[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dzień dobry - przywitała się Verity grzecznie i wepchnęła książkę pod poduszkę.Lady Arnsworth przeszyła Verity świdrującym spojrzeniem.- Nie interesuje mnie, czy zaśmiecasz sobie umysł głupimipowieściami - oświadczyła wyniośle.- Kontrolowanie twoichpoczynań to sprawa Maxa.Przyszłam tylko po to, by spytaćcię o zdrowie.- Dziękuję, mam się dobrze - odparła zwięzle.- Dlatego leżysz w łóżku? Jesteś w ciąży?Nieoczekiwane pytanie zbiło Verity z tropu.- Ja.Nie rozumiem, dlaczego to ciocię interesuje.- Nie rozumiesz? - obruszyła się dama.- Kiedy sobie przypomnę tragedię swojej siostry po śmierci jej najstarszego syna! Wiedziała, że lordem zostanie Max, a ona zawiodła!-Słucham?-Max nigdy nie był odpowiedzialny - ciągnęła ladyArnsworth z goryczą.- Jest bezmyślny.Richard nie dosiadłbytego konia, gdyby Max go nie zachęcił.A potem zwierzę przygniotło jezdzca.Moja siostra była załamana.- Jak to? - Verity nic nie rozumiała.Max był najbardziej262odpowiedzialnym człowiekiem, jakiego znała.Nie zamierzałzostawić nawet niechcianej żony.- Najwyrazniej Max się zmienia.Zgodził się pozostaćkawalerem, aby Richard przejął spadek.Niewątpliwiez przyjemnością brał jedną kochankę po drugiej, do czasu ślubu z tobą.- Obiecał matce, że Richard będzie dziedzicem? - zapytałaVerity wstrząśnięta.- Przy jej łożu śmierci.Teraz, rzecz jasna, będziesz mogłaciągnąć związek z Braybrookiem bez obawy o reperkusje.Z Braybrookiem? Verity z niedowierzaniem patrzyła na lady Arnsworth.- Co takiego? - wymamrotała.- Och, nie udawaj niewiniątka! Z dzieckiem Maxa w brzuchu możesz robić, co ci się żywnie spodoba, bo jego to nic niebędzie obchodziło! Pod warunkiem, że to jego dziecko, rzeczjasna.Cudza żona w ciąży to najbezpieczniejszy cel dla każdego lowelasa pokroju Braybrooka.Większość mężów przymknie oko na dyskretny romans żony z kimś takim.Maxwpadł do Torringtonów tylko po to, aby zachować twarz, topewne.Verity słyszała piąte przez dziesiąte.Nie zauważyła nawet,kiedy lady Arnsworth sobie poszła.Teraz było jasne, że jejmąż nie zechce tego dziecka.Przez nią Max złamał obietnicęzłożoną umierającej matce.Uzna, że jako krzywoprzysięzcaokrył się hańbą.Musi mu wyznać prawdę jeszcze tego samego wieczoru.Zegar na kominku zadzwonił trzy razy.Max wrócił go-263dzinę wcześniej, ale jeszcze nie wszedł na górę.RozdygotanaVerity kuliła się w fotelu.Jeszcze nigdy tak desperacko nie potrzebowała bliskości życzliwej osoby.Włożyła peniuar, wzięła do ręki świecznik i wymknęłasię na mroczny, cichy korytarz.Clipstone już dawno zgasiłwszystkie lampy i poszedł spać.Przed drzwiami do bibliotekiodstawiła świecznik na stolik przy ścianie, nacisnęła klamkęi zajrzała do środka.Przed kominkiem siedział Max w rozpiętej kamizelcei z przekrzywionym fularem.W dłoni trzymał pełny kieliszek,na stoliku obok stała pusta karafka.- Max? - wyszeptała.Zamrugał zdziwiony.-Verity?Bez zastanowienia rzuciła się ku mężowi i uklękła przednim.- Wybacz.Nigdy sobie nie uświadamiałam, jak bardzo musisz to przeżywać.Nie wiń siebie, błagam.Nagle zorientowała się, że Max wyciąga ku niej ręce,obejmuje ją i przyciąga ku sobie.Poczuła, jak obsypujepocałunkami jej włosy, czoło, skronie.Pragnęła tylko jednego: pocieszyć go.Westchnęła, gdy przywarł wargami dojej ust.Aapczywie odwzajemniała jego pocałunki, dzieliła sięz nim swoim pragnieniem.Oszołomiona, ledwie się zorientowała, że zsunął się z fotela i pociągnął ją za sobą na podłogę.Ogarnęła go niepohamowana żądza.Niewiele myśląc,zdarł z Verity bieliznę, aby napawać się widokiem jej peł-264nych piersi.Ujął je w dłonie i jednocześnie obsypał pocałunkami.