[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dorridge tylko zacisnął chwyt.Mac warknął.Dorridge cofnął rękę i odsunął się od łoża.- Na Boga, Archer, twoje dni są policzone.Jeszcze za to zapłacisz.- Wolę sam się martwić o własną przyszłość - odpowiedział uprzejmie Mac.Ale wgłębi duszy bał się, że słowa Dorridge'a się sprawdzą.Wsunął się głębiej na materac, wsparł owezgłowie łóżka i jedną ręką objął Joannę za ramiona.Czując, że może w każdej chwilizemdleć, zwrócił się do konstabla.- Zdaje się, panowie, że zmyliliście drogę.Czego chcecie?Konstabl wystąpił naprzód.- Paru słów wyjaśnienia, jeśli pan łaskaw.- Przyjdzcie jutro.Nie widzicie, że jestem.- Nalegam, panie Archer.To zajmie tylko minutę.Joanna skrzywiła wargi izamruczała jak kapryśne dziecko.Powiodła paznokciem po piersi Maca i szepnęła mu doucha, dość głośno, by wszyscy słyszeli:- Każ im odejść.Gdyby tylko mógł.Nagle nie umiał znalezć ostrych słów dla Joanny,która zmieniła się w rozpustnicę.I chociaż było mu całkiem miło mieć ją owiniętą wokółsiebie jak dzikie wino - gdyby tylko ci ludzie się wynieśli - nie był pewny, czy to dobrypomysł.- Z przyjemnością porozmawiam o wszystkim, czego panowie sobie życzą.rano.Orozsądniejszej porze.- Mówię panu - ostro wtrącił Dorridge.- Archer jest winny.Niech go pan aresztuje.- Dość tego - powiedział Mac, sięgając po butelkę, potrzebował czegoś, by wyciszyćszum w uszach.Przynajmniej, jeśli zemdleje, alkohol to usprawiedliwi.- Udało wam siępopsuć mi wieczór, więc mówcie, o co chodzi i wynoście się stąd.Konstabl wyprostował się i chrząknął.Kilka razy.Wyraznie był zdenerwowany.- Zaskoczyliśmy tej nocy bandę przemytników i jesteśmy pewni, że postrzeliliśmy ichdowódcę.Mac ziewnął przeciągle.- To ciekawe, ale co to ma wspólnego ze mną?- Powiedziano nam, że to pan był tym dostawcą.- Rozumiem.- Mac starał się demonstrować swą niechęć do Dorridge'a, sądząc, że topodważy oskarżenie lorda.- A kto, mianowicie, tak pana poinformował?Konstabl przestępował z nogi na nogę, nie wiedząc, co powiedzieć.- Przestań, Archer - sarknął Dorridge.- Przejęliśmy twoją dostawę.- Zdumiewające! Naprawdę sądzicie, że tej nocy coś szmuglowałem? Joannazachichotała.Mac też się roześmiał.Miniaturowa armia maszerująca wewnątrz jego czaszkido swego tupania dodała armatnią salwę.- Wybaczcie, panowie.Ktoś z was zakpił.Jak widzicie, miałem lepsze plany na tenwieczór niż miotanie się w ciemności i w błocie, no w każdym razie nie w błocie.- Skubnąłwargami prawe ucho Joanny.Ona ma takie intrygujące ucho.W gruncie rzeczy ma wieleintrygujących miejsc.- Jesteś absolutnie cudowna, panno Fenton - szepnął.- On kłamie - krzyknął Dorridge.- Wcale nie - mówił przeciągle Mac, walcząc, by zachować jasność umysłu.- Ona jestbardzo pociągająca.- Dziękuję - uśmiechnęła się Joanna.- I wzajemnie.- Wielkie nieba! - mruknął Dorridge.- Jeszcze tu jesteście? - spytał Mac, mrużąc oczy.Zdawało mu się, że Dorridgekołysze się z boku na bok.- Stój spokojnie, człowieku.- On jest pijany - powiedział konstabl, pociągając nosem.Dorridge wskazał na Joannę.- Więc wypytaj pan dziewczynę.Konstabl wyraznie speszony całą awanturą wsunąłręce w kieszenie.