[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bo tym razem same rządy prawie wszystkich krajów na świecie postanowiły odciąć napastnikowi dopływ surowców.Bez surowców, a zwłaszcza bez nafty, napastnik był stracony.Taki był stan rzeczy, kiedy znów wyruszyła w podróż dziwna mała, czarna flota.Największy z jej statków nosił imię człowieka, który podnosił głos przeciwko wojnie i który został zabity; na masztach powiewały flagi Rewolucji, a na dnie spoczywała ropa, przeznaczona dla napastnika.Flotę dzielił od portu tylko jedni dzień podróży, a Mały Loewy i jego przyjaciele jeszcze nic nie wiedzieli o tym, że się zbliża.Zadaniem Rubaszowa było ich na to przygotować.Pierwszego dnia nic nie powiedział — badał tylko teren.Drugiego dola rano zaczęła się dyskusja w lokalu zebrań Partii.Był to duży, nagi, nieporządny pokój, umeblowany z tym brakiem staranności, dzięki któremu biura Partii w każdym mieście wydają się bliźniaczo podobne.Jen to skutek częściowo biedy, głównie jednak ascetycznej i ponurej tradycji.Ściany pokrywały stare plakaty wyborcze, slogany polityczne i ogłoszenia pisane na maszynie.W jednym kacie stał stary, zakurzony powielacz.W drugim leżała kupa starych ubrań, przeznaczonych dla rodzin strajkujących; obok tego stosy żółknących ulotek i broszur.Długi stół składał się po prostu z dwu równoległych desek, położonych na kozłach.Okna były zamazane farbą, jak w niewykończonym budynku.Nad stołem zwisała z sufitu goła żarówka na sznurku, a obok niej lep na muchy.Dokoła stołu siedzieli: garbaty Mały Loewy, były atleta Paweł, pisarz Bill i jeszcze trzech innych.Rubaszow mówił dłuższa chwilę.Otoczenie było mu znajome; dzięki jego tradycyjnej szpetocie czuł się w nim jak w domu.W tym otoczeniu był od nowa w pełni przekonany o potrzebie i pożyteczności swojej misji i nie rozumiał, dlaczego poprzedniego wieczora w kawiarni miał jakieś skrupuły.Obiektywnie i nie bez pewnego zapału tłumaczył prawdziwy stan rzeczy, nie wyłuszczając jeszcze właściwych powodów swego przybycia.Bojkot światowy napastnika nie udał się z powodu obłudy i żarłoczności rządów europejskich.Niektóre z nich podtrzymywały jeszcze pozory bojkotu, inne już nawet tego nie robiły.Napastnik potrzebował nafty.Dawniej Kraj Rewolucji zaspakajał znaczna część tych potrzeb.Jeśli wstrzyma teraz dostawę, inne kraje natychmiast wskoczą łapczywie w tę lukę: właściwie czekają tylko na to, by Kraj Rewolucji zepchnąć z rynków światowych.Romantyczne gesty utrudniłyby więc tylko rozwój przemysłu „tam”, a wraz z tym ruchu rewolucyjnego na całym świecie.Wniosek jest wiec jasny.Paweł i trzej robociarze portowi przytaknęli.Byli to ludzie myślący powoli; wszystko co mówił towarzysz „stamtąd”, brzmiało przekonywająco; był to oczywiście wywód czysto teoretyczny, nie mający dla nich bezpośredniego znaczenia.Nie wiedzieli o co mu konkretnie chodziło; żadnemu z nich nic przyszła na myśl czarna flotylla, zbliżająca się do portu.Tylko Mały Loewy i pisarz o skurczonej twarzy szybko spojrzeli na siebie.Rubaszow to zauważył.Zakończył odrobinę oschlej, bez ciepła w głosie:— To wszystko co mam wam do powiedzenia, jeśli chodzi o zasadę.Oczekujemy, że wykonacie postanowienia KC i wytłumaczycie mniej politycznie rozwiniętym towarzyszom wszystkie za i przeciw tej sprawy, jeśliby który z nich miał jakieś wątpliwości.Tymczasem nie mam nic więcej do powiedzenia.Przez chwilę była cisza.Rubaszow zdjął binokle i zapalił papierosa.Mały Loewy swobodnym tonem powiedział:— Dziękujemy przedmówcy.Czy ktokolwiek ma jakieś pytania?Nikt się nie zgłosił.Po chwili jeden z trzech robotników portowych powiedział niezgrabnie:— Nie ma chyba o czym mówić.Towarzysze „tam” wiedzą chyba, co robią.My, oczywiście, musimy dalej prowadzić bojkot.Możecie nam ufać.Z naszego portu nic się do tych świń nie przedostanie.Jego dwaj koledzy przytaknęli.Atleta Paweł potwierdził: — Stąd — nic — zrobił groźną minę i dla kawału poruszał