[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To.jest.dziecko.- Co mówisz?Ale Kennet zamknął już oczy i zdaje się jej nie słyszeć.Simone podchodzi do okna i wygląda na teren szpitala.Czuje zimny przeciąg.Na szkle widać smugę brudu.Simone chucha na szybę i przezmoment widzi odcisk twarzy w mgiełce.Ktoś stał dokładnie w tym samym miejscu i opierałsię o okno.Kościół po drugiej stronie ulicy jest ciemny, uliczne latarnie odbijają się w czarnychoknach łukowych.Simone myśli o tym, że Benjamin zabronił Aidzie puszczać Nickego nadocean.- Aida - mówi cicho.- Jadę z nią porozmawiać, tym razem powie mi wszystko.*To Nicke otwiera drzwi, kiedy Simone naciska dzwonek.Patrzy na nią ze zdziwieniem.- Cześć - wita się Simone.- Dostałem nowe karty - chwali się z zapałem Nicke.- Wspaniale.- Są też babskie, ale i dużo superrnocnych.- Czy twoja siostra jest w domu? - pyta Simone, poklepując Nickego po ramieniu.- Aida! Aida!Chłopak wbiega w mrok korytarza i znika w głębi mieszkania.Simone stoi i czeka.Pochwili słyszy dziwny, przypominający dzwięk pompki odgłos, coś cicho brzęczy, i nagledostrzega zbliżającą się chudą, zgarbioną kobietę, która ciągnie za sobą niewielki wózek zzamocowaną butlą z tlenem.Z butli odchodzi wężyk, wtłaczając tlen w jej nozdrza przezcienkie, plastikowe rurki.Kobieta uderza się w pierś drobną pięścią.- Ro.zedma - syczy, a po chwili jej pomarszczona twarz kurczy się w ochrypłym,wysilonym ataku kaszlu.Kiedy w końcu uspokaja się, gestem zaprasza Simone do środka.Przechodzą razemprzez długi, ciemny korytarz do salonu, w którym stoją ciężkie meble.Na podłodze,pomiędzy półką na sprzęt stereo i stolikiem telewizyjnym, Nicke bawi się swoimi kartami zpokemonami.Na brązowej sofie wciśniętej między dwie palmy siedzi Aida.Simone z trudemją poznaje.Dziewczyna jest nieumalowana.Twarz ma ładną i bardzo młodą, cała sprawia wrażenie delikatności.Lśniące,wyszczotkowane włosy związane są w zwyczajny kucyk.W tej samej chwili, w której Simone wchodzi do pokoju, dziewczyna wyciąga rękę popaczkę papierosów i zapala jednego drżącą dłonią.- Cześć - wita się Simone.- Jak się masz?Aida wzrusza ramionami.Chyba płakała.Zaciąga się i podsuwa pod żarzący siępopiół zieloną popielniczkę, jakby bała się zniszczyć meble.- Proszę.usiąść.- jej mama sykiem zaprasza Simone, która siada na jednym zszerokich foteli wciśniętych obok kanapy, stolika i palm.Aida strzepuje popiół do zielonej popielniczki.- Przychodzę prosto ze szpitala - tłumaczy Simone.- Mojego ojca potrącił samochód.Był w drodze do oceanu, do Wailorda.Nicke zrywa się nagle na równe nogi.- Wailord jest zły, taki zły.Simone zwraca się do Aidy, która przełyka głośno ślinę i zamyka oczy.- O co tu chodzi? - pyta Simone.- Wailord? Kto to?Aida gasi papierosa, potem mówi łamiącym się głosem:- Zniknęli.- Kto?- Taka banda, która nam dokuczała.Nickemu i mnie.Byli straszni, mieli mnie naznaczyć, powiedzieli, że zrobią.Milknie i patrzy na swoją mamę, która prycha w odpowiedzi.