[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dzień dobry paniom - powiedział Clive.Ida zauważyła, że jak zawsze był ubrany w spodniemechanika utytłane w smarze, ale włożył czystą koszulę, nanogach zaś miał buty do biegania (nadal trenował, pokonująckilka kilometrów dziennie).Choć jego ciało było prężne iwysportowane, cofająca się linia włosów na czole nadawałamu z pozoru wygląd mężczyzny w średnim wieku.- Mama! - krzyknęła May.- Wio! Wio! - Kopała Clive'apiętami w boki.- No dobrze, to jeszcze raz.- Obrócił się do Idy.-Wpadłem, żeby przynieść trochę dyni i cho - cho (Cho - cho -bulwa podobna do ziemniaka (przyp.tłum.).).Mamy ichmnóstwo w ogródku.- Dzięki.Shirlene ugotuje z nich jutro zupę.Stał z nimi, mimo że May domagała się krzykiem dalszejjazdy.- Pan Joseph dobrze wygląda - powiedział. - Tak, najwyrazniej lepiej się czuje.- Postanowiła niemówić nic więcej i zamiast tego spojrzała w stronę ojca.Niechciała dodawać, że kończyły mu się lekarstwa i nie miałapojęcia, czym zapłaci za następne.Zauważyła, że Clive się wnią wpatruje, jakby wiedział, że nie powiedziała muwszystkiego.May okładała go rękami i nogami.- Chcę wio!- Ja mogę cię przewiezć, May - zaofiarował się Derek.- Nie! Chcę Clive'a! Chcę, żeby Clive wio!- Radzisz sobie jakoś? - Ida zapytała Clive'a.- PanWallace dobrze cię traktuje?Pan Wallace był właścicielem warsztatu, w którym Clivepracował.- O, tak.Wszystko w porządku.Wielkim rozczarowaniem po skończeniu szkoły była dlaClive'a przegrana w ogólnokrajowym konkursie nastypendium, dzięki któremu mógłby studiować za granicąinżynierię.Nadal jednak nie tracił nadziei i chciał ponownieubiegać się o to stypendium albo zaoszczędzić przez kilka latwystarczająco dużo, żeby samemu zapłacić za naukę.- Zjesz z nami lunch? - Ida miała wrażenie, że jej głoszabrzmiał formalnie i sztywno.- Nie, dziękuję.- Spojrzenie miał nieśmiałe i łagodne.-Dzisiaj pomagam ojcu przy łodzi.Na świecie panuje dziwne pomieszanie - uznała Ida - którenadawało jej pewną wyższość w oczach Clive'a.Bo otoproszę, ona, córka Josepha - Hanny, zapraszała mechanika doswojego stołu.Nikt z jej rodu nie zrobiłby czegoś takiego: bylibiali i bogaci.Ale czym właściwie była? Piórkiem targanymwiatrem.Zakrawało to niemal na kiepski żart: jednego dniadziedziczka kina, następnego kobieta praktycznie pozbawionawszelkich środków. - Jesteś pewny? - zapytała cieplejszym tonem.- Mamydość jedzenia.- Nie, dziękuję.Innym razem.- Chcę wi - iiii - o! - domagała się May.Clivepogalopował z nią po murawie.W tym czasie Myrtle zdążyła już wejść na werandę izacząć rozmowę z Elim.Ida zajrzała do dwóch siatekprzyniesionych przez Clive'a.Były pełne dyni, cho - cho,owoców chlebowca i mango.- Wystarczy nam tego na cały tydzień - wymamrotała.To była zaradność wieśniacza.Tylko w Kingston ludziegłodowali.Na prowincji większość mieszkańców uprawiałarośliny w przydomowych ogródkach, którymi mogła siędzielić.Dokonując obliczeń po wypłaceniu tygodniówkiShirlene, Ida zdała sobie sprawę, że pieniędzy wystarczy jejjedynie na trochę ryżu, skondensowanego mleka i odrobinęsolonej wieprzowiny, żeby ugotować zupę.Była naprawdęwdzięczna Clive'owi.%7łyjemy jak biedacy - pomyślała.-Muszę coś z tym zrobić.Ale gdzie się podziewała Shirlene? Wołała ją już dwarazy, prosząc, by zabrała siatki z werandy.Czy w ogóle byław domu? Ostatnio Ida zastawała ją najczęściej stojącą naniewielkim stołku przy płocie, zajętą rozmową ze służącąsąsiadów, albo czytającą magazyny na podwórzu.Z drugiejstrony kiedy ją upominała, dziewczyna zawsze reagowałauprzejmością i przepraszała.Cóż, każdemu od czasu do czasupotrzebna jest chwila odpoczynku - powtarzała sobie Ida.- Tak, panienko.- Dziewczyna zjawiła się na werandzie.- Zabierz, proszę, te siatki do środka.I możesz nakrywaćstół do obiadu.- Ida zmarszczyła nos po odejściu Shirlene ipokręciła głową.