[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po tych słowach wyciągnął z kieszeni dość długą drewnianą wyka-łaczkę, przystawił ją płasko do przewodów, powoli owinął je wokół niej,po czym ostrożnie uniósł do góry.W ten oto sposób uwolnił kable odsworzni.Potem podpalił zapałkę, umieścił ją bezpośrednio pod wyka-łaczką i zamknął schowek.- A teraz biegiem - szepnął czterdziestopięcioletni dzieciak.- Ale w którą stronę.Czorbu nie pozwolił mi dokończyć.Zerwał się z miejsca i pociągnąłmnie za sobą.Przeskoczyliśmy niewysoki płotek, przebiegliśmy po słabooświetlonym podwórzu, aż wreszcie dotarliśmy do tylnego wejścia hote-lu.- Jak to działa? - zażądałam wyjaśnienia, z trudem łapiąc powietrze.- Wykałaczka pali się dokładnie trzynaście sekund.Potem kable opa-dają na sworznie, wskakują na swoje miejsce, obwód się zamyka i kame-ra znów zaczyna działać.Mamy więc całych trzynaście sekund.- Cudowny wynalazek dla złodziei obrabiających bogate domy - „Orazdla morderców”- dodałam w myśli.- Kto pana nauczył tej sztuczki? Ktopanu pokazał tajniki mechaniki?- Elektryki - sprostował Czorbu, łapiąc już klamkę.- Taka jedna starafanka Ilji Sliepcowa.Aktora.Zna go pani?- Pierwszy raz o nim słyszę - skłamałam bez mrugnięcia okiem.- Dziwne.Wszystkie kobiety powinny znać Ilję Sliepcowa.W każ-dym razie on też mieszka w tym hotelu.- A jej pozwalał pan pić wino ze swoich dłoni? - zapytałam z niespo-dziewaną zazdrością.- Tej fance?- Nie.Piliśmy tylko koniak i tylko z kieliszków.Kiedyś na wspólnejimprezie z Ilją, Niemcem Güntherem, jeszcze jakimś cudzoziemcem isekretarzem zmarłego wiolonczelisty.Właśnie wtedy wielbicielka Iljipokazała nam, do czego zdolna jest zakochana kobieta.Jak potrafi pora-dzić sobie z każdą przeszkodą na drodze do ukochanego.Nawet tech-niczną przeszkodą.Uwielbiam zakochane kobiety.- Czorbu popatrzyłna mnie znacząco.- A pani nie jest przypadkiem zakochana?- Nie - odpowiedziałam słabym głosem.- Szkoda.Kobieta powinna być zawsze zakochana.Przeszliśmy przez pustą kuchnię, jeśli nie liczyć śpiącej sałatki w mi-sce, i weszliśmy do baru.W pierwszej chwili wydawało mi się, że tu też jest zupełnie pusto.Jednak, gdy się uważnie rozejrzałam, ujrzałam nikczemną, wstrętną,słabo mówiącą po rosyjsku kanalię - Kalu Kullemiae!Na widok tej nędznej kreatury ugięły się pode mną nogi.Na śmierć onim zapomniałam! Co on tu jeszcze robi? Przecież zwłoki Olewa Kiwi zpewnością zostały już przetransportowane do Estonii.Najchętniej zwiałabym stamtąd jak najszybciej, jednak Czorbu jużciągnął mnie do stolika, przy którym siedział Kalu.A niech go piekłopochłonie!- Tere-tere - Kalu wyraźnie plątał się język.Obrzucił mnie obojętnym spojrzeniem i.odwrócił wzrok.Nie rozpo-znał mnie!No, ale jakim cudem miałby mnie rozpoznać? Przecież w ostatnichdniach kardynalnie zmieniłam zarówno wygląd zewnętrzny, jak i swojąosobowość.Zresztą, widział mnie bardzo krótko.Zbyt krótko, żeby mnieteraz rozpoznać.- To wódka? - Czorbu z wyrzutem kiwnął głową.- Nie, to jest pana koniak - zaprzeczył Kalu, po czym ponownie namnie spojrzał.- A to kto?