- Chcieli zrobić pochodnię.z mamy - kończy powoli.- Skurwy.syny - syczy matka z drugiego fotela.- Noszą imiona pokemonów: Azelf, Magmortar czy Lucario.Czasami je zmieniają,trudno się połapać.- Ilu ich jest?- Nie wiem, może tylko pięciu - odpowiada.- To smarkacze, naj starszy jest w moimwieku, naj młodszy ma z sześć lat.Ale zarządzili, że każdy, kto tu mieszka, musi im coś dać -mówi, po raz pierwszy podnosząc wzrok na Simone.Ma oczy w kolorze ciemnego bursztynu,piękne, czyste, ale przepełnia je strach.- Dzieciaki miały dawać słodycze, długopisy - ciągniedalej swoim wysokim głosem.- Opróżniały skarbonki, żeby uniknąć lania.Inne oddawałyswoje rzeczy, komórki, gry Nintendo.Dostali moją kurtkę, papierosy.A Nickego po prostubili, zabrali mu wszystko, dręczyli go.Głos jej zamiera i łzy cisną się do oczu.- Porwali Benjamina? - pyta Simone wprost.Mama Aidy macha ręką:- Ten.chłopiec.nie.dobry.- Odpowiedz mi, Aido - mówi Simone gwałtownie.- Odpowiadaj!- Nie.wrzeszcz.na moją.córkę - wydusza chrapliwie matka dziewczyny.Simone potrząsa głową w jej stronę i powtarza, jeszcze ostrzejszym tonem:- Masz mi powiedzieć wszystko, co wiesz! Słyszysz?Aida przełyka ślinę.- Nie wiem zbyt wiele - mówi w końcu.- Benjamin się wtrącił, powiedział, że mamyniczego nie dawać tym chłopakom.Wailord wpadł w furię, stwierdził, że to wojna, i zażądałod nas mnóstwa pieniędzy.Zapala kolejnego papierosa, zaciąga się, wstrząsana dreszczami, ostrożnie strzepujepopiół do zielonej popielniczki i po chwili mówi dalej:- Kiedy Wailord dowiedział się, że Benjamin jest chory, dał dzieciakom igły, żeby gokaleczyły.Milknie i wzrusza ramionami.- Co się stało? - pyta niecierpliwie Simone.Aida przygryza wargi, ściąga z języka płatek tytoniu.- Co się stało?- Wailord przestał - szepce dziewczyna.- Nagle zniknął.Widziałam pozostałedzieciaki, niedawno znów zaatakowały Nickego.Teraz słuchają takiego jednego, co sięnazywa Ariandos, ale po zniknięciu Wailorda są zagubione i zdesperowane.- Kiedy to było? Kiedy Wailord zniknął?- Wydaje mi się.- Aida zastanawia się.- Wydaje mi się, że to było w zeszłą środę.Czyli trzy dni przed porwaniem Benjamina.Usta zaczynają jej drżeć.- Wailord go zabrał - szepce.- Wailord zrobił mu coś strasznego.Teraz nie ma odwagisię pokazać.Wybucha gwałtownym, spazmatycznym płaczem, Simone patrzy, jak matka Aidy ztrudem wstaje, wyjmuje córce z dłoni papierosa i powoli gasi go w zielonej popielniczce.- Jebany.nie dorób - rzęzi, a Simone nie ma pojęcia, kogo kobieta miała na myśli.- Kim jest Wailord? - pyta.- Musisz mi powiedzieć, kto to.- Nie wiem! - krzyczy Aida.- Nie wiem!Simone wyciąga fotografię trawnika i zarośli przy brązowym płocie, którą znalazła wkomputerze Benjamina.- Spójrz na to - nakazuje twardo.Aida patrzy na wydruk z kamienną twarzą.- Co to za miejsce? - pyta Simone.Dziewczyna wzrusza ramionami i zerka na mamę.- Nie mam pojęcia - odpowiada bezbarwnie.- Sama przecież wysłałaś mu to zdjęcie - denerwuje się Simone.