[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z pochyloną głowąprzemykała pod ścianami  jak wszyscy służący.Biedna, mała, chuda, przestraszona dziewczyna. Ogarnęła go wściekłość.Woda była tak lodowata, że z trudem złapał powietrze.Serce łomotało mu w piersi.Odbiłsię od brzegu, dziękując Bogu za skradzione godziny, które spędzał tu kiedyś w lecie.Gdyby nieone, nie wiedziałby teraz, gdzie leżą największe kamienie.Gdzieś za plecami usłyszał krzyk ojca,ale huk wody zagłuszył słowa.Przedzierał się przez wodę, używając wszystkich swych sił, aż znalazł się blisko niej.Mokra suknia hamowała jej ruchy.Dziewczyna nie walczyła  wpatrywała się tylko w niebo.Wyciągnął po nią rękę, nie trafił.Spróbował znowu, ale jej dłoń odpłynęła dalej.W końcu udałomu się chwycić za brzeg jej sukni, okręcić materiał o nadgarstek i pociągnąć do siebie.Woda nieułatwiała mu zadania  szarpała nimi to w jedną stronę, to w drugą. Emily!  zawołał. Pomóż mi!Odwróciła głowę i gapiła się na niego.Jej usta poruszyły się ledwo dostrzegalnie.Niesłyszał, co powiedziała.Odnalazł pod wodą jej talię i przyciągnął ją do siebie, po czym odwróciłsię w stronę brzegu.Woda chłostała mu twarz, wlewała się za kołnierz.Prąd okazał się takirwący, że Jack czuł, jak żwir osuwa mu się spod stóp.Dziewczyna była potwornie ciężka straszny ciężar jak na postać tak małą i chudą.Przez chwilę stawiała opór, wierzgając nogami,ale potem siły ją opuściły i jej ciało obwisło bezwładnie.Jack nagle zobaczył, że inni też weszlipo pas w wodę: Sedburgh i drugi lokaj, Nash.Głośno łapiąc powietrze, ciągnęli wspólnymisiłami, potykali się i znów ciągnęli.Dobrnęli w końcu do płycizny, gdzie próbowali podnieśćnieprzytomną dziewczynę.Nagle doskoczył do nich ojciec Jacka, zwrócił ku sobie twarz Emily,otworzył jej usta i włożył palec do gardła.Zwymiotowała i zaczęła się krztusić, po czymotworzyła oczy.Dopiero wtedy, pomagając Harrisonowi dzwignąć ją na kolana, Jack spostrzegł,że dziewczyna jest w ciąży.Jej brzuch wyraznie wystawał z żałośnie wychudzonego ciała,przykrytego mokrą suknią.Jack podniósł oczy na brzeg.Stał tam Harry Cavendish, a March go powstrzymywał.Jack wstał.Woda ciekła mu z ubrania.Zobaczył stos koców, które najwyrazniej przyniósłNash, więc potykając się i ślizgając, podszedł do nich, wziął jeden i podał go ojcu.Przez chwilęstał bez ruchu w padającym śniegu, ze wzrokiem wbitym w ziemię.A potem wspiął się na brzeg, wyprostował się i pięścią uderzył Harry ego Cavendishaprosto w twarz.Stodołę tę wciąż nazywano  stodołą dziesięciny , nie zważając na to, że Kościół zniósłten podatek przed pięćdziesięciu laty, a średniowieczny budynek nie służył już jako magazyn doprzechowywania siana i maszyn rolniczych, ale  przynajmniej w ubiegłym roku  jakotymczasowy garaż dla napiera.Teraz wybudowano już właściwy garaż, a długi, kamiennybudynek o dachu wspartym na grubych, drewnianych krokwiach był na tyle przestronny, byorganizować w nim świąteczne spotkania.Oświetlony lampami olejowymi, ogrzanyprzywiezionymi specjalnie ze szkoły piecami również na olej, z kamienną, wygładzoną stopamiwielu pokoleń podłogą, dziś przykrytą matami, wyglądał naprawdę przytulnie.Zcianyudekorowano gałązkami ostrokrzewu, a stoły na kozłach, na których w sezonie podawanożniwiarzom posiłki, wniesiono do środka i przykryto czerwonymi papierowymi obrusami.Nadnimi zawieszono chińskie lampiony, często używane do dekoracji przyjęć w ogrodzie.Pod ścianąszczytową, przy wejściu, stała choinka  wprawdzie nie tak duża, jak w domu, ale równie piękna.William siedział obok Octavii i pozostałych gości.Czekali na tradycyjne występy dzieciz wioski  najpierw jasełka, potem wspólne śpiewanie kolęd.Mimo woli zwrócił uwagę na to, żedziewczynki, wystrojone w czyste fartuszki, ogromne kokardy i wypastowane buty, stałygrzecznie, podczas gdy niektórzy chłopcy wiercili się i gmerali przy białych, zapewnepapierowych kołnierzykach, brudząc je palcami umazanymi od świątecznych smakołyków. Octavia z charakterystycznym dla niej sentymentalizmem rozrzewniła się na widok Józefaściskającego laskę pasterską dłońmi wielkimi niczym dwie szynki i wpuszczającego na scenęsynów prawdziwych pasterzy, by popatrzyli na Dzieciątko Jezus  porcelanową lalkę z jaskrawowymalowanymi, pełnymi ustami i, co z rozbawieniem zauważył William, kilkoma kędzioramibrązowych włosów.Od czasu do czasu któreś z dzieci popatrywało na rodziców, pomneostrzeżeń, że ma stać spokojnie, a mówić głośno i wyraznie.William uśmiechnął się do siebie. Nie zawracaj głowy jaśnie państwu , usłyszał razokrzyk pewnego wieśniaka, którego dziecko wyskoczyło jemu i Octavii prosto pod nogi podczaswyścigów konnych w Yorku, za co dostało klapsa.Zastanawiał się, czy oni wszyscy tak go widzą jako podmiot zbiorowy, na zawsze i nierozłącznie połączony z Octavią   jaśnie państwo. Nie zawracaj głowy , czyli nie naprzykrzaj się, nie odzywaj, nie pokazuj, nie narzekaj, niewybrzydzaj.Teraz przypatrywał się z uwagą im wszystkim.Nawet akompaniatorka, walącaw klawisze przy pieśni Hark! The Herald Angels Sing raz po raz rzucała na niego spojrzeniapełne trwogi.Wszyscy postrzegali go jako istotę stałą i niezmienną, symbol, karykaturę.Octavię,opatuloną w ogromny szal z wełny i aksamitu, w ślicznych żółtych bucikach pod kremowąsuknią, zapewne również.Przypuszczał, że oboje stanowią coś w rodzaju pomnika.Nie należelido tej samej rzeczywistości co pracownicy majątku, którzy oto, z czerwonymi twarzami i kuflamiciemnego piwa w rękach, głośno powtarzali słowa psalmu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl