[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Korytarz jestwiecznością.W toalecie miło pachnie tytoniem.W miejscu dlapalaczy są tylko pielęgniarki i lekarze.Oni wszyscy palą.Tracęrównowagę.Czołgam się do łóżka.W pozycji poziomej jestznacznie lepiej.Nie chcę się zaprzyjazniać.Jutro stąd wyjdę.Zakładam słuchawki, włączam radio w telefonie.Formacja śpiewa: Ty i ja - dwa jabłka na drzewie./ Słońcejak życie - grzało, opalało./ Pamiętam, przyszła jesień./ I ja poprostu spadłem./ A ty tak wysoko,/ być może tak wnieskończoność./ Kochać czasem znaczy,/ po prostu umieć niebyć razem.".Kochające mnie niebieskie oczy stają wdrzwiach ohydnego pomieszczenia..Tu na dole, jest mokro izimno./ To nic, i tak będę czekał aż się zaczerwienisz./ W raziegdybyś miała spadać,/ Poszukam siedmiu poduszek,/ Ale jakcię znam, to i tak wyczujesz ziarnko grochu./ Kochać czasemznaczy,/ po prostu umieć nie być razem.".**Formacja Nieżywych Schabuff, Kochać czasem znaczyumieć nie być razem.(Przyp.red.)Wyciągam do niego ręce, wciąż pamiętam, że nie powinnamsię podnosić.Moje wielkie ramiona mnie obejmują, za długiewłosy głaszczą moją twarz.Nie tylko moje łzy tu są.Opowiem ci kawał o fajnej teściowej.No? Fajna teściowa.Tokoniec kawału.Wymyślił go na pewno ten, kto nie znał PaniMarii.Fala menażek, garnków, cudownych zapachów iściereczek wypełnia ohydne pomieszczenie.Zjem wszystko.Pani Maria głaszcze mnie, całuje i coraz to nowe smakołykiwkłada mi do ust.Przychodzą wszyscy: Marzena, Grześ, Halcia (o ta podła, onamnie w to władowała), Andrzej, Ula, Pani Maria, Pan Andrzej,A&P, z osobna, bo akurat są pokłóceni.Czuję się jak leżącamałpa w cyrku.I wciąż są moje cudowne, kochające niebieskieoczy.Najczęściej.Wszyscy się mijają, ale ON jestnieprzerwanie.Jak on to robi? Przecież ma pracę, a pół dniaspędza ze mną.Dziś nie jestem przedsiębiorcza.Dziś po razpierwszy w życiu mogę poczuć się jak bezradnie rozkładająceręce dziecko, bo jest Krzyś, który wszystko za mnie załatwi.Wieczór w szpitalu jest wiecznością.Jest koszmarem.Wszystkie oznaki wolności i cywilizacji wracają do swoichdomostw.My zostajemy tu sami i osamot-nieni.Dzięki Bogu tak szybko dochodzi dwudziesta druga.Chcę zostać sama z moimi myślami ogarniętymi ciemnością.Mamo, tak mi ciebie brak.Tak bardzo się boję.Oni sąserdeczni, bo coś jest nie tak.Czuję to.Pod osłoną ciemności szpital staje się wielką płaczalnią.Każdy ma swoje demony, obawy, lęki.Słyszę, że to nie katar,ktoś cichutko chlipie w poduszkę.Też chlipię.Zamykam oczy iwidzę jeden, cudowny widok - wielkiego faceta o łagodnychrysach i niebieskich oczach.Stoi w progu ohydnegopomieszczenia i patrzy na mnie wzrokiem pełnym miłości.Kocham cię, Krzysiu.60.- Wynik analityczny płynu rdzeniowo-mózgowego jestdobry.- No, przecież mówiłam, że jestem zdrowa.- To jedynie wyklucza powikłania typu zapalenie oponmózgowych.Przed panią jeszcze kilka bardzo ważnychbadań.Kilka bardzo ważnych badań rozciąga się w czasie.Wciążsłucham radia.Gdy w jednej z piosenek po raz setny słyszę:.bo tutaj jest, jak jest, po prostu.I ty dobrze o tym wiesz."zbiera mnie na wymioty.Poziom polskiej piosenki osłabiamnie.Inna stacja. I love you, you know, I love you, you know,I love you, you know." Nie trzeba być lingwistą, byzwymiotować.Postanawiam nie być odludkiem.Przez zbyt wczesne wstaniena papierosa mam zespół popunkcyjny.Mogę znajdować siętylko w poziomie.No i co? Tak od nich stroniłam, a teraz mamniby zawołać: chodzcie tu do mnie, do mojego kojca,pogadajmy"? Siedzą na końcu sali i w najlepsze się chichrają.Pani Krysia w ferworze rozmowy zauważa, że na nią patrzę.Poraz pierwszy patrzę i nie odwracam głowy.Uśmiecha się ipodchodzi.- Pani Katarzyno, coś pani podać? Wodę, herbatę.