- Przyszło od ciebie,Aido.Aida ucieka wzrokiem i znów patrzy na mamę, siedzącą z posykującą butlą tlenową ustóp.Simone macha jej kartką przed oczyma.- Przyjrzyj się, Aido.Popatrz jeszcze raz.Dlaczego wysłałaś to mojemu synowi?- To był taki żart - szepce.- %7łart?Aida potakuje.- No wie pani.Czy chciałby tu mieszkać - wyjaśnia niepewnie.- Nie wierzę ci - stwierdza Simone, zaciskając zęby.- Mów prawdę!Matka Aidy znowu wstaje i macha ręką.- Ty, włóczęgo.wynoś się.z mojego domu.- Dlaczego kłamiesz? - pyta Simone, w końcu napotykając wzrok Aidy.Dziewczyna jest uosobieniem smutku.- Przepraszam - szepce cichutko.- Przepraszam.Simone wychodząc, wpada na Nickego.Chłopiec stoi w ciemnościach korytarza ipociera oczy.- Nie mam mocy, jestem beznadziejnym pokemonern.- Ależ na pewno masz moc - mówi Simone.41Czwartek, południe, siedemnasty grudnia Kiedy Simone wchodzi do pokoju Kenneta,widzi go siedzącego na łóżku.Jego twarz nabrała nieco kolorów, wygląda, jakby się jej spodziewał.Simonepodchodzi do niego, nachyla się i ostrożnie przytyka policzek do jego policzka.- Wiesz, co mi się śniło, Sixan? - pyta Kennet.- Nie wiem.- Simone uśmiecha się.- Znił mi się mój ojciec.- Dziadek?Kennet śmieje się cicho.- Możesz to sobie wyobrazić? Stał w warsztacie, spocony i szczęśliwy. Synku mój ,powiedział tylko.Wciąż jeszcze mam w nozdrzach zapach oleju napędowego.Simone przełyka ślinę.W gardle czuje twardą, bolącą gulę.- Tatusiu - szepce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.To.jest.dziecko.- Co mówisz?Ale Kennet zamknął już oczy i zdaje się jej nie słyszeć.Simone podchodzi do okna i wygląda na teren szpitala.Czuje zimny przeciąg.Na szkle widać smugę brudu.Simone chucha na szybę i przezmoment widzi odcisk twarzy w mgiełce.Ktoś stał dokładnie w tym samym miejscu i opierałsię o okno.Kościół po drugiej stronie ulicy jest ciemny, uliczne latarnie odbijają się w czarnychoknach łukowych.Simone myśli o tym, że Benjamin zabronił Aidzie puszczać Nickego nadocean.- Aida - mówi cicho.- Jadę z nią porozmawiać, tym razem powie mi wszystko.*To Nicke otwiera drzwi, kiedy Simone naciska dzwonek.Patrzy na nią ze zdziwieniem.- Cześć - wita się Simone.- Dostałem nowe karty - chwali się z zapałem Nicke.- Wspaniale.- Są też babskie, ale i dużo superrnocnych.- Czy twoja siostra jest w domu? - pyta Simone, poklepując Nickego po ramieniu.- Aida! Aida!Chłopak wbiega w mrok korytarza i znika w głębi mieszkania.Simone stoi i czeka.Pochwili słyszy dziwny, przypominający dzwięk pompki odgłos, coś cicho brzęczy, i nagledostrzega zbliżającą się chudą, zgarbioną kobietę, która ciągnie za sobą niewielki wózek zzamocowaną butlą z tlenem.Z butli odchodzi wężyk, wtłaczając tlen w jej nozdrza przezcienkie, plastikowe rurki.Kobieta uderza się w pierś drobną pięścią.