- Zechce pani powiedzieć, o jakiej porze tu przybyła?- O dziewiątej.- I jest tu pani cały czas od tamtej pory? Kiwnęła głową.Jak człowiek, który cały czas znał prawdę, Mac rozparł się na poduszkach iskrzyżował ramiona.Głowa opadła mu na piersi, lecz zaraz ją uniósł:- Powinien pan wiedzieć, że Dorridge mnie nienawidzi.Niech pan jego przesłucha -wymamrotał.- Zmiesz mnie jeszcze oskarżać? - warknął Dorridge.- Jak widać.- Mac uniósł rękę, która zaraz opadła mu bezwładnie na kołdrę.- Albo,jeśli mnie pan nie wierzy, proszę spytać lorda Kerricka o moje plany na ten wieczór.Dorridge toczył pianę z ust.- Nie próbuj mieszać do tego lorda.Jego wpływy nic ci nie pomogą.- Lord Kerrick jest pana znajomym? - spytał konstabl.Zacisnął nerwowo wargi.- Zciślej biorąc, bliskim przyjacielem - wtrąciła się Joanna, widząc, że Macowizamyka się oko.Mac uniósł ciężką powiekę i ziewnął.- Nie ma potrzeby, żeby interweniował.Ja niczego nie zrobiłem.Dorridge rzucił się wstronę łóżka.- Ty łgarzu! Wiem na pewno, że byłeś tam tej nocy.Wiarogodne zródło, jeden z tobiepodobnych, wymienia właśnie ciebie.I mamy świadka.Dig.- Wicehrabia urwał w półsłowa, kończąc swą wypowiedz prychnięciem.- Słucham?Joanny nie zmylił leniwy ton głosu Maca.Morderczy błysk zapalił mu się w oczach.Ramię napięło się jak sprężyna.Mięsień na policzku drgał.Choć z trudem mógł ustać nanogach, Joanna bała się, że rzuci się Dorridge'owi do gardła.Przywarła wargami do jego warg.- Chyba widzieliśmy już dosyć - oświadczył konstabl.- Proszę wybaczyć, panieArcher, za najście o tej porze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Dorridge tylko zacisnął chwyt.Mac warknął.Dorridge cofnął rękę i odsunął się od łoża.- Na Boga, Archer, twoje dni są policzone.Jeszcze za to zapłacisz.- Wolę sam się martwić o własną przyszłość - odpowiedział uprzejmie Mac.Ale wgłębi duszy bał się, że słowa Dorridge'a się sprawdzą.Wsunął się głębiej na materac, wsparł owezgłowie łóżka i jedną ręką objął Joannę za ramiona.Czując, że może w każdej chwilizemdleć, zwrócił się do konstabla.- Zdaje się, panowie, że zmyliliście drogę.Czego chcecie?Konstabl wystąpił naprzód.- Paru słów wyjaśnienia, jeśli pan łaskaw.- Przyjdzcie jutro.Nie widzicie, że jestem.- Nalegam, panie Archer.To zajmie tylko minutę.Joanna skrzywiła wargi izamruczała jak kapryśne dziecko.Powiodła paznokciem po piersi Maca i szepnęła mu doucha, dość głośno, by wszyscy słyszeli:- Każ im odejść.Gdyby tylko mógł.Nagle nie umiał znalezć ostrych słów dla Joanny,która zmieniła się w rozpustnicę.I chociaż było mu całkiem miło mieć ją owiniętą wokółsiebie jak dzikie wino - gdyby tylko ci ludzie się wynieśli - nie był pewny, czy to dobrypomysł.- Z przyjemnością porozmawiam o wszystkim, czego panowie sobie życzą.rano.Orozsądniejszej porze.- Mówię panu - ostro wtrącił Dorridge.- Archer jest winny.Niech go pan aresztuje.- Dość tego - powiedział Mac, sięgając po butelkę, potrzebował czegoś, by wyciszyćszum w uszach.Przynajmniej, jeśli zemdleje, alkohol to usprawiedliwi.- Udało wam siępopsuć mi wieczór, więc mówcie, o co chodzi i wynoście się stąd.Konstabl wyprostował się i chrząknął.Kilka razy.Wyraznie był zdenerwowany.