[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuła się, jakby wygrałalos na loterii.Kiedy zdecydowała się na kupno tego domu, była pogrążona w takim żalu porozpadzie małżeństwa z Mariuszem, że nawet nie miała siły dokładnie go oglądać.Mówiącszczerze, zobaczyła tylko kilka zdjęć.Kojarscy twierdzili co prawda, że dom jest w pełniumeblowany, ale spodziewała się raczej bezwartościowych rupieci.Tymczasem otaczały jąprzepiękne antyki.Sprzęty czekały tylko na odrobinę pracy, żeby znowu zalśnić w pełnej krasie.I to mogła im dać.Uwielbiała renowację mebli.Rok temu kupiła książkę na ten temat i pózniejpróbowała swoich sił w Warszawie.Szybko okazało się, że mężowi nie odpowiadał ten styl, więcmusiała porzucić nowe hobby.Czas spróbować od nowa.Usłyszała uderzenia młotka.Wyjrzała przez okno sypialni i zobaczyła, że Tomek Szulczbija drągi, żeby ogrodzić padok dla Lancelota.Widocznie przyszedł i bez przywitania zacząłpracę.Lancelot miał przyjechać już pojutrze, w sobotę.Weronika odetchnęła z ulgą.Wyglądałona to, że wszystko będzie gotowe na czas.Tomek spadł jej jak z nieba.Będzie go też musiałapózniej poprosić, żeby zrobił coś z tym niedziałającym ogrzewaniem.Nagle ogarnęły ją wyrzuty sumienia, że Tomek Szulc pracuje bez żadnego wynagrodzeniaz jej strony.Zeszła do kuchni niezdecydowana.Nie płaciła mu, ale mogła go chociaż nakarmić.Taki był chyba zwyczaj w podobnych sytuacjach, zwłaszcza na wsi.Tak jej się przynajmniejwydawało.Otworzyła lodówkę.Za najodpowiedniejsze uznała ciasto, które kupiła ostatnim razemu Wiery.Trudno było w to uwierzyć, ale było to jeszcze przed wypadkiem z zakonnicą.Ciastomiało więc już dwa dni, ale chyba ciągle nadawało się do podania.Powąchała je niepewnie.Pachniało całkiem niezle.Pokroiła placek na kawałki i wyłożyła na talerzyk.Uśmiechnęła sięzadowolona.Może jednak nie taka zła z niej gospodyni.Narzuciła płaszcz i wyszła na ganek.Znieg sypał nieprzerwanie.Jak tak dalej pójdzie,drogi chyba staną się nieprzejezdne, pomyślała Weronika.Już nie mówiąc o polnej dróżce, któraprowadziła do jej dworku.Jej samochód stał na razie w dobudówce, czekając na lepsze czasy.Jak dotąd nie miała na szczęście potrzeby go ruszać. Panie Tomku zawołała. Pomyślałam, że może ma pan ochotę na przerwę.Mamciasto.Mogę zrobić herbatę.Ogrzałby się pan. Chętnie.Dziękuję bardzo.To miło z pani strony powiedział Tomek Szulc, odkładającnarzędzia. Już prawie skończyłem.Mówiłem, że nie ma co się martwić.Będziemy gotowi przedprzyjazdem pani konia.Jego uśmiech sprawił, że Weronika ponownie się zaczerwieniła.Czuła się, jakby znowubyła samotną nastolatką o patykowatych nogach, która została zaszczycona spojrzeniemnajprzystojniejszego chłopaka w klasie.Wzdrygnęła się.Jej myśli poszybowały w stronę wczorajszego wieczoru z tym miłympolicjantem.Przy nim wcale nie czuła się spięta.To była nowość.Tomek Szulc ruszył w stronę domu.Otrzepał buty ze śniegu i otworzył przed nią drzwiszarmanckim gestem. Panie przodem powiedział zachęcająco.Jego cichy głęboki głos sprawił, że wbrew sobie zachichotała dziewczęco. Wydaje się pani troszeczkę spięta zauważył, pomagając jej zdjąć kurtkę.Zachowywałsię tak, jakby to on zaprosił ją do siebie. Nie, dlaczego? skłamała Weronika. Pięknie się pani rumieni. Tomek delikatnie dotknął