[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zły człowiek! ale co ja z nimteraz pocznę sama. Rób, co chcesz! powtórzyła królowa. Było mu to pierścień dawać przy ostatnim widzeniu szepnęła stara alboi ja też to sprawiłam?! Ja nie wiedziałam o niczym, aż mi go wychodząc napalcu ukazał. Gwałtem mi go z ręki ściągnął przerwała przelękła i płacząca Jadwiga.Nie mogłam krzyczeć.siłą wziął! Wiedział zbój, na co to czynił!Obie kobiety zamilkły; królowa płakała, stara czoło trąc przemyśliwała i stękała. Zbój! zbój prawy jest rzekła. Teraz z pierścieniem tym na palcu.grozinam i, co zechce, uczyni. Już mówiła z przestankami zapowiedział mi, że król tej nocy lubnastępnej z zamku zjedzie. Dokąd? spytała Jadwiga. Któż to wie? do swej %7łydówki może! dodała Konradowa. Ale jak on tonaprzód mógł wybadać? Widzicie.Co ja mu powiem, gdy przyjdzienapastować mnie? Mnie na to rozumu nie stało.Gdybym, co chciała, mówiła,ani mnie nie posłucha, ni ustąpi.Pierścień ten trzeba wykupić, choćby nie wiemjaką ceną.Ty, królowo moja, ty go musisz przyjąć i mówić z nim!! Ja! nigdy zawołała królowa, z krzesła powstając. Zgubi nas szepnęła stara nie ulituje się.Pomilczała trochę i dodała: Królowej on nic odmówić nie będzie śmiał pierścień odda.A póki goma.dla nas pokoju nie będzie.Tak, tak, królowo moja.Jadwiga nie mówiąc nic rzucała głową. Widzieć go nie chcę, znać nie chcę, czyń, co wiesz i jak umiesz.Pierścieńmi on gwałtem zdarł, a wiesz, jaki on był? wiesz, że ten jest, co mi go królpierwszy na zrękowiny przysłał?Konradowa krzyknęła. Zgubi nas.moja głowa na karku niepewna.Tobie, królowej, nie stanie sięnic, sromać się będą obwinić, głosić nie będą śmieli, a mnie.stryczek na szyję!To mówiąc Konradowa rzuciła się twarzą na podłogę i szlochała.Królowa padłszy na siedzenie znowu siedziała w nim jak martwa.Długi dość czas upłynął, nim stara do siebie przyszła i ocuciła się nieco,Wspierając się na rękach podniosła z ziemi i z twarzą zmienioną przybliżyła siędo swej pani. Posłuchajcie mnie zaczęła posłuchajcie.My się go nie pozbędziemyinaczej.Niech już przyjdzie, wyjdziecie doń do izby mojej na chwilę, każeciepierścień oddać, będzie musiał.Ja od progu nie odejdę.Obawiać się go niemasz czego.Przyrzeczesz mu łaskę swoją., a więcej go potem na oczy niepuścim.Ale pierścień zdarty z ręki oddać musi.Mnie on go nie da.Zły człekjest! Kto wie, co sobie myśli i jaką cenę na niego nałoży.Ostatnie słowo cicho szepnęła Konradowa i spojrzała na królowę, która sięwzdrygała oburzona.Nie odpowiadała nic z początku, potem z zaciśniętych ustdobyło się: Nie chcę go widzieć! Czyń, co chcesz! nie mogę.Zgubiłaś mnie ty.ty.I zaczęła płakać królowa.Służebne jej, w trzeciej izbie na próżno oczekując, aby je ochmistrzynizawołała, szeptaniem półgłośnym i śmieszkami zwróciły na siebie uwagękrólowej, dała znać starej, aby je zawołała.Konradowa ręce załamała przed nią. Co mu powiem? chwytając ręce, które całować chciała, rzekła cicho.Ja się go nie zbędę jutro.Czatować będzie na mnie. Ani mi się waż go tu puścić! odparła Jadwiga. Rychlej by mnie tozgubiło niż ten pierścień nieszczęsny.Widzieć go nie mogę i nie chcę!Stara niespodziany opór znalazłszy w swej wychowanicy, której poznać niemogła teraz, wstrzymała się już od nalegania.Zawołała służebne i sama imprzodując, z nadzwyczajną troskliwością, przystąpiła do rozbierania z szatreszty, do przygotowania łoża pani.Wszystkie te starania Jadwiga przyjmowała z obojętnością, nie odzywając sięani do niej, ani do służebnych, dając bezwładnie czynić z sobą, co chciały, iśpiesząc do swego łoża.Konradowa wszystko w komnacie rozporządziwszy, dziewczęta, które przykrólowej czuwać miały, wyznaczywszy, sama jeszcze poduszki