[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedzieli, \emusiały go obudzić.Mieliśmy półdniowy przestój w pracy.Ale wytłumaczyłam, \ezaczęliśmy u\ywać materiałów wybuchowych dopiero pół roku temu.- Jakie wybuchy?- Budujemy nowy staw.Shan pokręcił głową, nic nie rozumiejąc.- Ale na co wam stawy? Po co ta cała woda? Jak uzyskujecie surowce? To niejest \adna kopalnia.Fowler uśmiechnęła się.- Oczywiście, \e jest - powiedziała, z widoczną ulgą przyjmując zmianętematu.- Zaraz za progiem.- Złapała lornetkę i kiwnęła na niego, \eby poszedł za nią.Wyprowadziła go na zewnątrz i ruszyła ście\ką okalającą największy staw, \wawymkrokiem przeszła na środek największej grobli, zamykającej wylot doliny, iprzystanęła tam, by zaczekać na Yeshego i Fenga.- To kopalnia opadowa.- Wydobywacie deszcz? - zapytał Yeshe.- Nie to miałam na myśli.Ale chyba mo\na i tak to określić.Wydobywamydeszcz sprzed setek wieków.- Wskazała zalany wodą teren.- Ta dolina stanowi dnoniecki.Jedynym jej wylotem jest Smocza Gardziel, którą zablokowało w tym miejscupradawne osuwisko.To teren niestabilny geologicznie.Okoliczne szczyty byłysto\kami wulkanów.Lawa spływała po zboczach.A w lawie są lekkie pierwiastki.Bor.Magnez.Lit.Przez stulecia deszcze rozpuszczały lawę, spłukując sole do niecki.Utworzyło się słone jezioro.W czasie suszy na jeziorze powstawała skorupa.Grubana trzydzieści centymetrów.Czasami półtora metra.Potem, gdy przychodziłydeszczowe lata, basen znowu się napełniał wodą z rozpuszczonymi minerałami.Iznów tworzyła się skorupa.Co kilka stuleci nowa erupcja dostarczała świe\ej lawy.Tak właśnie powstało Wielkie Jezioro Słone w Ameryce.- Ale te jeziora są sztuczne.- Naturalne słone jezioro te\ tu jest.Właściwie jest ich jedenaście.Wwarstwach, pod naszymi stopami.Usunęliśmy tylko glinę, tworząc odkryte stawy.Pompujemy solankę do stawów, \eby odparowała - wskazała na stojące po drugiejstronie doliny trzy małe budki, z których rozchodziła się sieć rur.- Całą pracęwykonują trzy pompy.- Ale gdzie jest wasza kopalnia?- W stawach.Przy właściwym stę\eniu mo\emy wytrącać cząsteczki boru.Ka\dy zbiornik okresowo osuszamy i zbieramy osad z dna.Cała sztuka polega nautrzymaniu odpowiedniego stę\enia.Jeśli nie wyjdzie, dostaniemy zwykłą sólkuchenną.Albo metaliczną zupę, której rozdzielenie zbyt wiele by kosztowało.Poprowadziła ich groblą do miejsca, gdzie przecinała ona wąwóz SmoczejGardzieli.- Ale powiedziała pani, \e to osuwisko zablokowało dolinę - wspomniał Shan.- Usunęliśmy je.Nie było dość stabilne.Grobla musi być z ubitej gliny.Właśnie skończyliśmy nad nią pracować.To ju\ ostatnia.- Shan zauwa\ył, \e dostawu, przy którym stali, o lustrze wyraznie ni\szym od pozostałych, wcią\ jeszczetłoczona jest woda.Amerykanka podała mu lornetkę, wskazując na drugi koniecniecki.- Z najdalszego stawu właśnie wybieramy osad.W pobli\u stawu piętrzyła się lśniąco biała hałda.- Mamy prostą jednostkę przetwórczą do wstępnego oczyszczania surowca.Kiedy zaczniemy produkcję, popakujemy go w jednotonowe worki i roześlemy wświat.- Shan uświadomił sobie, \e mówiąc, Fowler patrzy gdzie indziej, w stronęgromady robotników na środku zespołu stawów.Zwróciwszy tam lornetkę, stwierdził,\e są to dwie grupki.Obie stały bezczynnie.- W świat? - zapytał.- Część do fabryk w Chinach - odparła w roztargnieniu.- Większość doHongkongu, skąd popłynie do Europy i do Ameryki.Shan przyglądał się ponurej szarej maszynie, przy której zebrała się drugagrupka.- Dlaczego Tan ich przysłał, skoro pani koncesja została zawieszona?- To Ministerstwo Geologii zawiesiło koncesję.