- Max - wyszeptała nagle Verity.- Nie, proszę cię.Niemogę.Znieruchomiał.Odsunął usta od jej piersi i popatrzył jejw twarz.- Mam przestać? - spytał chrapliwie.- Tak - potwierdziła cicho.- Nie dam rady.Zaklął i się odsunął.- To się nie powinno było zdarzyć! - zawołał.- Najwyrazniej jestem za bardzo pijany albo nie wypiłem jeszcze tyle, iletrzeba.Lepiej już idz - dodał.- Im dłużej na ciebie patrzę,tym bardziej staje się możliwe, że się zapomnę.- Wyjechała? - Max usiadł gwałtownie, kiedy Hardingodciągał zasłony wokół łoża.- Puściłeś ją? Dokąd się uda-Harding zacisnął usta.- Powstrzymanie jaśnie pani nie było rzeczą prostą, wasza lordowska mość - wyjaśnił.- Prosiłem, by zaczekała, niemniej.Niemniej odniosłem wrażenie, że jej wczesny wyjazdjest bezpośrednio związany z tym, że wasza lordowska mośćjeszcze śpi.Powóz stanął przed drzwiami tuż po piątej.Wstrząśnięty Max spojrzał na zegar.Minęła druga.Veritymogła być już gdziekolwiek!-Dokąd ona.- Do Blakeney.W bibliotece czeka list od jaśnie pani.Blakeney.Przynajmniej go nie zostawiła.Ledwie pamiętał,co się zdarzyło.Prawie ją zmusił do współżycia.265Koperta stała na kominku, oparta o wazon.Z szufladybiurka pośpiesznie wyciągnął nóż i otworzył list. Drogi Maksie!Nie gniewaj się na Hardinga.Naprawdę bardzo się starałmnie zatrzymać.Musiałam pojechać do Blakeney.Uwierz mi: nie przyszłamdo Ciebie z zamiarem kuszenia Cię ani uwodzenia.Nie chcesz,bym była Twoją żoną, to wiem.Nie zamierzam być zródłemTwego bólu.Od Almerii wiem o obietnicy, jaką złożyłeś matce.Gdybym wcześniej znała prawdę, nie dopuściłabym doślubu.Jeśli nie zamierzasz formalnie rozwiązać naszego małżeństwa, daj mi znać, w której z Twoich mniejszych nieruchomości mam zamieszkać.Nie chcę rezydować w Londynie ani tam,gdzie moglibyśmy się widywać.Verity"Roztrzęsiony Max odłożył list na biurko i wbił wzrokw przestrzeń za oknem.Musi za nią jechać, aby wyjaśnić, żeto nie jej wina.Nagle zrozumiał, jak ogromne znaczenie miałdla niej wczorajszy dzień.Verity przyszła do niego po pociechę, nie mogąc już znieść bólu samotności.Myślał, że ona gonie chce, a tymczasem ona żyła w przekonaniu, że jest na odwrót.Natychmiast rusza w drogę.Zadzwonił po służącego i czekał ze wzrokiem wbitym w list Verity.- Wasza lordowska mość, lady Arnsworth.266- Nie teraz, Clipstone!Almeria wpadła do środka, a Clipstone, wyczuwając zbliżającą się batalię, pośpiesznie się wycofał.- Max! %7łądam, byś natychmiast zaprzestał kierowania absurdalnych oskarżeń pod adresem Faringdonów! Biedna Caroline jest załamana.Ta dziewczyna naopowiadała ci.- Dość! - wykrzyknął.- Verity nie powiedziała mi ani słowa.Skontaktował się ze mną prawnik jej babki.Cokolwiekusłyszałaś od Faringdonów, uznaj to za stek kłamstw!- Osobiście porozmawiam z twoją żoną i powiem jej, jakotoczenie zareaguje.- Nie porozmawiałabyś z nią, nawet gdybyś ją zastała - zauważył Max lodowatym tonem.- Na kilka dni wyjechała doBlakeney, a ja jadę za nią.Jeśli po powrocie dotrą do mnie informacje o pogłoskach na jej temat, dopilnuję, aby Faringdo-nowie popamiętali mnie do końca życia.Z ochotą powiadomię opinię publiczną o tym, co zrobili, a lord Faringdon stanieprzed sądem za oszustwo i znęcanie się nad podopieczną.- Zatem twoje dzisiejsze spotkanie z prawnikami ma na celu założenie sprawy przeciwko lordowi Faringdonowi? - spytała oburzona.- Trafiłaś w sedno, ciotuniu! - burknął.Spotkanie? Do licha, zupełnie zapomniał.