- Najpiękniejsza i najbardziej nadzwyczajna kobieta w tym mieście itej nocy - górnolotnie przedstawił mnie Czorbu.Teraz byłam już pewna, że Kalu mnie nie poznał.To na pewno dziękinowej fryzurze i ubiorowi.I twarzy.A przede wszystkim dzięki oczom,zupełnie inaczej postrzegającym świat.- Kiedy wyjeżdżasz? - zainteresował się Mołdawianin.- Jeszcze nie wiem.Za jakieś cztery dni.Napijecie się ze mną?Czorbu odmownie pokręcił głową i, chwyciwszy mnie pod rękę, skie-rował się w stronę wyjścia.- Kto to? - zapytałam szeptem.- Rzecznik prasowy zmarłego wiolonczelisty - wyjaśnił Czorbu.- A dlaczego wciąż tu jest?- Nie mam pojęcia.Niech sama go pani zapyta, jeśli chce pani wie-dzieć.Przez ostatnich kilka dni w ogóle nie opuszcza baru.Biedak.Za-opatrzyłem go w dwa kanistry koniaku, ale w tym przypadku nawet ko-niak nie pomoże.Zbyt wrażliwy chłopak.Odwróciłam się, aby raz jeszcze rzucić okiem na „zbyt wrażliwegochłopaka”.Siedział przygarbiony.Wyglądał jak mały chłopiec, któremuweszła drzazga i który teraz usiłuje ją wyciągnąć.Podobizna równieprzygnębionego chłopca wisiała w Tallińskim Departamencie Policji 43 imiała głęboki metaforyczny sens.W roli chłopca występowała pozba-wiona wad Estonia, a w roli drzazgi, której koniecznie trzeba się pozbyć -cały element przestępczy.43 Mowa o obrazie przedstawiającym rzeźbę Chłopca wyciągającego drzazgę autor-stwa Pitagorasa z Region, greckiego rzeźbiarza-brązownika, tworzącego w początkuokresu klasycznego w Italii (przyp.tłum.).Sama nie wiedząc dlaczego, po raz pierwszy poczułam szczere współ-czucie dla Kalu i jego pochylonych zniewieściałych ramion [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Po tych słowach wyciągnął z kieszeni dość długą drewnianą wyka-łaczkę, przystawił ją płasko do przewodów, powoli owinął je wokół niej,po czym ostrożnie uniósł do góry.W ten oto sposób uwolnił kable odsworzni.Potem podpalił zapałkę, umieścił ją bezpośrednio pod wyka-łaczką i zamknął schowek.- A teraz biegiem - szepnął czterdziestopięcioletni dzieciak.- Ale w którą stronę.Czorbu nie pozwolił mi dokończyć.Zerwał się z miejsca i pociągnąłmnie za sobą.Przeskoczyliśmy niewysoki płotek, przebiegliśmy po słabooświetlonym podwórzu, aż wreszcie dotarliśmy do tylnego wejścia hote-lu.- Jak to działa? - zażądałam wyjaśnienia, z trudem łapiąc powietrze.- Wykałaczka pali się dokładnie trzynaście sekund.Potem kable opa-dają na sworznie, wskakują na swoje miejsce, obwód się zamyka i kame-ra znów zaczyna działać.Mamy więc całych trzynaście sekund.- Cudowny wynalazek dla złodziei obrabiających bogate domy - „Orazdla morderców”- dodałam w myśli.- Kto pana nauczył tej sztuczki? Ktopanu pokazał tajniki mechaniki?- Elektryki - sprostował Czorbu, łapiąc już klamkę.- Taka jedna starafanka Ilji Sliepcowa.Aktora.Zna go pani?- Pierwszy raz o nim słyszę - skłamałam bez mrugnięcia okiem.- Dziwne.Wszystkie kobiety powinny znać Ilję Sliepcowa.W każ-dym razie on też mieszka w tym hotelu.- A jej pozwalał pan pić wino ze swoich dłoni? - zapytałam z niespo-dziewaną zazdrością.- Tej fance?