- Kto podpisał decyzję?Fowler zawahała się, jak gdyby zastanawiając się, czy odpowiedzieć.- Dyrektor Hu.- Z lokalnego biura ministerstwa?- Właśnie.Ale wytłumaczyłam Tanowi, \e jeśli teraz zamkniemy kopalnię,stracimy cały materiał w stawach.Opracowaliśmy proces tak, \e nasz produktkomercyjny wytrąca się pierwszy.Je\eli zaczekamy, zostanie zanieczyszczony.Półroku pracy mo\e pójść na marne.Zgodził się, \e powinniśmy utrzymać działalność dowypuszczenia próbnej partii, na tej zasadzie, \e koncesja odnosi się tylko doprodukcji na sprzeda\.- Ale potem wszystko staje?- Jeśli nie uda nam się rozgryzć, o co chodzi.- Mówi pani, \e Hu nie podał \adnych powodów tej decyzji?Fowler nie odpowiedziała.Odeszła na dwa kroki i utkwiła wzrok w skalnejścianie u końca stawu.Shan przyglądał jej się przez chwilę, próbując odgadnąć, czywytrącił ją z równowagi prokurator Jao, dyrektor kopalnictwa Hu, czy mo\e on sam.Wreszcie skierował wzrok na skałę.Stroma, niemal pionowa ściana wznosiła sięprzed nimi na blisko sto metrów.Nagle dostrzegł na skałach jakiś ruch: ze szczytuurwiska zwisały, kołysząc się, dwie białe liny.Fowler odwróciła się w stronę Gardzieli.- Widać stąd całą dolinę - powiedziała.Ale Shan nie zareagował.Liny poruszały się.Na szczycie widać było dwie postacie wjaskrawoczerwonych kamizelkach i białych kaskach.Nagle Yeshe wykrzyknął zaskoczony.Patrzył na drugi koniec wąwozu.- Czterysta Czwarta! Tam jest.- Zreflektował się i zakłopotany spojrzał naShana.Shan obrócił lornetkę.Wystarczyła mu chwila, by przebiec wzrokiem SmocząGardziel a\ do podnó\a góry.Dzieliło ich od niej trzydzieści kilometrów krętejgórskiej drogi, a jednak przed nimi, nie dalej ni\ pięć kilometrów w linii prostej, le\ałwidoczny jak na dłoni teren robót Czterysta Czwartej.Regulując ostrość, wypatrzyłmost Tana, czołgi pałkarzy i długi szereg więziennych cię\arówek.Poczuł na sobie wzrok Amerykanki i opuścił szkła.- Mój główny in\ynier pokazał mi to - powiedziała oskar\ycielskim tonem.-To jedno z waszych więziennych przedsięwzięć.Niewolnicza praca.- Rząd często przydziela przymusowe brygady robocze do budowy dróg -odezwał się z niespodziewaną wy\szością w głosie Yeshe.- Pekin twierdzi, \e w tensposób kształtuje się socjalistyczną świadomość.- Rozmawiałam o tym z ludzmi z ONZ.- Jestem zwolennikiem dialogu międzynarodowego.- wtrącił Shan.Naglepoczuł ostre dziabnięcie w plecy.To sier\ant Feng zaszedł go od tyłu.Shan odwróciłsię i ujrzał wycelowany w siebie kciuk.W oczach Fenga tlił się ogień.Ruch ten nie umknął uwagi Fowler.Wydawało się, \e zamierza cośpowiedzieć, gdy nagle od urwiska dobiegł ich niosący się echem zawadiacki okrzyk.Odwrócili się.Po ścianie, odbijając się stopami od skały, zsuwały się na linach dwiepostacie.- Szalony głupiec - mruknęła Fowler.- To Kincaid.Trenuje młodychin\ynierów.Ma zamiar zdobyć Everest, zanim stąd odjedzie.Chce się wspinać zekipą Tybetańczyków.- Everest? - zdziwił się Yeshe.- Przepraszam - odparła Fowler.- Wy nazywacie ją Czomolungmą.GórąMatką.- Boginią Matką Zwiata - poprawił Yeshe.Postacie zjechały do stóp urwiska i objęły się, podskakując radośnie.Paręchwil pózniej ruszyły w stronę długiej grobli.Byli to szczupły mę\czyzna obłyszczących oczach, z końskim ogonem, którego Shan widział przy jaskini, isiedzący wtedy za kierownicą d\ipa młody Tybetańczyk, który pózniej wpadł do biuraTana.- Jestem Tyler - przedstawił się Amerykanin.- Tyler Kincaid.Wystarczy samoKincaid.- Jego uśmiech przygasł na widok Fenga.Spojrzał na pistolet sier\anta.