układającposzeptała coś i wyszła.Rachowała na to, iż co się jej pierwszego dnia nie powiodło, pózniejnaleganiami i namowami na dość posłusznej dotąd pani wyrobi.Zmienioną jąznajdowała i to tylko przestraszało.Spoważniało pod koroną młodedziewczę, siła się w niej znalazła, której nie było wprzódy.Nazajutrz rano, choć nie tak wcześnie jak dni pierwszych, gody się rozpoczęłyna nowo.Do dziesięciu dni najmniej ciągnąć się one musiały i ugaszczanie tych,którzy dłużej pozostali.Król rano się ukazał, jak gdyby z zamku nie oddalałwcale; a na twarzy jego wszyscy spostrzegli zmianę, jakby odpoczął i orzezwiał.Gotowano się dnia tego do nowego turnieju.Rycerzy było kilku, którzy radzi siępopisywać chcieli ze zręcznością swoją.Król zdawał się zajmować tym wielce i szczyty ich wystawione oglądał.Królowa pózniej niż zwykle wyjść chciała; posłano z oznajmieniem, zgodził się na to Kazmirz.Jak dni poprzedzających Borkowicz w szrankach do gonitw przygotowanychkrzątał się, kręcił, gospodarzyć usiłował i starał zwracać na siebie wszystkichoczy.Król tylko pomijał go i nie dawał się niczym ze swej obojętności dlastarosty wyprowadzić.Zły to był znak dla niego, lecz zuchwały człek wcale sięnie zdawał czuć, iż zagrożonym był niełaską.Nie odejmowało mu to pewności iśmiałości, z jaką występował.Ku południowi już wszyscy byli u zastawionych stołów, a stara Konradowa wswej izbie postękując przechadzała się, gdy wcale niespodzianie wypatrzywszyporę i rachując, iż ją samą zastanie, wpadł do niej znowu zuchwały Borkowicz.W biały dzień przychodził nie kryjąc się wcale z sobą.Konradowa z początkuosłupiała, lecz strach zaraz przemogła. Mówiliście z królową? zagadnął wprost Borkowicz. Kiedy? jak mówić miałam? kwaśno odpowiedziała stara. Jak? kiedy? Przecież królowa w swej komnacie nocowała, a wy byliście przyniej? rzekł Borkowicz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Zły człowiek! ale co ja z nimteraz pocznę sama. Rób, co chcesz! powtórzyła królowa. Było mu to pierścień dawać przy ostatnim widzeniu szepnęła stara alboi ja też to sprawiłam?! Ja nie wiedziałam o niczym, aż mi go wychodząc napalcu ukazał. Gwałtem mi go z ręki ściągnął przerwała przelękła i płacząca Jadwiga.Nie mogłam krzyczeć.siłą wziął! Wiedział zbój, na co to czynił!Obie kobiety zamilkły; królowa płakała, stara czoło trąc przemyśliwała i stękała. Zbój! zbój prawy jest rzekła. Teraz z pierścieniem tym na palcu.grozinam i, co zechce, uczyni. Już mówiła z przestankami zapowiedział mi, że król tej nocy lubnastępnej z zamku zjedzie. Dokąd? spytała Jadwiga. Któż to wie? do swej %7łydówki może! dodała Konradowa. Ale jak on tonaprzód mógł wybadać? Widzicie.Co ja mu powiem, gdy przyjdzienapastować mnie? Mnie na to rozumu nie stało.Gdybym, co chciała, mówiła,ani mnie nie posłucha, ni ustąpi.Pierścień ten trzeba wykupić, choćby nie wiemjaką ceną.Ty, królowo moja, ty go musisz przyjąć i mówić z nim!! Ja! nigdy zawołała królowa, z krzesła powstając. Zgubi nas szepnęła stara nie ulituje się.Pomilczała trochę i dodała: Królowej on nic odmówić nie będzie śmiał pierścień odda.A póki goma.dla nas pokoju nie będzie.Tak, tak, królowo moja.Jadwiga nie mówiąc nic rzucała głową. Widzieć go nie chcę, znać nie chcę, czyń, co wiesz i jak umiesz.Pierścieńmi on gwałtem zdarł, a wiesz, jaki on był? wiesz, że ten jest, co mi go królpierwszy na zrękowiny przysłał?Konradowa krzyknęła. Zgubi nas.moja głowa na karku niepewna.Tobie, królowej, nie stanie sięnic, sromać się będą obwinić, głosić nie będą śmieli, a mnie.stryczek na szyję!To mówiąc Konradowa rzuciła się twarzą na podłogę i szlochała.Królowa padłszy na siedzenie znowu siedziała w nim jak martwa.Długi dość czas upłynął, nim stara do siebie