[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Melon za melonem tygodniowo.Klein wskazał nam wodza.Ten wódz miał choleryczną gwardię.W straszliwym mordobiciu „batalion" i chłopcy „Ognia" rozbili ich, ale Tomek „Wuj" umarł z pękniętym baniakiem.Wódz też umarł (w naszej cegielni), tylko, żeby go dopaść, najpierw trzeba było go „ustawić" wobec jego sztabu.To była derbowa niedziela.Faworyt absolutny: trzylatek „Grom".Tysiące frajerów postawiły na niego, my też i to jak! A tamci obstawili w kasie państwowej klacz „Mirandę", boją robiono po cichu, „Grom" miał umoczyć.Nie wiem jak Heldbaum załatwił dżokejów i stajennych, ale załatwił.Strzykawki podmieniono i „Grom" wygrał.W minutę później „walet" służewieckiego bossa (ten „walet", co odpowiadał za zrobienie wyścigu) wpadł do stajni z pianą, a tam już czekał „Petroniusz" i nasi chłopcy.Pełne zaskoczenie.- Co pan tu robi?! - syknął „walet".- Kim pan jest, do diabła?!- Człowiekiem, który chce ci pomóc.On ci tego nie wybaczy.Przyjmij naszą pomoc, a zostaniesz na stanowisku i zatańczysz na jego grobie, bo właśnie kończymy z nim.Chyba, że chcesz, aby mądrzejszy wskoczył na twój stołek i twój grób!Tego ów facet nie chciał.Dał nam adres i cynk, jak uderzyć, żeby poszło.Karśnicki nie uczestniczył, zajmował się Bartkiem.Mówił do niego: „My, piloci wąskotorowi, Bartuś!", albo: „My, marynarze podziemni!", i czytał mu (a właściwie opowiadał, pokazując obrazki) treść dwóch knig Disneya, o słoniku Dumbo i o szczurołapie z Hameln, bo te dwie „kołki" Bartuś najbardziej lubił.Czasami wskazywał na bibliotekę i paplał:- Twoje kołki są brzydkie!.- Dlaczego?- Bo nie ma w nich słoninków, jeżynków i misiów!- Fakt, masz rację, brzydkie są.To o czym teraz przeczytamy? Może o krasnalach?- Nie, o słoninku! O tym, co fruwa uszkami.- Dlaczego nie chcesz o krasnalach?- Bo do nich już mama wróciła i one są z mamą!- To nie jest ich mama, już ci mówiłem, to królewna!- Chcę o słoninku!„Dżek" kupił mu wielkiego pluszowego słonia, za żadnym ze zwierzaków szczyl nie hył tak bardzo, jak za słoniami.Te książeczkę mam do dzisiaj.Z Disneyowskiej serii „A little golden book".„DUMBO - fruwający słoń".Na okładce Dumbo fruwa hen w powietrzu, ma pod sobą cyrkowe namioty, góry i lasy, a na trąbie siedzi mu, niczym pilot, stara myszą w czerwonym kubraku i w czerwonej czapce, i ta myszą trzyma czerwoną chorągiew z wielką literą D - jak Dobry! Na ostatnim obrazku pali się wieżowiec i Durnbo szykuje się do skoku z najwyższego piętra.Proroctwo za proroctwem, wróżba za wróżbą, jasny gwint, kto wówczas mógł to przeczuć?! I to ostatnie zdanie w tej kniżce, te dziewięć wyrazów, które ją zamykają: „.bo jego serce było tak wielkie jak jego uszy"!Wyrwał go z domu kłopot Heldbauma z następną branżą lewobrzeżnej - z prostytucją.„Petro" nie mógł dojść, gdzie tam jest czub.Sutenerów mógł łatwo namierzyć, ale to drobne ręce, wyżej stali szefowie rejonów, a jeszcze wyżej szefowie dzielnic, a najwyżej? To nie była betka, bo po lewej stronie ów biznes miał sto razy większy przerób niż w prawobrzeżnej Warszawie i to przerób dewizowy - w Śródmieściu roiło się od hoteli z zagraniczną klientelą, takich hoteli na Pradze nie ma.Próbować rozgryźć tę sieć naciskaniem sutenerów dawało nieomal gwarancję spowodowania alarmu i pierońskiej wojny z bossami.Ale co innego można było zrobić? Heldbaum chciał już iść na to, gdy „Księciu" zaskoczyła pamięć:- Jest taki ktoś, kto powinien ich znać.tak, on musi ich znać!I pojechaliśmy (ja i „Książę") do Bolka „Baletmistrza", dyrektora „Estrady", odwaleni w najmodniejszą superciucharnię, prosto z Ciuchów, tak Karśnicki rozkazał.W przedpokoju sekretarka marzenie, oczko i cycuś aż śpiewają do chłopa.Zza drzwi gabinetu śmiech jak żubrowy ryk, to Bolo