- Ato - dodał, wskazując kciukiem - jest Luntok, jeden z naszych in\ynierów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Powiedzieli, \emusiały go obudzić.Mieliśmy półdniowy przestój w pracy.Ale wytłumaczyłam, \ezaczęliśmy u\ywać materiałów wybuchowych dopiero pół roku temu.- Jakie wybuchy?- Budujemy nowy staw.Shan pokręcił głową, nic nie rozumiejąc.- Ale na co wam stawy? Po co ta cała woda? Jak uzyskujecie surowce? To niejest \adna kopalnia.Fowler uśmiechnęła się.- Oczywiście, \e jest - powiedziała, z widoczną ulgą przyjmując zmianętematu.- Zaraz za progiem.- Złapała lornetkę i kiwnęła na niego, \eby poszedł za nią.Wyprowadziła go na zewnątrz i ruszyła ście\ką okalającą największy staw, \wawymkrokiem przeszła na środek największej grobli, zamykającej wylot doliny, iprzystanęła tam, by zaczekać na Yeshego i Fenga.- To kopalnia opadowa.- Wydobywacie deszcz? - zapytał Yeshe.- Nie to miałam na myśli.Ale chyba mo\na i tak to określić.Wydobywamydeszcz sprzed setek wieków.- Wskazała zalany wodą teren.- Ta dolina stanowi dnoniecki.Jedynym jej wylotem jest Smocza Gardziel, którą zablokowało w tym miejscupradawne osuwisko.To teren niestabilny geologicznie.Okoliczne szczyty byłysto\kami wulkanów.Lawa spływała po zboczach.A w lawie są lekkie pierwiastki.Bor.Magnez.Lit.Przez stulecia deszcze rozpuszczały lawę, spłukując sole do niecki.Utworzyło się słone jezioro.W czasie suszy na jeziorze powstawała skorupa.Grubana trzydzieści centymetrów.Czasami półtora metra.Potem, gdy przychodziłydeszczowe lata, basen znowu się napełniał wodą z rozpuszczonymi minerałami.Iznów tworzyła się skorupa.Co kilka stuleci nowa erupcja dostarczała świe\ej lawy.Tak właśnie powstało Wielkie Jezioro Słone w Ameryce.- Ale te jeziora są sztuczne.- Naturalne słone jezioro te\ tu jest.Właściwie jest ich jedenaście.Wwarstwach, pod naszymi stopami.Usunęliśmy tylko glinę, tworząc odkryte stawy.Pompujemy solankę do stawów, \eby odparowała - wskazała na stojące po drugiejstronie doliny trzy małe budki, z których rozchodziła się sieć rur.- Całą pracęwykonują trzy pompy.- Ale gdzie jest wasza kopalnia?- W stawach.Przy właściwym stę\eniu mo\emy wytrącać cząsteczki boru.Ka\dy zbiornik okresowo osuszamy i zbieramy osad z dna.Cała sztuka polega nautrzymaniu odpowiedniego stę\enia.Jeśli nie wyjdzie, dostaniemy zwykłą sólkuchenną.Albo metaliczną zupę, której rozdzielenie zbyt wiele by kosztowało.Poprowadziła ich groblą do miejsca, gdzie przecinała ona wąwóz SmoczejGardzieli.- Ale powiedziała pani, \e to osuwisko zablokowało dolinę - wspomniał Shan.- Usunęliśmy je.Nie było dość stabilne.Grobla musi być z ubitej gliny.Właśnie skończyliśmy nad nią pracować.To ju\ ostatnia.- Shan zauwa\ył, \e dostawu, przy którym stali, o lustrze wyraznie ni\szym od pozostałych, wcią\ jeszczetłoczona jest woda.Amerykanka podała mu lornetkę, wskazując na drugi koniecniecki.- Z najdalszego stawu właśnie wybieramy osad.W pobli\u stawu piętrzyła się lśniąco biała hałda.- Mamy prostą jednostkę przetwórczą do wstępnego oczyszczania surowca.Kiedy zaczniemy produkcję, popakujemy go w jednotonowe worki i roześlemy wświat.- Shan uświadomił sobie, \e mówiąc, Fowler patrzy gdzie indziej, w stronęgromady robotników na środku zespołu stawów.Zwróciwszy tam lornetkę, stwierdził,\e są to dwie grupki.Obie stały bezczynnie.- W świat? - zapytał.- Część do fabryk w Chinach - odparła w roztargnieniu.- Większość doHongkongu, skąd popłynie do Europy i do Ameryki.Shan przyglądał się ponurej szarej maszynie, przy której zebrała się drugagrupka.- Dlaczego Tan ich przysłał, skoro pani koncesja została zawieszona?- To Ministerstwo Geologii zawiesiło koncesję.