jej policzka.Weronika uśmiechnęła się nerwowo. Zapraszam do kuchni szepnęła. Przygotowałam podwieczorek.Wszędzie było pełno śniegu.To skandal, że odśnieżanie w Brodnicy szło tak opornie!Gdyby zdrowie jej na to pozwalało, pani Barczewska sama chwyciłaby za szuflę i usunęła zwałyśniegu.Z jej bolącymi stawami nie było to jednak możliwe.Mogła natomiast zająć siękoordynacją prac.Znała się na tym doskonale.Chrząknęła zadowolona z siebie.Zatrzymali się na czerwonym świetle.Obserwowała, jak kierowca starego malucha próbujezaparkować na chodniku.Na szczęście oni mają swoje miejsce parkingowe, westchnęłaBarczewska w duchu, nie muszą się tak męczyć jak ten biedak.Już ona o to zadbała.Zbyszekodśnieżył je, zanim wyjechali, więc istniała szansa, że nadal będzie można na nie wjechać bezproblemu.Ostatnie cztery dni spędzili u córki w Bydgoszczy, ale pani Barczewska była pewna, żemiejsce na nich czeka.Była zbyt ważną działaczką w spółdzielni, żeby ktoś odważył się je zająć. Zbyszku, nie jedz tak szybko! Jest bardzo ślisko pouczyła męża. Trzeba ci trochęwyprostować to oparcie.yle siedzisz.Ból pleców murowany! Sam się o to prosisz.Co ty byśzrobił beze mnie? Jesteś jak dziecko we mgle!Mąż poprawił siedzenie w milczeniu.Ostatnio coraz mniej się odzywał.Będzie musiałazwrócić mu na to uwagę.Teraz skupiła się jednak na drodze.Kto lepiej wszystkiego dopilnuje niżona? Przebijali się powoli przez zaśnieżone ulice.Odetchnęła z ulgą dopiero, kiedy w oddalipojawił się ich blok. To skandaliczne, że nie odśnieżają tych dróg dokładniej! wykrzyknęła, kiedy koła ichsamochodu zagrzebały się częściowo w śniegu przy wjezdzie na drogę wewnętrzną. Kochanie, przecież cały czas pada spróbował jej mąż. To nie ich wina.Rozbujał samochód i wyjechał ostrożnie z zaspy. Nie ich wina, nie ich wina! Jesteś zbyt pobłażliwy, Zbyszku.Nawet, powiedziałabym,łatwowierny! Nikomu się nie chce pracować, i tyle.Takie czasy! oburzyła się Barczewska.Ogarniała ją coraz większa irytacja.Chciała już być w domu i napić się kawy. Ja tam nie wiem,ale porozmawiam w spółdzielni o tej sprawie.Powiem im, co o tym myślę.%7łeby człowiek niemógł wjechać na własne osiedle! Do czego to dochodzi!Rozglądała się ciekawie dookoła.Sąsiedzi planowali zakup nowego auta.Paluchowachwaliła się tym strasznie przez telefon.Dobrze by było zobaczyć ten ich nowy nabytek i wyrobićsobie własne zdanie.W końcu Barczewska nie najgorzej znała się na samochodach. Czy nasze miejsce nie jest zajęte? zapytał nagle mąż.Był zdziwiony. Niemożliwe! krzyczała Barczewska rozdrażniona. No, jak Boga kocham, ktoś zająłnasze miejsce!Zakupy w bagażniku, ona zmęczona po podróży, a tu ich miejsce zajęte! Wystarczyłowyjechać na kilka dni, a już ktoś wprowadza nowe zwyczaje.Od początku mówiła, że powinniz tą wizytą poczekać do lata, a przynajmniej do wiosny.Albo Alina mogła przyjechać do nich. Co tu się wyrabia?! To skandal!Wyskoczyła z samochodu, trzaskając drzwiami.Mąż śmiał się cicho, patrząc, jak kobietabiega zdenerwowana wokół wielkiego land rovera.Wreszcie ktoś odważył się zająć święte miejscejego żony.Zmiał się nadal, parkując dwa miejsca dalej.O tej porze nie było problemówze znalezieniem wolnego stanowiska.Właściwie to w ich okolicy nigdy nie było z tymproblemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Czuła