- Nie.Piliśmy tylko koniak i tylko z kieliszków.Kiedyś na wspólnejimprezie z Ilją, Niemcem Güntherem, jeszcze jakimś cudzoziemcem isekretarzem zmarłego wiolonczelisty.Właśnie wtedy wielbicielka Iljipokazała nam, do czego zdolna jest zakochana kobieta.Jak potrafi pora-dzić sobie z każdą przeszkodą na drodze do ukochanego.Nawet tech-niczną przeszkodą.Uwielbiam zakochane kobiety.- Czorbu popatrzyłna mnie znacząco.- A pani nie jest przypadkiem zakochana?- Nie - odpowiedziałam słabym głosem.- Szkoda.Kobieta powinna być zawsze zakochana.Przeszliśmy przez pustą kuchnię, jeśli nie liczyć śpiącej sałatki w mi-sce, i weszliśmy do baru.W pierwszej chwili wydawało mi się, że tu też jest zupełnie pusto.Jednak, gdy się uważnie rozejrzałam, ujrzałam nikczemną, wstrętną,słabo mówiącą po rosyjsku kanalię - Kalu Kullemiae!Na widok tej nędznej kreatury ugięły się pode mną nogi.Na śmierć onim zapomniałam! Co on tu jeszcze robi? Przecież zwłoki Olewa Kiwi zpewnością zostały już przetransportowane do Estonii.Najchętniej zwiałabym stamtąd jak najszybciej, jednak Czorbu jużciągnął mnie do stolika, przy którym siedział Kalu.A niech go piekłopochłonie!- Tere-tere - Kalu wyraźnie plątał się język.Obrzucił mnie obojętnym spojrzeniem i.odwrócił wzrok.Nie rozpo-znał mnie!No, ale jakim cudem miałby mnie rozpoznać? Przecież w ostatnichdniach kardynalnie zmieniłam zarówno wygląd zewnętrzny, jak i swojąosobowość.Zresztą, widział mnie bardzo krótko.Zbyt krótko, żeby mnieteraz rozpoznać.- To wódka? - Czorbu z wyrzutem kiwnął głową.- Nie, to jest pana koniak - zaprzeczył Kalu, po czym ponownie namnie spojrzał.- A to kto?- Najpiękniejsza i najbardziej nadzwyczajna kobieta w tym mieście itej nocy - górnolotnie przedstawił mnie Czorbu.Teraz byłam już pewna, że Kalu mnie nie poznał.To na pewno dziękinowej fryzurze i ubiorowi.I twarzy.A przede wszystkim dzięki oczom,zupełnie inaczej postrzegającym świat.- Kiedy wyjeżdżasz? - zainteresował się Mołdawianin.- Jeszcze nie wiem.Za jakieś cztery dni.Napijecie się ze mną?Czorbu odmownie pokręcił głową i, chwyciwszy mnie pod rękę, skie-rował się w stronę wyjścia.- Kto to? - zapytałam szeptem.- Rzecznik prasowy zmarłego wiolonczelisty - wyjaśnił Czorbu.- A dlaczego wciąż tu jest?- Nie mam pojęcia.Niech sama go pani zapyta, jeśli chce pani wie-dzieć.Przez ostatnich kilka dni w ogóle nie opuszcza baru.Biedak.Za-opatrzyłem go w dwa kanistry koniaku, ale w tym przypadku nawet ko-niak nie pomoże.Zbyt wrażliwy chłopak.Odwróciłam się, aby raz jeszcze rzucić okiem na „zbyt wrażliwegochłopaka”.Siedział przygarbiony.Wyglądał jak mały chłopiec, któremuweszła drzazga i który teraz usiłuje ją wyciągnąć.Podobizna równieprzygnębionego chłopca wisiała w Tallińskim Departamencie Policji 43 imiała głęboki metaforyczny sens.W roli chłopca występowała pozba-wiona wad Estonia, a w roli drzazgi, której koniecznie trzeba się pozbyć -cały element przestępczy.43 Mowa o obrazie przedstawiającym rzeźbę Chłopca wyciągającego drzazgę autor-stwa Pitagorasa z Region, greckiego rzeźbiarza-brązownika, tworzącego w początkuokresu klasycznego w Italii (przyp.tłum.).Sama nie wiedząc dlaczego, po raz pierwszy poczułam szczere współ-czucie dla Kalu i jego pochylonych zniewieściałych ramion [ Pobierz całość w formacie PDF ]