- Kto podpisał decyzję?Fowler zawahała się, jak gdyby zastanawiając się, czy odpowiedzieć.- Dyrektor Hu.- Z lokalnego biura ministerstwa?- Właśnie.Ale wytłumaczyłam Tanowi, \e jeśli teraz zamkniemy kopalnię,stracimy cały materiał w stawach.Opracowaliśmy proces tak, \e nasz produktkomercyjny wytrąca się pierwszy.Je\eli zaczekamy, zostanie zanieczyszczony.Półroku pracy mo\e pójść na marne.Zgodził się, \e powinniśmy utrzymać działalność dowypuszczenia próbnej partii, na tej zasadzie, \e koncesja odnosi się tylko doprodukcji na sprzeda\.- Ale potem wszystko staje?- Jeśli nie uda nam się rozgryzć, o co chodzi.- Mówi pani, \e Hu nie podał \adnych powodów tej decyzji?Fowler nie odpowiedziała.Odeszła na dwa kroki i utkwiła wzrok w skalnejścianie u końca stawu.Shan przyglądał jej się przez chwilę, próbując odgadnąć, czywytrącił ją z równowagi prokurator Jao, dyrektor kopalnictwa Hu, czy mo\e on sam.Wreszcie skierował wzrok na skałę.Stroma, niemal pionowa ściana wznosiła sięprzed nimi na blisko sto metrów.Nagle dostrzegł na skałach jakiś ruch: ze szczytuurwiska zwisały, kołysząc się, dwie białe liny.Fowler odwróciła się w stronę Gardzieli.- Widać stąd całą dolinę - powiedziała.Ale Shan nie zareagował.Liny poruszały się.Na szczycie widać było dwie postacie wjaskrawoczerwonych kamizelkach i białych kaskach.Nagle Yeshe wykrzyknął zaskoczony.Patrzył na drugi koniec wąwozu.- Czterysta Czwarta! Tam jest.- Zreflektował się i zakłopotany spojrzał naShana.Shan obrócił lornetkę.Wystarczyła mu chwila, by przebiec wzrokiem SmocząGardziel a\ do podnó\a góry.Dzieliło ich od niej trzydzieści kilometrów krętejgórskiej drogi, a jednak przed nimi, nie dalej ni\ pięć kilometrów w linii prostej, le\ałwidoczny jak na dłoni teren robót Czterysta Czwartej.Regulując ostrość, wypatrzyłmost Tana, czołgi pałkarzy i długi szereg więziennych cię\arówek.Poczuł na sobie wzrok Amerykanki i opuścił szkła.- Mój główny in\ynier pokazał mi to - powiedziała oskar\ycielskim tonem.-To jedno z waszych więziennych przedsięwzięć.Niewolnicza praca.- Rząd często przydziela przymusowe brygady robocze do budowy dróg -odezwał się z niespodziewaną wy\szością w głosie Yeshe.- Pekin twierdzi, \e w tensposób kształtuje się socjalistyczną świadomość.- Rozmawiałam o tym z ludzmi z ONZ.- Jestem zwolennikiem dialogu międzynarodowego.- wtrącił Shan.Naglepoczuł ostre dziabnięcie w plecy.To sier\ant Feng zaszedł go od tyłu.Shan odwróciłsię i ujrzał wycelowany w siebie kciuk.W oczach Fenga tlił się ogień.Ruch ten nie umknął uwagi Fowler.Wydawało się, \e zamierza cośpowiedzieć, gdy nagle od urwiska dobiegł ich niosący się echem zawadiacki okrzyk.Odwrócili się.Po ścianie, odbijając się stopami od skały, zsuwały się na linach dwiepostacie.- Szalony głupiec - mruknęła Fowler.- To Kincaid.Trenuje młodychin\ynierów.Ma zamiar zdobyć Everest, zanim stąd odjedzie.Chce się wspinać zekipą Tybetańczyków.- Everest? - zdziwił się Yeshe.- Przepraszam - odparła Fowler.- Wy nazywacie ją Czomolungmą.GórąMatką.- Boginią Matką Zwiata - poprawił Yeshe.Postacie zjechały do stóp urwiska i objęły się, podskakując radośnie.Paręchwil pózniej ruszyły w stronę długiej grobli.Byli to szczupły mę\czyzna obłyszczących oczach, z końskim ogonem, którego Shan widział przy jaskini, isiedzący wtedy za kierownicą d\ipa młody Tybetańczyk, który pózniej wpadł do biuraTana.- Jestem Tyler - przedstawił się Amerykanin.- Tyler Kincaid.Wystarczy samoKincaid.- Jego uśmiech przygasł na widok Fenga.Spojrzał na pistolet sier\anta.- Ato - dodał, wskazując kciukiem - jest Luntok, jeden z naszych in\ynierów [ Pobierz całość w formacie PDF ]