[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zjawiskiem tem olśniony Leńkiewicz stał jak posąg.Iwanowski, który może sięspodziewał tych odwiedzin pierwszy je przywitał u progu.Wierzejko skonfundowany ku piecowi i kojcowi się cofał, ale ujść z placu nieumiał.Właśnie, gdy nad swojem położeniem rozmyślał, piękna pułkownikówna, którago nie znała, zobaczywszy dorodnego i pokaznego mężczyznę, a wnosząc z jegoprzytomności u Leńkiewicza iż do jego towarzystwa należał, wlepiła weń oczy itak niemi go oczarowała jednem wejrzeniem, któremu uśmieszek towarzyszył,że Wierzejko zmysły postradał.Leńkiewicz, któremu lice blade pałać zaczęło na widok pułkownikównej,zmienił się.zmalał, zgiął, nie wiedział jak tych swych gości przyjmować.Oddawna w pannie rozkochany zapomniał o całym świecie, ręce podniósł dogóry i wykrzyknął. O, cóż za szczęście, co za błogosławieństwo, pod moją strzechą! niegodnegosługi. I cisnął się do ręki pułkownikowej, która głosikiem drżącym powtarzaćzaczęła co już w objezdzie deputatów nie jeden raz mówić musiała. Biedna wdowa uciśniona, szukająca sprawiedliwości, do acana dobrodziejaucieka się, do jego serca.Pułkownikówna dokończyła wzrokiem, który dobił deputata. Pułkownikowo dobrodziejko! zawołał gorąco dysponuj mną achociażby życiem mojem.Iwanowski, który mierzył oczyma ukochaną, niespokojnie spoglądając narywala, chociaż się go mniej lękał równie z nim o Wierzejce zapomniał.Tenu pieca stojąc jak upojony oczu od panny Tekli oderwać nie mógł.Oblicze jegowyrażało taki zachwyt i razem ogłupienie iż panna Tekla, której wejrzenia żywobiegały i parę razy na nim spoczęły, uradowana zwycięztwem, bo go byłapewna, zdobyczą nową, w chwili gdy żadna do pogardzenia nie była uśmiechnęła się i dla upewnienia zerknęła nań strzelisto znowu.Przybywszy tuw sprawie wprost interesowi pułkownikowej przeciwnej, w rolinieprzyjacielskiej, Wierzejko znajdował się w położeniu myśliwego, copolując na wilki do wilczego dostał się dołu.Takiej piękności nie widział on jako żyw.Pamięć na księżnę wojewodzinę, na%7ływulta, na wierne służby Radziwiłłom wszystko mu z przed oczów znikło stała przed niemi jedna pułkownikówna.Nie mógł się ruszyć z miejsca, choć mu wyjść wypadało.Leńkiewicz tak byłzajęty przybyłemi, iż na bytność Wierzejki nie zważał, Iwanowski wpatrzony wpannę zapomniał o nim.Nierychło dopiero deputat, oczy podniosłszy, zobaczyłintruza pod piecem.Wypędzać go z domu nie godziło się.Z oczów czytał, że był wielkim blaskiempiękności panny Tekli skonfundowany.W chwili gdy pani Borkowska jeszczeswe kondolencye i prośby przewlekłe powtarzała, deputat wskazał jej w mrokustojącego u pieca delikwenta. Pułkownikowo dobrodziejko zawołał mnie ni prosić ni konwinkowaćnie macie potrzeby.ale o to jeden jest z tych, co przeciwko wam forytują ipodburzają z rozkazu księżnej, do niego się obróćcie.Zdumiona i strwożona Borkowska podniosła oczy, a panna Tekla śmiałozmierzywszy Wierzejkę, matkę wyprzedzając podeszła ku niemu.Srebrzystymswym głoskiem, wlepiając w niego oczy czarne, poczęła. Możeż to być, abyś acan dobrodziej przeciw biednym a oprymowanymchciał być narzędziem? Nie mogę uwierzyć temu, a jeśli prośba moja mieć uniego jaki walor może.Wierzejko potęgą tego czarodziejskiego wzroku złamany, postradał całą swąbutę i śmiałość stał się powolnym jak baranek. Panno pułkownikówno dobrodziejko! wykrzyknął peccavi! biję się wpiersi! ale jeślim zgrzeszył to nieświadomością, bom jako żyw pannypułkownikównej nie oglądał.a oto dziś gdy mam szczęście widzieć cudokreacyi najpiękniejsze, padam przed niem na kolana i sługą