- Clipstone cię odprowadzi.Almeria nie zaczekała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Dzień dobry - przywitała się Verity grzecznie i wepchnęła książkę pod poduszkę.Lady Arnsworth przeszyła Verity świdrującym spojrzeniem.- Nie interesuje mnie, czy zaśmiecasz sobie umysł głupimipowieściami - oświadczyła wyniośle.- Kontrolowanie twoichpoczynań to sprawa Maxa.Przyszłam tylko po to, by spytaćcię o zdrowie.- Dziękuję, mam się dobrze - odparła zwięzle.- Dlatego leżysz w łóżku? Jesteś w ciąży?Nieoczekiwane pytanie zbiło Verity z tropu.- Ja.Nie rozumiem, dlaczego to ciocię interesuje.- Nie rozumiesz? - obruszyła się dama.- Kiedy sobie przypomnę tragedię swojej siostry po śmierci jej najstarszego syna! Wiedziała, że lordem zostanie Max, a ona zawiodła!-Słucham?-Max nigdy nie był odpowiedzialny - ciągnęła ladyArnsworth z goryczą.- Jest bezmyślny.Richard nie dosiadłbytego konia, gdyby Max go nie zachęcił.A potem zwierzę przygniotło jezdzca.Moja siostra była załamana.- Jak to? - Verity nic nie rozumiała.Max był najbardziej262odpowiedzialnym człowiekiem, jakiego znała.Nie zamierzałzostawić nawet niechcianej żony.- Najwyrazniej Max się zmienia.Zgodził się pozostaćkawalerem, aby Richard przejął spadek.Niewątpliwiez przyjemnością brał jedną kochankę po drugiej, do czasu ślubu z tobą.- Obiecał matce, że Richard będzie dziedzicem? - zapytałaVerity wstrząśnięta.- Przy jej łożu śmierci.Teraz, rzecz jasna, będziesz mogłaciągnąć związek z Braybrookiem bez obawy o reperkusje.Z Braybrookiem? Verity z niedowierzaniem patrzyła na lady Arnsworth.- Co takiego? - wymamrotała.- Och, nie udawaj niewiniątka! Z dzieckiem Maxa w brzuchu możesz robić, co ci się żywnie spodoba, bo jego to nic niebędzie obchodziło! Pod warunkiem, że to jego dziecko, rzeczjasna.Cudza żona w ciąży to najbezpieczniejszy cel dla każdego lowelasa pokroju Braybrooka.Większość mężów przymknie oko na dyskretny romans żony z kimś takim.Maxwpadł do Torringtonów tylko po to, aby zachować twarz, topewne.Verity słyszała piąte przez dziesiąte.Nie zauważyła nawet,kiedy lady Arnsworth sobie poszła.Teraz było jasne, że jejmąż nie zechce tego dziecka.Przez nią Max złamał obietnicęzłożoną umierającej matce.Uzna, że jako krzywoprzysięzcaokrył się hańbą.Musi mu wyznać prawdę jeszcze tego samego wieczoru.Zegar na kominku zadzwonił trzy razy.Max wrócił go-263dzinę wcześniej, ale jeszcze nie wszedł na górę.RozdygotanaVerity kuliła się w fotelu.Jeszcze nigdy tak desperacko nie potrzebowała bliskości życzliwej osoby.Włożyła peniuar, wzięła do ręki świecznik i wymknęłasię na mroczny, cichy korytarz.Clipstone już dawno zgasiłwszystkie lampy i poszedł spać.Przed drzwiami do bibliotekiodstawiła świecznik na stolik przy ścianie, nacisnęła klamkęi zajrzała do środka.Przed kominkiem siedział Max w rozpiętej kamizelcei z przekrzywionym fularem.W dłoni trzymał pełny kieliszek,na stoliku obok stała pusta karafka.- Max? - wyszeptała.Zamrugał zdziwiony.-Verity?Bez zastanowienia rzuciła się ku mężowi i uklękła przednim.- Wybacz.Nigdy sobie nie uświadamiałam, jak bardzo musisz to przeżywać.Nie wiń siebie, błagam.Nagle zorientowała się, że Max wyciąga ku niej ręce,obejmuje ją i przyciąga ku sobie.Poczuła, jak obsypujepocałunkami jej włosy, czoło, skronie.Pragnęła tylko jednego: pocieszyć go.Westchnęła, gdy przywarł wargami dojej ust.Aapczywie odwzajemniała jego pocałunki, dzieliła sięz nim swoim pragnieniem.Oszołomiona, ledwie się zorientowała, że zsunął się z fotela i pociągnął ją za sobą na podłogę.Ogarnęła go niepohamowana żądza.Niewiele myśląc,zdarł z Verity bieliznę, aby napawać się widokiem jej peł-264nych piersi.Ujął je w dłonie i jednocześnie obsypał pocałunkami.