[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzałam naniego zdziwiona.Znał moje imię.Rozpoznał mnie! Jak, do diaska? Przecie\mam na sobie kominiarkę!Chwilę pózniej dowiedziałam się jak, bo jeden ze stra\ników rzuciłzdawkową uwagę: Kamery są nawet w stró\ówce! Głos miał prawie gniewny,najwyrazniej mieli nam za złe to, co zrobiliśmy z ich kumplem. Zdejmijcie maski, miejmy ju\ te przebieranki za sobą wtrącił sięznowu łysy. I tak wiemy, kim jesteście.Nie zareagowaliśmy, więc kiwnął głową w stronę jednego ze stra\ników,na co tamten odbezpieczył głośno rewolwer. No, dalej.Zdejmujcie maski ponaglił mnie.Nie wiem, jak inni, ale ja bardzo szybko ściągnęłam swoją.Widokpistoletu i to na dodatek odbezpieczonego, podziałał na mnie bardzo zle.Stałamjak sparali\owana, gniotąc w rękach nieszczęsną kominiarkę. Jeśli pójdziecie teraz grzecznie z nami, to nie stanie się wam \adnakrzywda powiedział gruby. Bo uwierzę prychnął Aki, a następnie gwałtownym ruchem odepchnąłniczego niespodziewającego się stra\nika i wybiegł na korytarz.W tym samym momencie do mnie i do Maksa drugi stra\nik celował zpistoletu, więc się nie ruszyliśmy.Natomiast za Akim pobiegł trzeci stra\nik.Kroki biegnącego chłopakabardzo szybko się oddalały.Jest nadzieja, \e mo\e zdoła uciec.Proszę, niechucieknie i wezwie pomoc! Niech wezwie pomoc!!!Po chwili usłyszeliśmy jednak odgłosy walki.Stra\nik głośno krzyknął,po paru sekundach usłyszeliśmy gwałtowny skowyt Akiego.Stra\nik musiał godopaść.Oby tylko nie stało mu się nic złego. Nie zabiliśmy go, spokojnie powiedział gruby, widząc naszeprzera\one spojrzenia. Ale nie jest powiedziane, \e tego nie zrobimy, jeśli niebędziecie z nami współpracować.To jacyś wariaci! Kurczę, w co my się wpakowaliśmy?! Czułam, jak ręcepocą mi się ze zdenerwowania pod skórzanymi rękawiczkami, ale zdusiłam wsobie chęć zdjęcia ich.Zbli\yłam się do Maksa.Wolałam teraz być blisko niego.Czerpałam z tego podświadomie jakąś siłę, chocia\ raczej niewiele mi onapomogła w tym momencie.Max wziął mnie za rękę.Widocznie te\ chciał być blisko mnie, albo mo\ezauwa\ył, \e cała się trzęsę.Trzymając ciągle na muszce, stra\nicy zaprowadzili nas do windyznajdującej się na końcu korytarza.Wsiedliśmy do niej w milczeniu, Max całyczas ściskał moją dłoń.No i bardzo dobrze, bo byłam bliska rozpłakania się zestrachu.Ten łysy w białym kitlu przytrzymał drzwi, \eby stra\nik niosącynieprzytomnego Akiego te\ mógł wejść.Wyglądało na to, \e był tylkoogłuszony, ale i tak porządnie się przestraszyłam.Winda zjechała parę pięter w dół.To dlatego budynek tak niepozorniewygląda z zewnątrz większa jego część znajduje się pod ziemią.Rany!Człowiek jest śmiertelnie przera\ony i nagle zaczyna się zastanawiać nadarchitekturą jakiegoś budynku.koszmar.Gdy winda wreszcie stanęła, skierowano nas jasno oświetlonym, tymrazem zielonym, korytarzem do małego pokoju.Nie było w nim okien, jedyniewysoko, pod sufitem palił się rząd jarzeniówek, oświetlając ponure, zielonekafelki, którymi pokryto ściany, i o ton ciemniejszą terakotę na podłodze.Pozatrzema szpitalnymi łó\kami nie było tu \adnych mebli.Jeden ze stra\ników podszedł do mnie i pociągnął za ramię, jednocześnieoddzielając od Maksa.Spojrzałam na niego przera\ona, a on lekko sięuśmiechnął, próbując mnie przekonać, \e wszystko będzie dobrze.Ale to nie byłprzekonujący uśmiech.Max bał się tak samo jak ja.Przykuto mnie kajdankami do jednego z twardych łó\ek.NatomiastMaksowi i nieprzytomnemu Akiemu zało\ono na szyje metalowe obro\e,połączone