rżał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Melon za melonem tygodniowo.Klein wskazał nam wodza.Ten wódz miał choleryczną gwardię.W straszliwym mordobiciu „batalion" i chłopcy „Ognia" rozbili ich, ale Tomek „Wuj" umarł z pękniętym baniakiem.Wódz też umarł (w naszej cegielni), tylko, żeby go dopaść, najpierw trzeba było go „ustawić" wobec jego sztabu.To była derbowa niedziela.Faworyt absolutny: trzylatek „Grom".Tysiące frajerów postawiły na niego, my też i to jak! A tamci obstawili w kasie państwowej klacz „Mirandę", boją robiono po cichu, „Grom" miał umoczyć.Nie wiem jak Heldbaum załatwił dżokejów i stajennych, ale załatwił.Strzykawki podmieniono i „Grom" wygrał.W minutę później „walet" służewieckiego bossa (ten „walet", co odpowiadał za zrobienie wyścigu) wpadł do stajni z pianą, a tam już czekał „Petroniusz" i nasi chłopcy.Pełne zaskoczenie.- Co pan tu robi?! - syknął „walet".- Kim pan jest, do diabła?!- Człowiekiem, który chce ci pomóc.On ci tego nie wybaczy.Przyjmij naszą pomoc, a zostaniesz na stanowisku i zatańczysz na jego grobie, bo właśnie kończymy z nim.Chyba, że chcesz, aby mądrzejszy wskoczył na twój stołek i twój grób!Tego ów facet nie chciał.Dał nam adres i cynk, jak uderzyć, żeby poszło.Karśnicki nie uczestniczył, zajmował się Bartkiem.Mówił do niego: „My, piloci wąskotorowi, Bartuś!", albo: „My, marynarze podziemni!", i czytał mu (a właściwie opowiadał, pokazując obrazki) treść dwóch knig Disneya, o słoniku Dumbo i o szczurołapie z Hameln, bo te dwie „kołki" Bartuś najbardziej lubił.Czasami wskazywał na bibliotekę i paplał:- Twoje kołki są brzydkie!.- Dlaczego?- Bo nie ma w nich słoninków, jeżynków i misiów!- Fakt, masz rację, brzydkie są.To o czym teraz przeczytamy? Może o krasnalach?- Nie, o słoninku! O tym, co fruwa uszkami.- Dlaczego nie chcesz o krasnalach?- Bo do nich już mama wróciła i one są z mamą!- To nie jest ich mama, już ci mówiłem, to królewna!- Chcę o słoninku!„Dżek" kupił mu wielkiego pluszowego słonia, za żadnym ze zwierzaków szczyl nie hył tak bardzo, jak za słoniami.Te książeczkę mam do dzisiaj.Z Disneyowskiej serii „A little golden book".„DUMBO - fruwający słoń".Na okładce Dumbo fruwa hen w powietrzu, ma pod sobą cyrkowe namioty, góry i lasy, a na trąbie siedzi mu, niczym pilot, stara myszą w czerwonym kubraku i w czerwonej czapce, i ta myszą trzyma czerwoną chorągiew z wielką literą D - jak Dobry! Na ostatnim obrazku pali się wieżowiec i Durnbo szykuje się do skoku z najwyższego piętra.Proroctwo za proroctwem, wróżba za wróżbą, jasny gwint, kto wówczas mógł to przeczuć?! I to ostatnie zdanie w tej kniżce, te dziewięć wyrazów, które ją zamykają: „.bo jego serce było tak wielkie jak jego uszy"!Wyrwał go z domu kłopot Heldbauma z następną branżą lewobrzeżnej - z prostytucją.„Petro" nie mógł dojść, gdzie tam jest czub.Sutenerów mógł łatwo namierzyć, ale to drobne ręce, wyżej stali szefowie rejonów, a jeszcze wyżej szefowie dzielnic, a najwyżej? To nie była betka, bo po lewej stronie ów biznes miał sto razy większy przerób niż w prawobrzeżnej Warszawie i to przerób dewizowy - w Śródmieściu roiło się od hoteli z zagraniczną klientelą, takich hoteli na Pradze nie ma.Próbować rozgryźć tę sieć naciskaniem sutenerów dawało nieomal gwarancję spowodowania alarmu i pierońskiej wojny z bossami.Ale co innego można było zrobić? Heldbaum chciał już iść na to, gdy „Księciu" zaskoczyła pamięć:- Jest taki ktoś, kto powinien ich znać.tak, on musi ich znać!I pojechaliśmy (ja i „Książę") do Bolka „Baletmistrza", dyrektora „Estrady", odwaleni w najmodniejszą superciucharnię, prosto z Ciuchów, tak Karśnicki rozkazał.W przedpokoju sekretarka marzenie, oczko i cycuś aż śpiewają do chłopa.Zza drzwi gabinetu śmiech jak żubrowy ryk, to Bolo rżał [ Pobierz całość w formacie PDF ]