- Ona skrapia się moimi perfumami i myśli,że tego nie zauważyłam. - Uważaj, żeby nie zaczęła brać czegoś innego - ostrzegłają Myrtle.Po lunchu Eli poszedł do swojego pokoju, żeby siępołożyć.Przyjaciółki usiadły na werandzie, bo chciałyporozmawiać i patrzeć na zabawę dzieci.Ida spojrzała naDereka.Kiedy jego policzki straciły dziecięcą pucołowatość?- zastanawiała się.- Kiedy przestał być pyzatym dzieciakiem istał się chłopcem? Tak ostrożnie obchodził się z May.Obserwował ją, kiedy próbowała jakichś figur akrobatycznychna krawędzi podjazdu, i złapał w chwili, gdy straciłarównowagę.- To dobry chłopiec - powiedziała do Myrtle.- Tak, posyłam go na lekcje muzyki.Zapytałam, cochciałby dostać na urodziny, a on odpowiedział, że pragnąłbysię nauczyć grać na gitarze.Ida przypatrywała mu się w zamyśleniu i przypomniałasobie, że widywała go samego, kiedy bębnił w kawałek ruryalbo uderzał dwoma kijkami w kosz na śmieci, podczas gdypozostałe dzieci dokazywały, bawiąc się w piachu.Pomyślałateż o rozczarowaniu Clive'a Goodmana z powodu stypendiumi nagle przyszłość Dereka stała się dla niej ważna.Czy Myrtlebędzie w stanie zrobić dla niego wystarczająco dużo?Kiedy siedziała pochłonięta tymi myślami, przyjaciółkapopatrzyła na nią i zauważyła ciemne podkowy pod oczami iwymizerowaną twarz.Miała zbyt wiele zmartwień.- Ido - odezwała się łagodnie - czy zastanawiałaś się nadodwiedzeniem Flynna? - Mówiła z wahaniem i byłazaskoczona, że przyjaciółka jej nie przerwała.- To znaczy: niezabrałabyś May i nie poszła do niego? To takie ślicznedziecko i do niego bardzo podobne, serce musiałoby muwtedy zmięknąć.Ida głęboko odetchnęła, na jej twarzy odmalowało sięcierpienie. - Ciągle mam ten sam zły sen: Jestem w Belli Viście.Errol trzyma May, a wokół stoi tłum.Odpychają mnie.Krzyczę do niego, żeby oddał mi córeczkę.Ale wszyscypowtarzają: Zamknijcie ją, to wariatka".- Och, ale.- I wtedy się budzę i dziękuję Bogu, że May jest ciągletutaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Dzień dobry paniom - powiedział Clive.Ida zauważyła, że jak zawsze był ubrany w spodniemechanika utytłane w smarze, ale włożył czystą koszulę, nanogach zaś miał buty do biegania (nadal trenował, pokonująckilka kilometrów dziennie).Choć jego ciało było prężne iwysportowane, cofająca się linia włosów na czole nadawałamu z pozoru wygląd mężczyzny w średnim wieku.- Mama! - krzyknęła May.- Wio! Wio! - Kopała Clive'apiętami w boki.- No dobrze, to jeszcze raz.- Obrócił się do Idy.-Wpadłem, żeby przynieść trochę dyni i cho - cho (Cho - cho -bulwa podobna do ziemniaka (przyp.tłum.).).Mamy ichmnóstwo w ogródku.- Dzięki.Shirlene ugotuje z nich jutro zupę.Stał z nimi, mimo że May domagała się krzykiem dalszejjazdy.- Pan Joseph dobrze wygląda - powiedział. - Tak, najwyrazniej lepiej się czuje.- Postanowiła niemówić nic więcej i zamiast tego spojrzała w stronę ojca.Niechciała dodawać, że kończyły mu się lekarstwa i nie miałapojęcia, czym zapłaci za następne.Zauważyła, że Clive się wnią wpatruje, jakby wiedział, że nie powiedziała muwszystkiego.May okładała go rękami i nogami.- Chcę wio!- Ja mogę cię przewiezć, May - zaofiarował się Derek.- Nie! Chcę Clive'a! Chcę, żeby Clive wio!- Radzisz sobie jakoś? - Ida zapytała Clive'a.- PanWallace dobrze cię traktuje?Pan Wallace był właścicielem warsztatu, w którym Clivepracował.- O, tak.Wszystko w porządku.Wielkim rozczarowaniem po skończeniu szkoły była dlaClive'a przegrana w ogólnokrajowym konkursie nastypendium, dzięki któremu mógłby studiować za granicąinżynierię.Nadal jednak nie tracił nadziei i chciał ponownieubiegać się o to stypendium albo zaoszczędzić przez kilka latwystarczająco dużo, żeby samemu zapłacić za naukę.- Zjesz z nami lunch? - Ida miała wrażenie, że jej głoszabrzmiał formalnie i sztywno.- Nie, dziękuję.- Spojrzenie miał nieśmiałe i łagodne.