metrowymi łańcuchami z metalowymi ramami pozostałych dwóchłó\ek. Nie radzę się przemieniać powiedział łysy, patrząc na Maksa. Jakowilki macie grubsze karki, więc albo od razu się udusicie, albo trwaleuszkodzicie sobie kręgosłupy.To mo\e się dla was zle skończyć.Zresztą i taksami się stąd nie wydostaniecie. Co chcecie z nami zrobić?! spytałam.No proszę, wykrzesałam z siebie przynajmniej tyle odwagi, \eby cośpowiedzieć, chocia\ bardzo wiele mnie to kosztowało, bo nadal miałam ochotęsię rozpłakać. Jeszcze musimy to przemyśleć.No, pewnie zastanawiacie się, jak to sięstało, \e was odkryliśmy? Nie przewidzieliście, \e w budynku mogą być kameryi czujniki na podczerwień.No tak.Rzeczywiście o wszystkim pomyśleliśmy, ale o tym nie.A niechto! Powinniśmy byli na to wpaść.Gdy tylko wyszli i zostawili nas samych, powiedziałam do Maksa: Zostawiłam rodzicom kartkę, na której napisałam, gdzie poszliśmy.Jaknie wrócę, to na pewno ją znajdą i po nas przyjdą.Mo\e wezwą policję. A jeśli twoja mama jest z nimi w zmowie? mruknął Max, oglądającłańcuch. Nie, na pewno nie.Przecie\ czytałam wam, \e dawała mi to cośnieświadomie zaprotestowałam. Poza tym nie zrobiłaby mi czegoś takiego. Musimy jakoś stąd uciec mruknął Max i z całej siły szarpnął łańcuch,który jednak pozostał na miejscu. Jeśli tu zostaniemy, to nie wiadomo, comogą nam zrobić.Jaguara wykończyli, a Iv prawie zabili.Zaczęłam przyglądać się kajdankom.Na filmach ludzie potrafią wybićsobie kciuk i wyjąć rękę.Taak.Muszę powiedzieć wam, \e to bajeczki dladzieci, bo nie da się wybić sobie kciuka.W ka\dym razie ani ja, ani Max, niemogliśmy się uwolnić.Jedyne, co nam zostało, to siedzieć i czekać, gubiąc się wdomysłach.Spojrzałam na zegarek.Nie było ich ju\ dobrą godzinę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Spojrzałam naniego zdziwiona.Znał moje imię.Rozpoznał mnie! Jak, do diaska? Przecie\mam na sobie kominiarkę!Chwilę pózniej dowiedziałam się jak, bo jeden ze stra\ników rzuciłzdawkową uwagę: Kamery są nawet w stró\ówce! Głos miał prawie gniewny,najwyrazniej mieli nam za złe to, co zrobiliśmy z ich kumplem. Zdejmijcie maski, miejmy ju\ te przebieranki za sobą wtrącił sięznowu łysy. I tak wiemy, kim jesteście.Nie zareagowaliśmy, więc kiwnął głową w stronę jednego ze stra\ników,na co tamten odbezpieczył głośno rewolwer. No, dalej.Zdejmujcie maski ponaglił mnie.Nie wiem, jak inni, ale ja bardzo szybko ściągnęłam swoją.Widokpistoletu i to na dodatek odbezpieczonego, podziałał na mnie bardzo zle.Stałamjak sparali\owana, gniotąc w rękach nieszczęsną kominiarkę. Jeśli pójdziecie teraz grzecznie z nami, to nie stanie się wam \adnakrzywda powiedział gruby. Bo uwierzę prychnął Aki, a następnie gwałtownym ruchem odepchnąłniczego niespodziewającego się stra\nika i wybiegł na korytarz.W tym samym momencie do mnie i do Maksa drugi stra\nik celował zpistoletu, więc się nie ruszyliśmy.Natomiast za Akim pobiegł trzeci stra\nik.Kroki biegnącego chłopakabardzo szybko się oddalały.Jest nadzieja, \e mo\e zdoła uciec.Proszę, niechucieknie i wezwie pomoc! Niech wezwie pomoc!!!Po chwili usłyszeliśmy jednak odgłosy walki.Stra\nik głośno krzyknął,po paru sekundach usłyszeliśmy gwałtowny skowyt Akiego.Stra\nik musiał godopaść.Oby tylko nie stało mu się nic złego. Nie zabiliśmy go, spokojnie powiedział gruby, widząc naszeprzera\one spojrzenia. Ale nie jest powiedziane, \e tego nie zrobimy, jeśli niebędziecie z nami współpracować.To jacyś wariaci! Kurczę, w co my się wpakowaliśmy?! Czułam, jak ręcepocą mi się