[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gdzie są pozostałe?- Zastanówmy się.Na Osiemdziesiątej jest taki magazyn.Mieszkania sąchyba na Mercer i Wharf.Ale z tego co wiem, budynek na Mercer niedawnospłonął.- Wharf? Przy dokach?Pokiwał głową.- Chyba tak.Landrum je kupuje.Pamiętam adresy, bo akurat parę dnitemu je sprawdzałem.Wypełniałem papiery podatkowe.Terrible po raz pierwszy na nią spojrzał, ale jego oczy wciąż byłyskupione na jakimś punkcie tuż nad jej głową.Jakby jej tam nie było, jakby byłaniewidzialna.- Masz wszystko, czego potrzebujesz?- Zaraz wezmę.Możesz mi pomóc? Niektóre rzeczy są na półce w szafie.Wiedziała, że to nie było zagranie fair.Ale jeśli nie chciał z niąrozmawiać.- Fletcher nie jest mały, nie? Pewnie chętnie ci pomoże.Fletcher patrzył niepewnym wzrokiem to na Chess, to na Terrible a.- Jasne, pomogę ci.W sypialni panował totalny bałagan.Nie pamiętała, kiedy po raz ostatnitam sprzątała.Tylko tego brakowało, żeby Fletcher widział brudne ciuchyporozrzucane na podłodze i rozwalone łóżko.Ale trzeba przyznać, że nie zwrócił na to uwagi.Jak posłuszne dzieckopodawał jej z górnej półki różne pudełka i torebki.- Co się dzieje między tobą a wielkoludem?- O czym mówisz? - Będzie potrzebowała ricanthy i althei, skoro i takbyły używane.Przydadzą się też ciemiernik, melidia i imbir.Tak naprawdę.Chwyciła pudełko, w którym trzymała zioła i różne składniki i wsypaławszystko do torby.Psychopompę, czaszkę owiniętą jedwabiem.Zwiece.Dodatkową czarną kredę do znaków ochronnych.Miała ziemię cmentarną zgrobu Vanity.Miała nóż, ale może warto było wziąć jeszcze jeden, tak nawszelki wypadek i chyba będzie musiała wziąć przenośną apteczkę.Nie chciała za to omawiać zawiłości swojego związku z Terrible em.Zwłaszcza z szantażystą.- Myślałem, że jesteście przyjaciółmi, ale chyba już nie.Czy to ma cośwspólnego z tym Azjatą?- Skąd.- Jasne.Zdjęcia.- To nie twój interes.- Próbowałem tylko nawiązać rozmowę.- Cholera, czy on był naćpany?Oczywiście że tak.Naćpany i rozgadany.Coraz lepiej.- To nie próbuj.- Skończyła się pakować i zapięła torbę.- Chodzmy.***Na zewnątrz panował taki mróz, że miała wrażenie, iż jej rzęsy pokryłysię soplami lodu.Ale i tak zostawiła kurtkę w samochodzie Terrible a.To niemiało żadnego znaczenia.Czuła, że nic nie jest w stanie jej rozgrzać po tejlodowatej, milczącej podróży.Terrible włączył na cały regulator Assuck,kapelę, której nie cierpiała, i nie słyszała własnych myśli.Nie żeby jej na tymbardzo zależało.Obserwował ją, gdy zakładała torbę na ramię i chwyciła z podłogi swójpręt.Fletcher został w samochodzie.W ostatniej chwili opuścił ciepłe wnętrze.Wcale mu się nie dziwiła.W pobliżu doków unosił się smród glonówmorskich, benzyny i kwaśny odór stojącej morskiej wody.To w niczym nieprzypominało prawdziwego oceanu, który widziała kiedyś.z Terrible em.Odsunęła od siebie to wspomnienie, zanim na dobre nią zawładnęło irozejrzała się po cichej ulicy.Dziwne.Nigdy wcześniej nie była w tej okolicy.Mieszkańcy Dolnej raczej trzymali się swoich dzielnic, ale to wyglądało na dośćruchliwe miejsce.Budynki naszpikowane były barami, a w ciemnych oknachwidziała neony z piwem.Tyle że brakowało stojących przed nimi tłumów.A poulicach nie wałęsały się żadne dzieciaki, szukające czegoś do jedzenia, miejscado bójki lub do pieprzenia.Nawet muzyka wydawała się przytłumiona.Ale.na pewno byli w dobrym miejscu.Czuła to, jej tatuaże zaczęły sięrozgrzewać, a energia duchów pełzała po jej skórze jak maleńkie tajemniczepalce.Była silna.Na tyle silna, że Chess poczuła na całym ciele ciarki, które niemiały nic wspólnego z kryształowo zimnym powietrzem.