-Dzisiaj pomagam ojcu przy łodzi.Na świecie panuje dziwne pomieszanie - uznała Ida - którenadawało jej pewną wyższość w oczach Clive'a.Bo otoproszę, ona, córka Josepha - Hanny, zapraszała mechanika doswojego stołu.Nikt z jej rodu nie zrobiłby czegoś takiego: bylibiali i bogaci.Ale czym właściwie była? Piórkiem targanymwiatrem.Zakrawało to niemal na kiepski żart: jednego dniadziedziczka kina, następnego kobieta praktycznie pozbawionawszelkich środków. - Jesteś pewny? - zapytała cieplejszym tonem.- Mamydość jedzenia.- Nie, dziękuję.Innym razem.- Chcę wi - iiii - o! - domagała się May.Clivepogalopował z nią po murawie.W tym czasie Myrtle zdążyła już wejść na werandę izacząć rozmowę z Elim.Ida zajrzała do dwóch siatekprzyniesionych przez Clive'a.Były pełne dyni, cho - cho,owoców chlebowca i mango.- Wystarczy nam tego na cały tydzień - wymamrotała.To była zaradność wieśniacza.Tylko w Kingston ludziegłodowali.Na prowincji większość mieszkańców uprawiałarośliny w przydomowych ogródkach, którymi mogła siędzielić.Dokonując obliczeń po wypłaceniu tygodniówkiShirlene, Ida zdała sobie sprawę, że pieniędzy wystarczy jejjedynie na trochę ryżu, skondensowanego mleka i odrobinęsolonej wieprzowiny, żeby ugotować zupę.Była naprawdęwdzięczna Clive'owi.%7łyjemy jak biedacy - pomyślała.-Muszę coś z tym zrobić.Ale gdzie się podziewała Shirlene? Wołała ją już dwarazy, prosząc, by zabrała siatki z werandy.Czy w ogóle byław domu? Ostatnio Ida zastawała ją najczęściej stojącą naniewielkim stołku przy płocie, zajętą rozmową ze służącąsąsiadów, albo czytającą magazyny na podwórzu.Z drugiejstrony kiedy ją upominała, dziewczyna zawsze reagowałauprzejmością i przepraszała.Cóż, każdemu od czasu do czasupotrzebna jest chwila odpoczynku - powtarzała sobie Ida.- Tak, panienko.- Dziewczyna zjawiła się na werandzie.- Zabierz, proszę, te siatki do środka.I możesz nakrywaćstół do obiadu.- Ida zmarszczyła nos po odejściu Shirlene ipokręciła głową.- Ona skrapia się moimi perfumami i myśli,że tego nie zauważyłam. - Uważaj, żeby nie zaczęła brać czegoś innego - ostrzegłają Myrtle.Po lunchu Eli poszedł do swojego pokoju, żeby siępołożyć.Przyjaciółki usiadły na werandzie, bo chciałyporozmawiać i patrzeć na zabawę dzieci.Ida spojrzała naDereka.Kiedy jego policzki straciły dziecięcą pucołowatość?- zastanawiała się.- Kiedy przestał być pyzatym dzieciakiem istał się chłopcem? Tak ostrożnie obchodził się z May.Obserwował ją, kiedy próbowała jakichś figur akrobatycznychna krawędzi podjazdu, i złapał w chwili, gdy straciłarównowagę.- To dobry chłopiec - powiedziała do Myrtle.- Tak, posyłam go na lekcje muzyki.Zapytałam, cochciałby dostać na urodziny, a on odpowiedział, że pragnąłbysię nauczyć grać na gitarze.Ida przypatrywała mu się w zamyśleniu i przypomniałasobie, że widywała go samego, kiedy bębnił w kawałek ruryalbo uderzał dwoma kijkami w kosz na śmieci, podczas gdypozostałe dzieci dokazywały, bawiąc się w piachu.Pomyślałateż o rozczarowaniu Clive'a Goodmana z powodu stypendiumi nagle przyszłość Dereka stała się dla niej ważna.Czy Myrtlebędzie w stanie zrobić dla niego wystarczająco dużo?Kiedy siedziała pochłonięta tymi myślami, przyjaciółkapopatrzyła na nią i zauważyła ciemne podkowy pod oczami iwymizerowaną twarz.Miała zbyt wiele zmartwień.- Ido - odezwała się łagodnie - czy zastanawiałaś się nadodwiedzeniem Flynna? - Mówiła z wahaniem i byłazaskoczona, że przyjaciółka jej nie przerwała.- To znaczy: niezabrałabyś May i nie poszła do niego? To takie ślicznedziecko i do niego bardzo podobne, serce musiałoby muwtedy zmięknąć.Ida głęboko odetchnęła, na jej twarzy odmalowało sięcierpienie. - Ciągle mam ten sam zły sen: Jestem w Belli Viście.Errol trzyma May, a wokół stoi tłum.Odpychają mnie.Krzyczę do niego, żeby oddał mi córeczkę.Ale wszyscypowtarzają: Zamknijcie ją, to wariatka".- Och, ale.- I wtedy się budzę i dziękuję Bogu, że May jest ciągletutaj [ Pobierz całość w formacie PDF ]