- Ro.zedma - syczy, a po chwili jej pomarszczona twarz kurczy się w ochrypłym,wysilonym ataku kaszlu.Kiedy w końcu uspokaja się, gestem zaprasza Simone do środka.Przechodzą razemprzez długi, ciemny korytarz do salonu, w którym stoją ciężkie meble.Na podłodze,pomiędzy półką na sprzęt stereo i stolikiem telewizyjnym, Nicke bawi się swoimi kartami zpokemonami.Na brązowej sofie wciśniętej między dwie palmy siedzi Aida.Simone z trudemją poznaje.Dziewczyna jest nieumalowana.Twarz ma ładną i bardzo młodą, cała sprawia wrażenie delikatności.Lśniące,wyszczotkowane włosy związane są w zwyczajny kucyk.W tej samej chwili, w której Simone wchodzi do pokoju, dziewczyna wyciąga rękę popaczkę papierosów i zapala jednego drżącą dłonią.- Cześć - wita się Simone.- Jak się masz?Aida wzrusza ramionami.Chyba płakała.Zaciąga się i podsuwa pod żarzący siępopiół zieloną popielniczkę, jakby bała się zniszczyć meble.- Proszę.usiąść.- jej mama sykiem zaprasza Simone, która siada na jednym zszerokich foteli wciśniętych obok kanapy, stolika i palm.Aida strzepuje popiół do zielonej popielniczki.- Przychodzę prosto ze szpitala - tłumaczy Simone.- Mojego ojca potrącił samochód.Był w drodze do oceanu, do Wailorda.Nicke zrywa się nagle na równe nogi.- Wailord jest zły, taki zły.Simone zwraca się do Aidy, która przełyka głośno ślinę i zamyka oczy.- O co tu chodzi? - pyta Simone.- Wailord? Kto to?Aida gasi papierosa, potem mówi łamiącym się głosem:- Zniknęli.- Kto?- Taka banda, która nam dokuczała.Nickemu i mnie.Byli straszni, mieli mnie naznaczyć, powiedzieli, że zrobią.Milknie i patrzy na swoją mamę, która prycha w odpowiedzi.- Chcieli zrobić pochodnię.z mamy - kończy powoli.- Skurwy.syny - syczy matka z drugiego fotela.- Noszą imiona pokemonów: Azelf, Magmortar czy Lucario.Czasami je zmieniają,trudno się połapać.- Ilu ich jest?- Nie wiem, może tylko pięciu - odpowiada.- To smarkacze, naj starszy jest w moimwieku, naj młodszy ma z sześć lat.Ale zarządzili, że każdy, kto tu mieszka, musi im coś dać -mówi, po raz pierwszy podnosząc wzrok na Simone.Ma oczy w kolorze ciemnego bursztynu,piękne, czyste, ale przepełnia je strach.- Dzieciaki miały dawać słodycze, długopisy - ciągniedalej swoim wysokim głosem.- Opróżniały skarbonki, żeby uniknąć lania.Inne oddawałyswoje rzeczy, komórki, gry Nintendo.Dostali moją kurtkę, papierosy.A Nickego po prostubili, zabrali mu wszystko, dręczyli go.Głos jej zamiera i łzy cisną się do oczu.- Porwali Benjamina? - pyta Simone wprost.Mama Aidy macha ręką:- Ten.chłopiec.nie.dobry.- Odpowiedz mi, Aido - mówi Simone gwałtownie.- Odpowiadaj!- Nie.wrzeszcz.na moją.córkę - wydusza chrapliwie matka dziewczyny.Simone potrząsa głową w jej stronę i powtarza, jeszcze ostrzejszym tonem:- Masz mi powiedzieć wszystko, co wiesz! Słyszysz?Aida przełyka ślinę.- Nie wiem zbyt wiele - mówi w końcu.- Benjamin się wtrącił, powiedział, że mamyniczego nie dawać tym chłopakom.Wailord wpadł w furię, stwierdził, że to wojna, i zażądałod nas mnóstwa pieniędzy.Zapala kolejnego papierosa, zaciąga się, wstrząsana dreszczami, ostrożnie strzepujepopiół do zielonej popielniczki i po chwili mówi dalej:- Kiedy Wailord dowiedział się, że Benjamin jest chory, dał dzieciakom igły, żeby gokaleczyły.Milknie i wzrusza ramionami.