się, jakby wygrałalos na loterii.Kiedy zdecydowała się na kupno tego domu, była pogrążona w takim żalu porozpadzie małżeństwa z Mariuszem, że nawet nie miała siły dokładnie go oglądać.Mówiącszczerze, zobaczyła tylko kilka zdjęć.Kojarscy twierdzili co prawda, że dom jest w pełniumeblowany, ale spodziewała się raczej bezwartościowych rupieci.Tymczasem otaczały jąprzepiękne antyki.Sprzęty czekały tylko na odrobinę pracy, żeby znowu zalśnić w pełnej krasie.I to mogła im dać.Uwielbiała renowację mebli.Rok temu kupiła książkę na ten temat i pózniejpróbowała swoich sił w Warszawie.Szybko okazało się, że mężowi nie odpowiadał ten styl, więcmusiała porzucić nowe hobby.Czas spróbować od nowa.Usłyszała uderzenia młotka.Wyjrzała przez okno sypialni i zobaczyła, że Tomek Szulczbija drągi, żeby ogrodzić padok dla Lancelota.Widocznie przyszedł i bez przywitania zacząłpracę.Lancelot miał przyjechać już pojutrze, w sobotę.Weronika odetchnęła z ulgą.Wyglądałona to, że wszystko będzie gotowe na czas.Tomek spadł jej jak z nieba.Będzie go też musiałapózniej poprosić, żeby zrobił coś z tym niedziałającym ogrzewaniem.Nagle ogarnęły ją wyrzuty sumienia, że Tomek Szulc pracuje bez żadnego wynagrodzeniaz jej strony.Zeszła do kuchni niezdecydowana.Nie płaciła mu, ale mogła go chociaż nakarmić.Taki był chyba zwyczaj w podobnych sytuacjach, zwłaszcza na wsi.Tak jej się przynajmniejwydawało.Otworzyła lodówkę.Za najodpowiedniejsze uznała ciasto, które kupiła ostatnim razemu Wiery.Trudno było w to uwierzyć, ale było to jeszcze przed wypadkiem z zakonnicą.Ciastomiało więc już dwa dni, ale chyba ciągle nadawało się do podania.Powąchała je niepewnie.Pachniało całkiem niezle.Pokroiła placek na kawałki i wyłożyła na talerzyk.Uśmiechnęła sięzadowolona.Może jednak nie taka zła z niej gospodyni.Narzuciła płaszcz i wyszła na ganek.Znieg sypał nieprzerwanie.Jak tak dalej pójdzie,drogi chyba staną się nieprzejezdne, pomyślała Weronika.Już nie mówiąc o polnej dróżce, któraprowadziła do jej dworku.Jej samochód stał na razie w dobudówce, czekając na lepsze czasy.Jak dotąd nie miała na szczęście potrzeby go ruszać. Panie Tomku zawołała. Pomyślałam, że może ma pan ochotę na przerwę.Mamciasto.Mogę zrobić herbatę.Ogrzałby się pan. Chętnie.Dziękuję bardzo.To miło z pani strony powiedział Tomek Szulc, odkładającnarzędzia. Już prawie skończyłem.Mówiłem, że nie ma co się martwić.Będziemy gotowi przedprzyjazdem pani konia.Jego uśmiech sprawił, że Weronika ponownie się zaczerwieniła.Czuła się, jakby znowubyła samotną nastolatką o patykowatych nogach, która została zaszczycona spojrzeniemnajprzystojniejszego chłopaka w klasie.Wzdrygnęła się.Jej myśli poszybowały w stronę wczorajszego wieczoru z tym miłympolicjantem.Przy nim wcale nie czuła się spięta.To była nowość.Tomek Szulc ruszył w stronę domu.Otrzepał buty ze śniegu i otworzył przed nią drzwiszarmanckim gestem. Panie przodem powiedział zachęcająco.Jego cichy głęboki głos sprawił, że wbrew sobie zachichotała dziewczęco. Wydaje się pani troszeczkę spięta zauważył, pomagając jej zdjąć kurtkę.Zachowywałsię tak, jakby to on zaprosił ją do siebie. Nie, dlaczego? skłamała Weronika. Pięknie się pani rumieni. Tomek delikatnie dotknął jej policzka.Weronika