ze zdenerwowania pod skórzanymi rękawiczkami, ale zdusiłam wsobie chęć zdjęcia ich.Zbli\yłam się do Maksa.Wolałam teraz być blisko niego.Czerpałam z tego podświadomie jakąś siłę, chocia\ raczej niewiele mi onapomogła w tym momencie.Max wziął mnie za rękę.Widocznie te\ chciał być blisko mnie, albo mo\ezauwa\ył, \e cała się trzęsę.Trzymając ciągle na muszce, stra\nicy zaprowadzili nas do windyznajdującej się na końcu korytarza.Wsiedliśmy do niej w milczeniu, Max całyczas ściskał moją dłoń.No i bardzo dobrze, bo byłam bliska rozpłakania się zestrachu.Ten łysy w białym kitlu przytrzymał drzwi, \eby stra\nik niosącynieprzytomnego Akiego te\ mógł wejść.Wyglądało na to, \e był tylkoogłuszony, ale i tak porządnie się przestraszyłam.Winda zjechała parę pięter w dół.To dlatego budynek tak niepozorniewygląda z zewnątrz większa jego część znajduje się pod ziemią.Rany!Człowiek jest śmiertelnie przera\ony i nagle zaczyna się zastanawiać nadarchitekturą jakiegoś budynku.koszmar.Gdy winda wreszcie stanęła, skierowano nas jasno oświetlonym, tymrazem zielonym, korytarzem do małego pokoju.Nie było w nim okien, jedyniewysoko, pod sufitem palił się rząd jarzeniówek, oświetlając ponure, zielonekafelki, którymi pokryto ściany, i o ton ciemniejszą terakotę na podłodze.Pozatrzema szpitalnymi łó\kami nie było tu \adnych mebli.Jeden ze stra\ników podszedł do mnie i pociągnął za ramię, jednocześnieoddzielając od Maksa.Spojrzałam na niego przera\ona, a on lekko sięuśmiechnął, próbując mnie przekonać, \e wszystko będzie dobrze.Ale to nie byłprzekonujący uśmiech.Max bał się tak samo jak ja.Przykuto mnie kajdankami do jednego z twardych łó\ek.NatomiastMaksowi i nieprzytomnemu Akiemu zało\ono na szyje metalowe obro\e,połączone metrowymi łańcuchami z metalowymi ramami pozostałych dwóchłó\ek. Nie radzę się przemieniać powiedział łysy, patrząc na Maksa. Jakowilki macie grubsze karki, więc albo od razu się udusicie, albo trwaleuszkodzicie sobie kręgosłupy.To mo\e się dla was zle skończyć.Zresztą i taksami się stąd nie wydostaniecie. Co chcecie z nami zrobić?! spytałam.No proszę, wykrzesałam z siebie przynajmniej tyle odwagi, \eby cośpowiedzieć, chocia\ bardzo wiele mnie to kosztowało, bo nadal miałam ochotęsię rozpłakać. Jeszcze musimy to przemyśleć.No, pewnie zastanawiacie się, jak to sięstało, \e was odkryliśmy? Nie przewidzieliście, \e w budynku mogą być kameryi czujniki na podczerwień.No tak.Rzeczywiście o wszystkim pomyśleliśmy, ale o tym nie.A niechto! Powinniśmy byli na to wpaść.Gdy tylko wyszli i zostawili nas samych, powiedziałam do Maksa: Zostawiłam rodzicom kartkę, na której napisałam, gdzie poszliśmy.Jaknie wrócę, to na pewno ją znajdą i po nas przyjdą.Mo\e wezwą policję. A jeśli twoja mama jest z nimi w zmowie? mruknął Max, oglądającłańcuch. Nie, na pewno nie.Przecie\ czytałam wam, \e dawała mi to cośnieświadomie zaprotestowałam. Poza tym nie zrobiłaby mi czegoś takiego. Musimy jakoś stąd uciec mruknął Max i z całej siły szarpnął łańcuch,który jednak pozostał na miejscu. Jeśli tu zostaniemy, to nie wiadomo, comogą nam zrobić.Jaguara wykończyli, a Iv prawie zabili.Zaczęłam przyglądać się kajdankom.Na filmach ludzie potrafią wybićsobie kciuk i wyjąć rękę.Taak.Muszę powiedzieć wam, \e to bajeczki dladzieci, bo nie da się wybić sobie kciuka.W ka\dym razie ani ja, ani Max, niemogliśmy się uwolnić.Jedyne, co nam zostało, to siedzieć i czekać, gubiąc się wdomysłach.Spojrzałam na zegarek.Nie było ich ju\ dobrą godzinę [ Pobierz całość w formacie PDF ]