przyszła i ocuciła się nieco,Wspierając się na rękach podniosła z ziemi i z twarzą zmienioną przybliżyła siędo swej pani. Posłuchajcie mnie zaczęła posłuchajcie.My się go nie pozbędziemyinaczej.Niech już przyjdzie, wyjdziecie doń do izby mojej na chwilę, każeciepierścień oddać, będzie musiał.Ja od progu nie odejdę.Obawiać się go niemasz czego.Przyrzeczesz mu łaskę swoją., a więcej go potem na oczy niepuścim.Ale pierścień zdarty z ręki oddać musi.Mnie on go nie da.Zły człekjest! Kto wie, co sobie myśli i jaką cenę na niego nałoży.Ostatnie słowo cicho szepnęła Konradowa i spojrzała na królowę, która sięwzdrygała oburzona.Nie odpowiadała nic z początku, potem z zaciśniętych ustdobyło się: Nie chcę go widzieć! Czyń, co chcesz! nie mogę.Zgubiłaś mnie ty.ty.I zaczęła płakać królowa.Służebne jej, w trzeciej izbie na próżno oczekując, aby je ochmistrzynizawołała, szeptaniem półgłośnym i śmieszkami zwróciły na siebie uwagękrólowej, dała znać starej, aby je zawołała.Konradowa ręce załamała przed nią. Co mu powiem? chwytając ręce, które całować chciała, rzekła cicho.Ja się go nie zbędę jutro.Czatować będzie na mnie. Ani mi się waż go tu puścić! odparła Jadwiga. Rychlej by mnie tozgubiło niż ten pierścień nieszczęsny.Widzieć go nie mogę i nie chcę!Stara niespodziany opór znalazłszy w swej wychowanicy, której poznać niemogła teraz, wstrzymała się już od nalegania.Zawołała służebne i sama imprzodując, z nadzwyczajną troskliwością, przystąpiła do rozbierania z szatreszty, do przygotowania łoża pani.Wszystkie te starania Jadwiga przyjmowała z obojętnością, nie odzywając sięani do niej, ani do służebnych, dając bezwładnie czynić z sobą, co chciały, iśpiesząc do swego łoża.Konradowa wszystko w komnacie rozporządziwszy, dziewczęta, które przykrólowej czuwać miały, wyznaczywszy, sama jeszcze poduszki układającposzeptała coś i wyszła.Rachowała na to, iż co się jej pierwszego dnia nie powiodło, pózniejnaleganiami i namowami na dość posłusznej dotąd pani wyrobi.Zmienioną jąznajdowała i to tylko przestraszało.Spoważniało pod koroną młodedziewczę, siła się w niej znalazła, której nie było wprzódy.Nazajutrz rano, choć nie tak wcześnie jak dni pierwszych, gody się rozpoczęłyna nowo.Do dziesięciu dni najmniej ciągnąć się one musiały i ugaszczanie tych,którzy dłużej pozostali.Król rano się ukazał, jak gdyby z zamku nie oddalałwcale; a na twarzy jego wszyscy spostrzegli zmianę, jakby odpoczął i orzezwiał.Gotowano się dnia tego do nowego turnieju.Rycerzy było kilku, którzy radzi siępopisywać chcieli ze zręcznością swoją.Król zdawał się zajmować tym wielce i szczyty ich wystawione oglądał.Królowa pózniej niż zwykle wyjść chciała; posłano z oznajmieniem, zgodził się na to Kazmirz.Jak dni poprzedzających Borkowicz w szrankach do gonitw przygotowanychkrzątał się, kręcił, gospodarzyć usiłował i starał zwracać na siebie wszystkichoczy.Król tylko pomijał go i nie dawał się niczym ze swej obojętności dlastarosty wyprowadzić.Zły to był znak dla niego, lecz zuchwały człek wcale sięnie zdawał czuć, iż zagrożonym był niełaską.Nie odejmowało mu to pewności iśmiałości, z jaką występował.Ku południowi już wszyscy byli u zastawionych stołów, a stara Konradowa wswej izbie postękując przechadzała się, gdy wcale niespodzianie wypatrzywszyporę i rachując, iż ją samą zastanie, wpadł do niej znowu zuchwały Borkowicz.W biały dzień przychodził nie kryjąc się wcale z sobą.Konradowa z początkuosłupiała, lecz strach zaraz przemogła. Mówiliście z królową? zagadnął wprost Borkowicz. Kiedy? jak mówić miałam? kwaśno odpowiedziała stara. Jak? kiedy? Przecież królowa w swej komnacie nocowała, a wy byliście przyniej? rzekł Borkowicz [ Pobierz całość w formacie PDF ]