uśmiechnęła się nerwowo. Zapraszam do kuchni szepnęła. Przygotowałam podwieczorek.Wszędzie było pełno śniegu.To skandal, że odśnieżanie w Brodnicy szło tak opornie!Gdyby zdrowie jej na to pozwalało, pani Barczewska sama chwyciłaby za szuflę i usunęła zwałyśniegu.Z jej bolącymi stawami nie było to jednak możliwe.Mogła natomiast zająć siękoordynacją prac.Znała się na tym doskonale.Chrząknęła zadowolona z siebie.Zatrzymali się na czerwonym świetle.Obserwowała, jak kierowca starego malucha próbujezaparkować na chodniku.Na szczęście oni mają swoje miejsce parkingowe, westchnęłaBarczewska w duchu, nie muszą się tak męczyć jak ten biedak.Już ona o to zadbała.Zbyszekodśnieżył je, zanim wyjechali, więc istniała szansa, że nadal będzie można na nie wjechać bezproblemu.Ostatnie cztery dni spędzili u córki w Bydgoszczy, ale pani Barczewska była pewna, żemiejsce na nich czeka.Była zbyt ważną działaczką w spółdzielni, żeby ktoś odważył się je zająć. Zbyszku, nie jedz tak szybko! Jest bardzo ślisko pouczyła męża. Trzeba ci trochęwyprostować to oparcie.yle siedzisz.Ból pleców murowany! Sam się o to prosisz.Co ty byśzrobił beze mnie? Jesteś jak dziecko we mgle!Mąż poprawił siedzenie w milczeniu.Ostatnio coraz mniej się odzywał.Będzie musiałazwrócić mu na to uwagę.Teraz skupiła się jednak na drodze.Kto lepiej wszystkiego dopilnuje niżona? Przebijali się powoli przez zaśnieżone ulice.Odetchnęła z ulgą dopiero, kiedy w oddalipojawił się ich blok. To skandaliczne, że nie odśnieżają tych dróg dokładniej! wykrzyknęła, kiedy koła ichsamochodu zagrzebały się częściowo w śniegu przy wjezdzie na drogę wewnętrzną. Kochanie, przecież cały czas pada spróbował jej mąż. To nie ich wina.Rozbujał samochód i wyjechał ostrożnie z zaspy. Nie ich wina, nie ich wina! Jesteś zbyt pobłażliwy, Zbyszku.Nawet, powiedziałabym,łatwowierny! Nikomu się nie chce pracować, i tyle.Takie czasy! oburzyła się Barczewska.Ogarniała ją coraz większa irytacja.Chciała już być w domu i napić się kawy. Ja tam nie wiem,ale porozmawiam w spółdzielni o tej sprawie.Powiem im, co o tym myślę.%7łeby człowiek niemógł wjechać na własne osiedle! Do czego to dochodzi!Rozglądała się ciekawie dookoła.Sąsiedzi planowali zakup nowego auta.Paluchowachwaliła się tym strasznie przez telefon.Dobrze by było zobaczyć ten ich nowy nabytek i wyrobićsobie własne zdanie.W końcu Barczewska nie najgorzej znała się na samochodach. Czy nasze miejsce nie jest zajęte? zapytał nagle mąż.Był zdziwiony. Niemożliwe! krzyczała Barczewska rozdrażniona. No, jak Boga kocham, ktoś zająłnasze miejsce!Zakupy w bagażniku, ona zmęczona po podróży, a tu ich miejsce zajęte! Wystarczyłowyjechać na kilka dni, a już ktoś wprowadza nowe zwyczaje.Od początku mówiła, że powinniz tą wizytą poczekać do lata, a przynajmniej do wiosny.Albo Alina mogła przyjechać do nich. Co tu się wyrabia?! To skandal!Wyskoczyła z samochodu, trzaskając drzwiami.Mąż śmiał się cicho, patrząc, jak kobietabiega zdenerwowana wokół wielkiego land rovera.Wreszcie ktoś odważył się zająć święte miejscejego żony.Zmiał się nadal, parkując dwa miejsca dalej.O tej porze nie było problemówze znalezieniem wolnego stanowiska.Właściwie to w ich okolicy nigdy nie było z tymproblemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]