jego się byćofiaruję.Pułkownikówna na to oświadczenie tak raptusowe, głośnym, wesołymśmiechem odpowiedziała. Księżna Barbara rzekła która i tak wiele ma zawziętości przeciwkonam, nie darowałaby mi gdybym jej odebrała tak wiernego przyjaciela.Dość mina tem będzie, gdy acan dobrodziej wrogom naszym przestaniesz być pomocą. Przysiądzem na to gotowy! zawołał Wierzejko z zapałem. Zwiadkowiesą.niech sobie Radziwiłłowie rady dają jako chcą, przeciw pani sukursu im niedam.Jakom żyw!To mówiąc z galanteryą wielką posunął się do rączki, którą mu dobrotliwiewyciągnięto, złożył na niej głośny całus, czapkę do góry podniósł i zawołałwesoło do Leńkiewicza. Panie deputacie, świadkiem byłeś cudu!! Veni, vidi, vici może powiedzieć tadama a ja odchodzę z życzeniem, aby po sprawie z %7ływultem toż powtórzyćmogła.I z impetem wielkim wyniósł się za drzwi, wołając za sobą Olechnę, który zszablą w kącie przycupnąwszy, już był krztynę sobie usnął.Ludno było w miasteczku czasu trybunału, ale we dworze wojewodzińskimdrzwi się nie zamykały, Brunak nie miał spoczynku.Stół w jednej z sal od ranado wieczora był zastawiony, a kucharze mięsiwa i rosołów nastarczyć nie mogli.Nie licząc obiadów i wieczerzy obsadzonych tak, że we dwóch salach ław ikrzeseł dla gości brakło, śniadania poczynały się o ósmej, a w nocy musianodawać podkurek, gdy się goście zasiedzieli.Księżnie jejmości, oprócz marszałka Brunaka i panny Kleckiej niby to miał byćpomocą sam książę małżonek.Lecz, prawdę rzekłszy, oprócz tego że jadł,słuchał, śmiał się i czasem bryznął tłustem słowem, bo rubaszny był niewiele go tam czuć i słychać było.Pięknego wzrostu, tuszy okazałej, łagodny,leniwy, książę zdawał wszystko na żonę, a sam już tylko sobie żył i pragnąłspokoju.Więc gdy był wezwany i dla reprezentacyi potrzebny, zjeżdżał, ubierałsię jak najwygodniej, przychodził do gości i lekcyą, jakiej go nauczono,recytował posłuszny.Z założonemi w tył rękami, albo z wsuniętemi wkieszenie, przesuwał się od jednej gromadki gości do drugiej, wyzywałopowiadania, których słuchać lubił, zwłaszcza gdy wesołe były, usta mu siędobrodusznie otwierały.i stał, stał póki śmiech żywszy zkądinąd pochodzącytam go nie pociągnął.Funkcyą którą książę spełniał bardzo sumiennie i z zupełnem oddaniem się jej,było jedzenie.Jadł jak nikt, z przejęciem się ważnością tego czynu, zoderwaniem się od świata, ręce szeroko rozłożywszy, pochylony nad talerzem,głuchy i ślepy na to co go otaczało, nierachujący się już z najdostojniejszemigośćmi.Mówić do niego gdy jadł było próżno chcieć go oderwać odobowiązku niepodobna.Skończywszy dopiero powracał do świata i ludzi,uśmiechając się błogo.Pił książę wojewoda dzielnie lecz napój dla niego byłtylko pomocniczym i podrzędnym. Wody nie tykał nigdy.za napójpowszedni używając podpiwku, a dla wzmocnienia węgrzyna.Rumianek dlakonkokcyi zjawiał się po obfitych wieczerzach do poduszki.To co zwano u nas dawniej hora canonica.godzina pokrzepienia i posiłku,gdyby zabrakło zegarów, wybijała tak regularnie na żołądku książęcym, iżniespokojny jego wzrok lepiej ją od kompasów zwiastował.Opóznienie zobiadem, punkt o południu było nieprzebaczonem.Człowiek, który mógł sięstać jego przyczyną był jak najgorzej notowany.Księżna też, która słabościmałżonka ulegała, gdy do niej przybywał najsurowsze wydawała rozkazy co doregularności obiadów i kolacyi.Upodobane księciu półmiski miano nawzględzie.Trafiało się, że przejęty doskonałością jakiej potrawy, wojewodapowoływał kucharza, całował go w głowę i mówił co było najwyższąpochwałą Poczciwy!! albo Psia jucha [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Zjawiskiem tem olśniony Leńkiewicz stał jak posąg.Iwanowski, który może sięspodziewał tych odwiedzin pierwszy je przywitał u progu.Wierzejko skonfundowany ku piecowi i kojcowi się cofał, ale ujść z placu nieumiał.Właśnie, gdy nad swojem położeniem rozmyślał, piękna pułkownikówna, którago nie znała, zobaczywszy dorodnego i pokaznego mężczyznę, a wnosząc z jegoprzytomności u Leńkiewicza iż do jego towarzystwa należał, wlepiła weń oczy itak niemi go oczarowała jednem wejrzeniem, któremu uśmieszek towarzyszył,że Wierzejko zmysły postradał.Leńkiewicz, któremu lice blade pałać zaczęło na widok pułkownikównej,zmienił się.zmalał, zgiął, nie wiedział jak tych swych gości przyjmować.Oddawna w pannie rozkochany zapomniał o całym świecie, ręce podniósł dogóry i wykrzyknął. O, cóż za szczęście, co za błogosławieństwo, pod moją strzechą! niegodnegosługi. I cisnął się do ręki pułkownikowej, która głosikiem drżącym powtarzaćzaczęła co już w objezdzie deputatów nie jeden raz mówić musiała. Biedna wdowa uciśniona, szukająca sprawiedliwości, do acana dobrodziejaucieka się, do jego serca.Pułkownikówna dokończyła wzrokiem, który dobił deputata. Pułkownikowo dobrodziejko! zawołał gorąco dysponuj mną achociażby życiem mojem.Iwanowski, który mierzył oczyma ukochaną, niespokojnie spoglądając narywala, chociaż się go mniej lękał równie z nim o Wierzejce zapomniał.Tenu pieca stojąc jak upojony oczu od panny Tekli oderwać nie mógł.Oblicze jegowyrażało taki zachwyt i razem ogłupienie iż panna Tekla, której wejrzenia żywobiegały i parę razy na nim spoczęły, uradowana zwycięztwem, bo go byłapewna, zdobyczą nową, w chwili gdy żadna do pogardzenia nie była uśmiechnęła się i dla upewnienia zerknęła nań strzelisto znowu.Przybywszy tuw sprawie wprost interesowi pułkownikowej przeciwnej, w rolinieprzyjacielskiej, Wierzejko znajdował się w położeniu myśliwego, copolując na wilki do wilczego dostał się dołu.Takiej piękności nie widział on jako żyw.Pamięć na księżnę wojewodzinę, na%7ływulta, na wierne służby Radziwiłłom wszystko mu z przed oczów znikło stała przed niemi jedna pułkownikówna.Nie mógł się ruszyć z miejsca, choć mu wyjść wypadało.Leńkiewicz tak byłzajęty przybyłemi, iż na bytność Wierzejki nie zważał, Iwanowski wpatrzony wpannę zapomniał o nim.Nierychło dopiero deputat, oczy podniosłszy, zobaczyłintruza pod piecem.Wypędzać go z domu nie godziło się.Z oczów czytał, że był wielkim blaskiempiękności panny Tekli skonfundowany.W chwili gdy pani Borkowska jeszczeswe kondolencye i prośby przewlekłe powtarzała, deputat wskazał jej w mrokustojącego u pieca delikwenta. Pułkownikowo dobrodziejko zawołał mnie ni prosić ni konwinkowaćnie macie potrzeby.ale o to jeden jest z tych, co przeciwko wam forytują ipodburzają z rozkazu księżnej, do niego się obróćcie.Zdumiona i strwożona Borkowska podniosła oczy, a panna Tekla śmiałozmierzywszy Wierzejkę, matkę wyprzedzając podeszła ku niemu.Srebrzystymswym głoskiem, wlepiając w niego oczy czarne, poczęła. Możeż to być, abyś acan dobrodziej przeciw biednym a oprymowanymchciał być narzędziem? Nie mogę uwierzyć temu, a jeśli prośba moja mieć uniego jaki walor może.Wierzejko potęgą tego czarodziejskiego wzroku złamany, postradał całą swąbutę i śmiałość stał się powolnym jak baranek. Panno pułkownikówno dobrodziejko! wykrzyknął peccavi! biję się wpiersi! ale jeślim zgrzeszył to nieświadomością, bom jako żyw pannypułkownikównej nie oglądał.a oto dziś gdy mam szczęście widzieć cudokreacyi najpiękniejsze, padam przed niem na kolana i sługą jego się