- Zaskoczyliśmy tej nocy bandę przemytników i jesteśmy pewni, że postrzeliliśmy ichdowódcę.Mac ziewnął przeciągle.- To ciekawe, ale co to ma wspólnego ze mną?- Powiedziano nam, że to pan był tym dostawcą.- Rozumiem.- Mac starał się demonstrować swą niechęć do Dorridge'a, sądząc, że topodważy oskarżenie lorda.- A kto, mianowicie, tak pana poinformował?Konstabl przestępował z nogi na nogę, nie wiedząc, co powiedzieć.- Przestań, Archer - sarknął Dorridge.- Przejęliśmy twoją dostawę.- Zdumiewające! Naprawdę sądzicie, że tej nocy coś szmuglowałem? Joannazachichotała.Mac też się roześmiał.Miniaturowa armia maszerująca wewnątrz jego czaszkido swego tupania dodała armatnią salwę.- Wybaczcie, panowie.Ktoś z was zakpił.Jak widzicie, miałem lepsze plany na tenwieczór niż miotanie się w ciemności i w błocie, no w każdym razie nie w błocie.- Skubnąłwargami prawe ucho Joanny.Ona ma takie intrygujące ucho.W gruncie rzeczy ma wieleintrygujących miejsc.- Jesteś absolutnie cudowna, panno Fenton - szepnął.- On kłamie - krzyknął Dorridge.- Wcale nie - mówił przeciągle Mac, walcząc, by zachować jasność umysłu.- Ona jestbardzo pociągająca.- Dziękuję - uśmiechnęła się Joanna.- I wzajemnie.- Wielkie nieba! - mruknął Dorridge.- Jeszcze tu jesteście? - spytał Mac, mrużąc oczy.Zdawało mu się, że Dorridgekołysze się z boku na bok.- Stój spokojnie, człowieku.- On jest pijany - powiedział konstabl, pociągając nosem.Dorridge wskazał na Joannę.- Więc wypytaj pan dziewczynę.Konstabl wyraznie speszony całą awanturą wsunąłręce w kieszenie.- Zechce pani powiedzieć, o jakiej porze tu przybyła?- O dziewiątej.- I jest tu pani cały czas od tamtej pory? Kiwnęła głową.Jak człowiek, który cały czas znał prawdę, Mac rozparł się na poduszkach iskrzyżował ramiona.Głowa opadła mu na piersi, lecz zaraz ją uniósł:- Powinien pan wiedzieć, że Dorridge mnie nienawidzi.Niech pan jego przesłucha -wymamrotał.- Zmiesz mnie jeszcze oskarżać? - warknął Dorridge.- Jak widać.- Mac uniósł rękę, która zaraz opadła mu bezwładnie na kołdrę.- Albo,jeśli mnie pan nie wierzy, proszę spytać lorda Kerricka o moje plany na ten wieczór.Dorridge toczył pianę z ust.- Nie próbuj mieszać do tego lorda.Jego wpływy nic ci nie pomogą.- Lord Kerrick jest pana znajomym? - spytał konstabl.Zacisnął nerwowo wargi.- Zciślej biorąc, bliskim przyjacielem - wtrąciła się Joanna, widząc, że Macowizamyka się oko.Mac uniósł ciężką powiekę i ziewnął.- Nie ma potrzeby, żeby interweniował.Ja niczego nie zrobiłem.Dorridge rzucił się wstronę łóżka.- Ty łgarzu! Wiem na pewno, że byłeś tam tej nocy.Wiarogodne zródło, jeden z tobiepodobnych, wymienia właśnie ciebie.I mamy świadka.Dig.- Wicehrabia urwał w półsłowa, kończąc swą wypowiedz prychnięciem.- Słucham?Joanny nie zmylił leniwy ton głosu Maca.Morderczy błysk zapalił mu się w oczach.Ramię napięło się jak sprężyna.Mięsień na policzku drgał.Choć z trudem mógł ustać nanogach, Joanna bała się, że rzuci się Dorridge'owi do gardła.Przywarła wargami do jego warg.- Chyba widzieliśmy już dosyć - oświadczył konstabl.- Proszę wybaczyć, panieArcher, za najście o tej porze [ Pobierz całość w formacie PDF ]