- Co się stało? - pyta niecierpliwie Simone.Aida przygryza wargi, ściąga z języka płatek tytoniu.- Co się stało?- Wailord przestał - szepce dziewczyna.- Nagle zniknął.Widziałam pozostałedzieciaki, niedawno znów zaatakowały Nickego.Teraz słuchają takiego jednego, co sięnazywa Ariandos, ale po zniknięciu Wailorda są zagubione i zdesperowane.- Kiedy to było? Kiedy Wailord zniknął?- Wydaje mi się.- Aida zastanawia się.- Wydaje mi się, że to było w zeszłą środę.Czyli trzy dni przed porwaniem Benjamina.Usta zaczynają jej drżeć.- Wailord go zabrał - szepce.- Wailord zrobił mu coś strasznego.Teraz nie ma odwagisię pokazać.Wybucha gwałtownym, spazmatycznym płaczem, Simone patrzy, jak matka Aidy ztrudem wstaje, wyjmuje córce z dłoni papierosa i powoli gasi go w zielonej popielniczce.- Jebany.nie dorób - rzęzi, a Simone nie ma pojęcia, kogo kobieta miała na myśli.- Kim jest Wailord? - pyta.- Musisz mi powiedzieć, kto to.- Nie wiem! - krzyczy Aida.- Nie wiem!Simone wyciąga fotografię trawnika i zarośli przy brązowym płocie, którą znalazła wkomputerze Benjamina.- Spójrz na to - nakazuje twardo.Aida patrzy na wydruk z kamienną twarzą.- Co to za miejsce? - pyta Simone.Dziewczyna wzrusza ramionami i zerka na mamę.- Nie mam pojęcia - odpowiada bezbarwnie.- Sama przecież wysłałaś mu to zdjęcie - denerwuje się Simone.- Przyszło od ciebie,Aido.Aida ucieka wzrokiem i znów patrzy na mamę, siedzącą z posykującą butlą tlenową ustóp.Simone macha jej kartką przed oczyma.- Przyjrzyj się, Aido.Popatrz jeszcze raz.Dlaczego wysłałaś to mojemu synowi?- To był taki żart - szepce.- %7łart?Aida potakuje.- No wie pani.Czy chciałby tu mieszkać - wyjaśnia niepewnie.- Nie wierzę ci - stwierdza Simone, zaciskając zęby.- Mów prawdę!Matka Aidy znowu wstaje i macha ręką.- Ty, włóczęgo.wynoś się.z mojego domu.- Dlaczego kłamiesz? - pyta Simone, w końcu napotykając wzrok Aidy.Dziewczyna jest uosobieniem smutku.- Przepraszam - szepce cichutko.- Przepraszam.Simone wychodząc, wpada na Nickego.Chłopiec stoi w ciemnościach korytarza ipociera oczy.- Nie mam mocy, jestem beznadziejnym pokemonern.- Ależ na pewno masz moc - mówi Simone.41Czwartek, południe, siedemnasty grudnia Kiedy Simone wchodzi do pokoju Kenneta,widzi go siedzącego na łóżku.Jego twarz nabrała nieco kolorów, wygląda, jakby się jej spodziewał.Simonepodchodzi do niego, nachyla się i ostrożnie przytyka policzek do jego policzka.- Wiesz, co mi się śniło, Sixan? - pyta Kennet.- Nie wiem.- Simone uśmiecha się.- Znił mi się mój ojciec.- Dziadek?Kennet śmieje się cicho.- Możesz to sobie wyobrazić? Stał w warsztacie, spocony i szczęśliwy. Synku mój ,powiedział tylko.Wciąż jeszcze mam w nozdrzach zapach oleju napędowego.Simone przełyka ślinę.W gardle czuje twardą, bolącą gulę.- Tatusiu - szepce [ Pobierz całość w formacie PDF ]