byćofiaruję.Pułkownikówna na to oświadczenie tak raptusowe, głośnym, wesołymśmiechem odpowiedziała. Księżna Barbara rzekła która i tak wiele ma zawziętości przeciwkonam, nie darowałaby mi gdybym jej odebrała tak wiernego przyjaciela.Dość mina tem będzie, gdy acan dobrodziej wrogom naszym przestaniesz być pomocą. Przysiądzem na to gotowy! zawołał Wierzejko z zapałem. Zwiadkowiesą.niech sobie Radziwiłłowie rady dają jako chcą, przeciw pani sukursu im niedam.Jakom żyw!To mówiąc z galanteryą wielką posunął się do rączki, którą mu dobrotliwiewyciągnięto, złożył na niej głośny całus, czapkę do góry podniósł i zawołałwesoło do Leńkiewicza. Panie deputacie, świadkiem byłeś cudu!! Veni, vidi, vici może powiedzieć tadama a ja odchodzę z życzeniem, aby po sprawie z %7ływultem toż powtórzyćmogła.I z impetem wielkim wyniósł się za drzwi, wołając za sobą Olechnę, który zszablą w kącie przycupnąwszy, już był krztynę sobie usnął.Ludno było w miasteczku czasu trybunału, ale we dworze wojewodzińskimdrzwi się nie zamykały, Brunak nie miał spoczynku.Stół w jednej z sal od ranado wieczora był zastawiony, a kucharze mięsiwa i rosołów nastarczyć nie mogli.Nie licząc obiadów i wieczerzy obsadzonych tak, że we dwóch salach ław ikrzeseł dla gości brakło, śniadania poczynały się o ósmej, a w nocy musianodawać podkurek, gdy się goście zasiedzieli.Księżnie jejmości, oprócz marszałka Brunaka i panny Kleckiej niby to miał byćpomocą sam książę małżonek.Lecz, prawdę rzekłszy, oprócz tego że jadł,słuchał, śmiał się i czasem bryznął tłustem słowem, bo rubaszny był niewiele go tam czuć i słychać było.Pięknego wzrostu, tuszy okazałej, łagodny,leniwy, książę zdawał wszystko na żonę, a sam już tylko sobie żył i pragnąłspokoju.Więc gdy był wezwany i dla reprezentacyi potrzebny, zjeżdżał, ubierałsię jak najwygodniej, przychodził do gości i lekcyą, jakiej go nauczono,recytował posłuszny.Z założonemi w tył rękami, albo z wsuniętemi wkieszenie, przesuwał się od jednej gromadki gości do drugiej, wyzywałopowiadania, których słuchać lubił, zwłaszcza gdy wesołe były, usta mu siędobrodusznie otwierały.i stał, stał póki śmiech żywszy zkądinąd pochodzącytam go nie pociągnął.Funkcyą którą książę spełniał bardzo sumiennie i z zupełnem oddaniem się jej,było jedzenie.Jadł jak nikt, z przejęciem się ważnością tego czynu, zoderwaniem się od świata, ręce szeroko rozłożywszy, pochylony nad talerzem,głuchy i ślepy na to co go otaczało, nierachujący się już z najdostojniejszemigośćmi.Mówić do niego gdy jadł było próżno chcieć go oderwać odobowiązku niepodobna.Skończywszy dopiero powracał do świata i ludzi,uśmiechając się błogo.Pił książę wojewoda dzielnie lecz napój dla niego byłtylko pomocniczym i podrzędnym. Wody nie tykał nigdy.za napójpowszedni używając podpiwku, a dla wzmocnienia węgrzyna.Rumianek dlakonkokcyi zjawiał się po obfitych wieczerzach do poduszki.To co zwano u nas dawniej hora canonica.godzina pokrzepienia i posiłku,gdyby zabrakło zegarów, wybijała tak regularnie na żołądku książęcym, iżniespokojny jego wzrok lepiej ją od kompasów zwiastował.Opóznienie zobiadem, punkt o południu było nieprzebaczonem.Człowiek, który mógł sięstać jego przyczyną był jak najgorzej notowany.Księżna też, która słabościmałżonka ulegała, gdy do niej przybywał najsurowsze wydawała rozkazy co doregularności obiadów i kolacyi.Upodobane księciu półmiski miano nawzględzie.Trafiało się, że przejęty doskonałością jakiej potrawy, wojewodapowoływał kucharza, całował go w głowę i mówił co było najwyższąpochwałą Poczciwy!! albo Psia jucha [ Pobierz całość w formacie PDF ]