- Max - wyszeptała nagle Verity.- Nie, proszę cię.Niemogę.Znieruchomiał.Odsunął usta od jej piersi i popatrzył jejw twarz.- Mam przestać? - spytał chrapliwie.- Tak - potwierdziła cicho.- Nie dam rady.Zaklął i się odsunął.- To się nie powinno było zdarzyć! - zawołał.- Najwyrazniej jestem za bardzo pijany albo nie wypiłem jeszcze tyle, iletrzeba.Lepiej już idz - dodał.- Im dłużej na ciebie patrzę,tym bardziej staje się możliwe, że się zapomnę.- Wyjechała? - Max usiadł gwałtownie, kiedy Hardingodciągał zasłony wokół łoża.- Puściłeś ją? Dokąd się uda-Harding zacisnął usta.- Powstrzymanie jaśnie pani nie było rzeczą prostą, wasza lordowska mość - wyjaśnił.- Prosiłem, by zaczekała, niemniej.Niemniej odniosłem wrażenie, że jej wczesny wyjazdjest bezpośrednio związany z tym, że wasza lordowska mośćjeszcze śpi.Powóz stanął przed drzwiami tuż po piątej.Wstrząśnięty Max spojrzał na zegar.Minęła druga.Veritymogła być już gdziekolwiek!-Dokąd ona.- Do Blakeney.W bibliotece czeka list od jaśnie pani.Blakeney.Przynajmniej go nie zostawiła.Ledwie pamiętał,co się zdarzyło.Prawie ją zmusił do współżycia.265Koperta stała na kominku, oparta o wazon.Z szufladybiurka pośpiesznie wyciągnął nóż i otworzył list. Drogi Maksie!Nie gniewaj się na Hardinga.Naprawdę bardzo się starałmnie zatrzymać.Musiałam pojechać do Blakeney.Uwierz mi: nie przyszłamdo Ciebie z zamiarem kuszenia Cię ani uwodzenia.Nie chcesz,bym była Twoją żoną, to wiem.Nie zamierzam być zródłemTwego bólu.Od Almerii wiem o obietnicy, jaką złożyłeś matce.Gdybym wcześniej znała prawdę, nie dopuściłabym doślubu.Jeśli nie zamierzasz formalnie rozwiązać naszego małżeństwa, daj mi znać, w której z Twoich mniejszych nieruchomości mam zamieszkać.Nie chcę rezydować w Londynie ani tam,gdzie moglibyśmy się widywać.Verity"Roztrzęsiony Max odłożył list na biurko i wbił wzrokw przestrzeń za oknem.Musi za nią jechać, aby wyjaśnić, żeto nie jej wina.Nagle zrozumiał, jak ogromne znaczenie miałdla niej wczorajszy dzień.Verity przyszła do niego po pociechę, nie mogąc już znieść bólu samotności.Myślał, że ona gonie chce, a tymczasem ona żyła w przekonaniu, że jest na odwrót.Natychmiast rusza w drogę.Zadzwonił po służącego i czekał ze wzrokiem wbitym w list Verity.- Wasza lordowska mość, lady Arnsworth.266- Nie teraz, Clipstone!Almeria wpadła do środka, a Clipstone, wyczuwając zbliżającą się batalię, pośpiesznie się wycofał.- Max! %7łądam, byś natychmiast zaprzestał kierowania absurdalnych oskarżeń pod adresem Faringdonów! Biedna Caroline jest załamana.Ta dziewczyna naopowiadała ci.- Dość! - wykrzyknął.- Verity nie powiedziała mi ani słowa.Skontaktował się ze mną prawnik jej babki.Cokolwiekusłyszałaś od Faringdonów, uznaj to za stek kłamstw!- Osobiście porozmawiam z twoją żoną i powiem jej, jakotoczenie zareaguje.- Nie porozmawiałabyś z nią, nawet gdybyś ją zastała - zauważył Max lodowatym tonem.- Na kilka dni wyjechała doBlakeney, a ja jadę za nią.Jeśli po powrocie dotrą do mnie informacje o pogłoskach na jej temat, dopilnuję, aby Faringdo-nowie popamiętali mnie do końca życia.Z ochotą powiadomię opinię publiczną o tym, co zrobili, a lord Faringdon stanieprzed sądem za oszustwo i znęcanie się nad podopieczną.- Zatem twoje dzisiejsze spotkanie z prawnikami ma na celu założenie sprawy przeciwko lordowi Faringdonowi? - spytała oburzona.- Trafiłaś w sedno, ciotuniu! - burknął.Spotkanie? Do licha, zupełnie zapomniał.- Clipstone cię odprowadzi.Almeria nie zaczekała [ Pobierz całość w formacie PDF ]