uszami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Bo tym razem same rządy prawie wszystkich krajów na świecie postanowiły odciąć napastnikowi dopływ surowców.Bez surowców, a zwłaszcza bez nafty, napastnik był stracony.Taki był stan rzeczy, kiedy znów wyruszyła w podróż dziwna mała, czarna flota.Największy z jej statków nosił imię człowieka, który podnosił głos przeciwko wojnie i który został zabity; na masztach powiewały flagi Rewolucji, a na dnie spoczywała ropa, przeznaczona dla napastnika.Flotę dzielił od portu tylko jedni dzień podróży, a Mały Loewy i jego przyjaciele jeszcze nic nie wiedzieli o tym, że się zbliża.Zadaniem Rubaszowa było ich na to przygotować.Pierwszego dnia nic nie powiedział — badał tylko teren.Drugiego dola rano zaczęła się dyskusja w lokalu zebrań Partii.Był to duży, nagi, nieporządny pokój, umeblowany z tym brakiem staranności, dzięki któremu biura Partii w każdym mieście wydają się bliźniaczo podobne.Jen to skutek częściowo biedy, głównie jednak ascetycznej i ponurej tradycji.Ściany pokrywały stare plakaty wyborcze, slogany polityczne i ogłoszenia pisane na maszynie.W jednym kacie stał stary, zakurzony powielacz.W drugim leżała kupa starych ubrań, przeznaczonych dla rodzin strajkujących; obok tego stosy żółknących ulotek i broszur.Długi stół składał się po prostu z dwu równoległych desek, położonych na kozłach.Okna były zamazane farbą, jak w niewykończonym budynku.Nad stołem zwisała z sufitu goła żarówka na sznurku, a obok niej lep na muchy.Dokoła stołu siedzieli: garbaty Mały Loewy, były atleta Paweł, pisarz Bill i jeszcze trzech innych.Rubaszow mówił dłuższa chwilę.Otoczenie było mu znajome; dzięki jego tradycyjnej szpetocie czuł się w nim jak w domu.W tym otoczeniu był od nowa w pełni przekonany o potrzebie i pożyteczności swojej misji i nie rozumiał, dlaczego poprzedniego wieczora w kawiarni miał jakieś skrupuły.Obiektywnie i nie bez pewnego zapału tłumaczył prawdziwy stan rzeczy, nie wyłuszczając jeszcze właściwych powodów swego przybycia.Bojkot światowy napastnika nie udał się z powodu obłudy i żarłoczności rządów europejskich.Niektóre z nich podtrzymywały jeszcze pozory bojkotu, inne już nawet tego nie robiły.Napastnik potrzebował nafty.Dawniej Kraj Rewolucji zaspakajał znaczna część tych potrzeb.Jeśli wstrzyma teraz dostawę, inne kraje natychmiast wskoczą łapczywie w tę lukę: właściwie czekają tylko na to, by Kraj Rewolucji zepchnąć z rynków światowych.Romantyczne gesty utrudniłyby więc tylko rozwój przemysłu „tam”, a wraz z tym ruchu rewolucyjnego na całym świecie.Wniosek jest wiec jasny.Paweł i trzej robociarze portowi przytaknęli.Byli to ludzie myślący powoli; wszystko co mówił towarzysz „stamtąd”, brzmiało przekonywająco; był to oczywiście wywód czysto teoretyczny, nie mający dla nich bezpośredniego znaczenia.Nie wiedzieli o co mu konkretnie chodziło; żadnemu z nich nic przyszła na myśl czarna flotylla, zbliżająca się do portu.Tylko Mały Loewy i pisarz o skurczonej twarzy szybko spojrzeli na siebie.Rubaszow to zauważył.Zakończył odrobinę oschlej, bez ciepła w głosie:— To wszystko co mam wam do powiedzenia, jeśli chodzi o zasadę.Oczekujemy, że wykonacie postanowienia KC i wytłumaczycie mniej politycznie rozwiniętym towarzyszom wszystkie za i przeciw tej sprawy, jeśliby który z nich miał jakieś wątpliwości.Tymczasem nie mam nic więcej do powiedzenia.Przez chwilę była cisza.Rubaszow zdjął binokle i zapalił papierosa.Mały Loewy swobodnym tonem powiedział:— Dziękujemy przedmówcy.Czy ktokolwiek ma jakieś pytania?Nikt się nie zgłosił.Po chwili jeden z trzech robotników portowych powiedział niezgrabnie:— Nie ma chyba o czym mówić.Towarzysze „tam” wiedzą chyba, co robią.My, oczywiście, musimy dalej prowadzić bojkot.Możecie nam ufać.Z naszego portu nic się do tych świń nie przedostanie.Jego dwaj koledzy przytaknęli.Atleta Paweł potwierdził: — Stąd — nic — zrobił groźną minę i dla kawału poruszał uszami [ Pobierz całość w formacie PDF ]