- Czy ktoś jeszcze z nami idzie?Terrible wzruszył ramionami.- Nie dzwoniłaś do swojego chłopaka?Cholera.Zasłużyła sobie na to, prawda?- On nie jest moim chłopakiem.- A kim, klientem?Au!- Nie dzwoniłam do niego.- Nie? Myślałem, że mówisz mu o wszystkim, czego się dowiesz.Nie takto działa?- Nie, to nie działa w żaden sposób.Terrible, gdybyś tylko pozwolił miwyjaśnić, gdybyś mnie wysłuchał&- Może potrzebuję trochę czasu.- Tak? - Do diabła z nim.Musiała się skupić, skoncentrować, a on jej niepomagał.- To idz z tym gdzie indziej.Mamy tu coś do zrobienia, tak?To było dobre.Chyba nawet zabrzmiało, jakby naprawdę tak myślała.Jakby nie bolało jej gardło, oczy nie piekły, a żołądek nie przypominał czegoś,co zaschło i zdechło w jej brzuchu.I oczywiście miał rację.Przekazywała Lexowi jakieś tam informacje.Nicważnego.Nic takiego, co mogłoby komukolwiek zaszkodzić.Ale okolicznościich poznania& To, że zgodziła się schrzanić sprawę z lotniskiem Chester.Niemiała wyjścia.Choć wątpiła, by Terrible był tego samego zdania.Ale powie mu.Opowie mu o wszystkim, jeśli tylko jej na to pozwoli.Obyto coś zmieniło.- Dobra, bierzmy się do roboty.Nie chce mi się z tobą gadać, kumasz?- To jest nas dwoje.Gapił się na nią przez minutę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.Potemzapukał w szybę samochodu i kazał Fletcherowi wysiąść.Olivier lekko się zatoczył.Chess się skrzywiła.- Wszystko w porządku, Fletcher? Może powinieneś zostać wsamochodzie?- Bzdura.Horatio jest moim przyjacielem.Powinienem przy tym być.- Tak, ale.- Kątem oka zauważyła jakiś ruch.Mężczyzna, chudy ibrudny jak bezpański pies, wyszedł z bocznej uliczki i ruszył w ich stronę.Nicnadzwyczajnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.- Gdzie są pozostałe?- Zastanówmy się.Na Osiemdziesiątej jest taki magazyn.Mieszkania sąchyba na Mercer i Wharf.Ale z tego co wiem, budynek na Mercer niedawnospłonął.- Wharf? Przy dokach?Pokiwał głową.- Chyba tak.Landrum je kupuje.Pamiętam adresy, bo akurat parę dnitemu je sprawdzałem.Wypełniałem papiery podatkowe.Terrible po raz pierwszy na nią spojrzał, ale jego oczy wciąż byłyskupione na jakimś punkcie tuż nad jej głową.Jakby jej tam nie było, jakby byłaniewidzialna.- Masz wszystko, czego potrzebujesz?- Zaraz wezmę.Możesz mi pomóc? Niektóre rzeczy są na półce w szafie.Wiedziała, że to nie było zagranie fair.Ale jeśli nie chciał z niąrozmawiać.- Fletcher nie jest mały, nie? Pewnie chętnie ci pomoże.Fletcher patrzył niepewnym wzrokiem to na Chess, to na Terrible a.- Jasne, pomogę ci.W sypialni panował totalny bałagan.Nie pamiętała, kiedy po raz ostatnitam sprzątała.Tylko tego brakowało, żeby Fletcher widział brudne ciuchyporozrzucane na podłodze i rozwalone łóżko.Ale trzeba przyznać, że nie zwrócił na to uwagi.Jak posłuszne dzieckopodawał jej z górnej półki różne pudełka i torebki.- Co się dzieje między tobą a wielkoludem?- O czym mówisz? - Będzie potrzebowała ricanthy i althei, skoro i takbyły używane.Przydadzą się też ciemiernik, melidia i imbir.Tak naprawdę.Chwyciła pudełko, w którym trzymała zioła i różne składniki i wsypaławszystko do torby.Psychopompę, czaszkę owiniętą jedwabiem.Zwiece.Dodatkową czarną kredę do znaków ochronnych.Miała ziemię cmentarną zgrobu Vanity.Miała nóż, ale może warto było wziąć jeszcze jeden, tak nawszelki wypadek i chyba będzie musiała wziąć przenośną apteczkę.Nie chciała za to omawiać zawiłości swojego związku z Terrible em.Zwłaszcza z szantażystą.