dali jej dom wówczas, kiedyzostała zupełnie sama.Czy nie była im coś winna? Trochęczasu? Kilka tygodni? Kilka miesięcy?Ta myśl przejęła ją smutkiem, ale przecież obowiązek częstoodczuwa się jak pęta.- Zgoda - poddała się, zrezygnowana.- Nie pozwolę jednakna to, by cenzurowała mnie pani Hicks ani ktokolwiek inny.Byłam zaręczona z Halem i kochałam go, ale on odszedł nazawsze.A ja mam swoje własne życie.- Zawsze mogłaś przychodzić i wychodzić, kiedy miałaś nato ochotę- powiedział Bob, uszczęśliwiony, że temat wyprowadzki został zamknięty.- Po to kupiliśmy ci samochód.Nie był to ten rodzaj wolności, o który Jenny chodziło, niesądziła jednak, że zrozumieliby ją, gdyby próbowała im to wytłumaczyć.- A teraz mój drugi warunek.Oboje przeprosicie Cage'a zasłowa, które padły wczorajszego wieczora.Spodziewając się protestów, spokojnym wzrokiem zmusiłaich do spuszczenia oczu.- Dobrze, Jenny - odezwał się w końcu Bob.- Zrobimy todla ciebie.- Nie, nie dla mnie.Dla niego i dla siebie.- Wstała i pode-W OSTATNIEJ CHWILI 99szła do drzwi.- Myślę, że Cage wam wybaczy, bo was kocha.I mam nadzieję, że Bóg wybaczy wam również.Wózki na zakupy zderzyły się.Wózek Jenny aż się zatrząsł.Opakowanie proszku do prania przewróciło się, a puszki potoczyły się hałaśliwie.Rolka papierowych ręczników uderzyłao karton jajek.- Cześć.- Ty łobuzie.Zrobiłeś to naumyślnie.Uśmiechał się leniwie, bez najmniejszej skruchy.- To wspaniała sprawa spotkać piękną kobietę w wolne popołudnie.Zderzasz się z jej wózkiem na zakupy.Ona się rumieni, jest trochę zła, ale zawsze na twojej łasce.Najlepiej sczepićkółka obydwu wózków.- Spojrzał w dół i zmarszczył czoło.- Byłaś dla mnie za szybka.- Nie masz sumienia.- Absolutnie.- Co dzieje się potem? - spytała Jenny.- Jestem zafascynowana.- Masz na myśli po.- Po tym, jak najedziesz na jej wózek z zakupami, sczepiszkółka, ona się zarumieni i tak dalej.Co robisz pózniej?- Pytam ją, czy nie miałaby ochoty pójść ze mną do łóżka.Jenny odebrała tę informację niczym cios w podbródek.- Och.- Wyminęła jego całkiem pusty wózek, wjechaław alejkę z jedzeniem dla zwierząt i skupiła uwagę na zawartościpółek.Ponieważ Hendrenowie nie trzymali żadnego stworzenia,nie miało to zbytniego sensu.- Cóż, powiedziałaś, że cię to fascynuje - tłumaczył sięCage, podążając za Jenny.- To prawda, sądziłam jednak, że twoje metody uwodzeniasą odrobinę bardziej subtelne.- Po co?- Po co? - Odwróciła się gwałtownie ku niemu, odrywając100 W OSTATNIEJ CHWILIna moment wzrok od smakowitych kęsków i wybornych granulek.- Qicesz powiedzieć, że to takie proste? Raz-dwa i już?- Strzeliła palcami.Zmarszczył brwi w udawanym skupieniu.- Nie zawsze.Niekiedy wymaga więcej czasu i wysiłku.- Bursztynowe oczy prześliznęły się po niej, lustrując prostespodnie i bawełniany sweter.- Wezmy, na przykład, ciebie.Założę się, że należysz do trudniejszych przypadków.- Dlaczego tak uważasz?- Pójdziesz ze mną do łóżka?- Nie!- Widzisz, miałem rację.Kiedy robi się takie rzeczy od takdawna jak ja, można się sporo nauczyć.Rozwija się szóstyzmysł.Natychmiast widać, że o ciebie musiałbym zabiegać długo, powoli i delikatnie.Poznałem to po sposobie, w jaki zmarszczyłaś czoło, gdy pudełko proszku zgniotło ci torbę cukierkówślazowych.To najlepszy dowód, że z tobą nie poszłoby łatwo.Przez parę sekund wpatrywała się w niego w niemym zdziwieniu, po czym wybuchnęła śmiechem.- Cage, przysięgam, że jesteś amoralny.- Bezwstydny.- Mrugnął do niej.- Ale za to szczery.Skręciła w kolejną alejkę.Cage wepchnął się przed nią, blokując przejazd.- Okropnie wyglądasz.- Czy to przykład tego długiego, powolnego, subtelnegouwodzenia? Jeśli tak, musisz nad tym jeszcze popracować - zauważyła oschle.Próbowała go wyminąć, ale zręcznie przekręcił jej wózeko dziewięćdziesiąt stopni, tarasując alejkę całkowicie.- Wiesz, o co mi chodzi.Wyglądasz na zmęczoną.Jesteśo wiele za szczupła.Co oni z tobą wyprawiają?- Nic.- Unikała jego wzroku.Wiedziała, że nie zwiedzie go bardziej niż siebie.Hendreno-wie nie słuchali jej deklaracji niezależności.Może zresztą słu-W OSTATNIEJ CHWILI 101chali, ale ignorowali to, co powiedziała.Zanim zdążyła zejść nadół na śniadanie, jej zajęcia na dany dzień były zaplanowanew najdrobniejszych szczegółach [ Pobierz całość w formacie PDF ]