- Myślałem, że jesteście przyjaciółmi, ale chyba już nie.Czy to ma cośwspólnego z tym Azjatą?- Skąd.- Jasne.Zdjęcia.- To nie twój interes.- Próbowałem tylko nawiązać rozmowę.- Cholera, czy on był naćpany?Oczywiście że tak.Naćpany i rozgadany.Coraz lepiej.- To nie próbuj.- Skończyła się pakować i zapięła torbę.- Chodzmy.***Na zewnątrz panował taki mróz, że miała wrażenie, iż jej rzęsy pokryłysię soplami lodu.Ale i tak zostawiła kurtkę w samochodzie Terrible a.To niemiało żadnego znaczenia.Czuła, że nic nie jest w stanie jej rozgrzać po tejlodowatej, milczącej podróży.Terrible włączył na cały regulator Assuck,kapelę, której nie cierpiała, i nie słyszała własnych myśli.Nie żeby jej na tymbardzo zależało.Obserwował ją, gdy zakładała torbę na ramię i chwyciła z podłogi swójpręt.Fletcher został w samochodzie.W ostatniej chwili opuścił ciepłe wnętrze.Wcale mu się nie dziwiła.W pobliżu doków unosił się smród glonówmorskich, benzyny i kwaśny odór stojącej morskiej wody.To w niczym nieprzypominało prawdziwego oceanu, który widziała kiedyś.z Terrible em.Odsunęła od siebie to wspomnienie, zanim na dobre nią zawładnęło irozejrzała się po cichej ulicy.Dziwne.Nigdy wcześniej nie była w tej okolicy.Mieszkańcy Dolnej raczej trzymali się swoich dzielnic, ale to wyglądało na dośćruchliwe miejsce.Budynki naszpikowane były barami, a w ciemnych oknachwidziała neony z piwem.Tyle że brakowało stojących przed nimi tłumów.A poulicach nie wałęsały się żadne dzieciaki, szukające czegoś do jedzenia, miejscado bójki lub do pieprzenia.Nawet muzyka wydawała się przytłumiona.Ale.na pewno byli w dobrym miejscu.Czuła to, jej tatuaże zaczęły sięrozgrzewać, a energia duchów pełzała po jej skórze jak maleńkie tajemniczepalce.Była silna.Na tyle silna, że Chess poczuła na całym ciele ciarki, które niemiały nic wspólnego z kryształowo zimnym powietrzem.- Czy ktoś jeszcze z nami idzie?Terrible wzruszył ramionami.- Nie dzwoniłaś do swojego chłopaka?Cholera.Zasłużyła sobie na to, prawda?- On nie jest moim chłopakiem.- A kim, klientem?Au!- Nie dzwoniłam do niego.- Nie? Myślałem, że mówisz mu o wszystkim, czego się dowiesz.Nie takto działa?- Nie, to nie działa w żaden sposób.Terrible, gdybyś tylko pozwolił miwyjaśnić, gdybyś mnie wysłuchał&- Może potrzebuję trochę czasu.- Tak? - Do diabła z nim.Musiała się skupić, skoncentrować, a on jej niepomagał.- To idz z tym gdzie indziej.Mamy tu coś do zrobienia, tak?To było dobre.Chyba nawet zabrzmiało, jakby naprawdę tak myślała.Jakby nie bolało jej gardło, oczy nie piekły, a żołądek nie przypominał czegoś,co zaschło i zdechło w jej brzuchu.I oczywiście miał rację.Przekazywała Lexowi jakieś tam informacje.Nicważnego.Nic takiego, co mogłoby komukolwiek zaszkodzić.Ale okolicznościich poznania& To, że zgodziła się schrzanić sprawę z lotniskiem Chester.Niemiała wyjścia.Choć wątpiła, by Terrible był tego samego zdania.Ale powie mu.Opowie mu o wszystkim, jeśli tylko jej na to pozwoli.Obyto coś zmieniło.- Dobra, bierzmy się do roboty.Nie chce mi się z tobą gadać, kumasz?- To jest nas dwoje.Gapił się na nią przez minutę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.Potemzapukał w szybę samochodu i kazał Fletcherowi wysiąść.Olivier lekko się zatoczył.Chess się skrzywiła.- Wszystko w porządku, Fletcher? Może powinieneś zostać wsamochodzie?- Bzdura.Horatio jest moim przyjacielem.Powinienem przy tym być.- Tak, ale.- Kątem oka zauważyła jakiś ruch.Mężczyzna, chudy ibrudny jak bezpański pies, wyszedł z bocznej uliczki i ruszył w ich stronę.Nicnadzwyczajnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]