- Szczyptę towarzystwa i garść rozmowy.Kolejne pół dnia mija mi bardzo wesoło, ze współ-więzniarkami" chichrającymi się i skaczącymi po moim łóżku.Niechętnie, ale dzielę się jabłecznikiem Pani Marii.Wiem już,kto na co choruje, czego u kogo nie mogą wyleczyć i czego ukogo nie mogą znalezć.Czuję się okropnie i wspanialezarazem, bo taka zdrowsza od nich, no bo przecież ja jestemzdrowa.Kamila jest dziesięć lat młodsza ode mnie.Czeka ją operacjagłowy, jest ładna i pochodzi z małej miejscowości.Odnoszęwrażenie, że chorobę przyjmuje ze swoistą lubością.W życiuKamili i otaczającego ją świata dzieje się tak mało, że dziękiswojemu nieszczęściu jest w kręgu zainteresowania.Każdelepsze lub gorsze samopoczucie i każdy wynik badaniaobwieszcza milionem SMS-ów.jest też zachwycona, żepodrywa ją jakiś tempawy sanitariusz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Korytarz jestwiecznością.W toalecie miło pachnie tytoniem.W miejscu dlapalaczy są tylko pielęgniarki i lekarze.Oni wszyscy palą.Tracęrównowagę.Czołgam się do łóżka.W pozycji poziomej jestznacznie lepiej.Nie chcę się zaprzyjazniać.Jutro stąd wyjdę.Zakładam słuchawki, włączam radio w telefonie.Formacja śpiewa: Ty i ja - dwa jabłka na drzewie./ Słońcejak życie - grzało, opalało./ Pamiętam, przyszła jesień./ I ja poprostu spadłem./ A ty tak wysoko,/ być może tak wnieskończoność./ Kochać czasem znaczy,/ po prostu umieć niebyć razem.".Kochające mnie niebieskie oczy stają wdrzwiach ohydnego pomieszczenia..Tu na dole, jest mokro izimno./ To nic, i tak będę czekał aż się zaczerwienisz./ W raziegdybyś miała spadać,/ Poszukam siedmiu poduszek,/ Ale jakcię znam, to i tak wyczujesz ziarnko grochu./ Kochać czasemznaczy,/ po prostu umieć nie być razem.".**Formacja Nieżywych Schabuff, Kochać czasem znaczyumieć nie być razem.(Przyp.red.)Wyciągam do niego ręce, wciąż pamiętam, że nie powinnamsię podnosić.Moje wielkie ramiona mnie obejmują, za długiewłosy głaszczą moją twarz.Nie tylko moje łzy tu są.Opowiem ci kawał o fajnej teściowej.No? Fajna teściowa.Tokoniec kawału.Wymyślił go na pewno ten, kto nie znał PaniMarii.Fala menażek, garnków, cudownych zapachów iściereczek wypełnia ohydne pomieszczenie.Zjem wszystko.Pani Maria głaszcze mnie, całuje i coraz to nowe smakołykiwkłada mi do ust.Przychodzą wszyscy: Marzena, Grześ, Halcia (o ta podła, onamnie w to władowała), Andrzej, Ula, Pani Maria, Pan Andrzej,A&P, z osobna, bo akurat są pokłóceni.Czuję się jak leżącamałpa w cyrku.I wciąż są moje cudowne, kochające niebieskieoczy.Najczęściej.Wszyscy się mijają, ale ON jestnieprzerwanie.Jak on to robi? Przecież ma pracę, a pół dniaspędza ze mną.Dziś nie jestem przedsiębiorcza.Dziś po razpierwszy w życiu mogę poczuć się jak bezradnie rozkładająceręce dziecko, bo jest Krzyś, który wszystko za mnie załatwi.Wieczór w szpitalu jest wiecznością.Jest koszmarem.Wszystkie oznaki wolności i cywilizacji wracają do swoichdomostw.My zostajemy tu sami i osamot-nieni.Dzięki Bogu tak szybko dochodzi dwudziesta druga.Chcę zostać sama z moimi myślami ogarniętymi ciemnością.Mamo, tak mi ciebie brak.Tak bardzo się boję.Oni sąserdeczni, bo coś jest nie tak.Czuję to.Pod osłoną ciemności szpital staje się wielką płaczalnią.Każdy ma swoje demony, obawy, lęki.Słyszę, że to nie katar,ktoś cichutko chlipie w poduszkę.Też chlipię.Zamykam oczy iwidzę jeden, cudowny widok - wielkiego faceta o łagodnychrysach i niebieskich oczach.Stoi w progu ohydnegopomieszczenia i patrzy na mnie wzrokiem pełnym miłości.Kocham cię, Krzysiu.60.- Wynik analityczny płynu rdzeniowo-mózgowego jestdobry.- No, przecież mówiłam, że jestem zdrowa.- To jedynie wyklucza powikłania typu zapalenie oponmózgowych.Przed panią jeszcze kilka bardzo ważnychbadań.Kilka bardzo ważnych badań rozciąga się w czasie.Wciążsłucham radia.Gdy w jednej z piosenek po raz setny słyszę:.bo tutaj jest, jak jest, po prostu.I ty dobrze o tym wiesz."zbiera mnie na wymioty.Poziom polskiej piosenki osłabiamnie.Inna stacja. I love you, you know, I love you, you know,I love you, you know." Nie trzeba być lingwistą, byzwymiotować.Postanawiam nie być odludkiem.Przez zbyt wczesne wstaniena papierosa mam zespół popunkcyjny.Mogę znajdować siętylko w poziomie.No i co? Tak od nich stroniłam, a teraz mamniby zawołać: chodzcie tu do mnie, do mojego kojca,pogadajmy"? Siedzą na końcu sali i w najlepsze się chichrają.Pani Krysia w ferworze rozmowy zauważa, że na nią patrzę.Poraz pierwszy patrzę i nie odwracam głowy.Uśmiecha się ipodchodzi.- Pani Katarzyno, coś pani podać? Wodę, herbatę.- Szczyptę towarzystwa i garść rozmowy.Kolejne pół dnia mija mi bardzo wesoło, ze współ-więzniarkami" chichrającymi się i skaczącymi po moim łóżku.Niechętnie, ale dzielę się jabłecznikiem Pani Marii.Wiem już,kto na co choruje, czego u kogo nie mogą wyleczyć i czego ukogo nie mogą znalezć.Czuję się okropnie i wspanialezarazem, bo taka zdrowsza od nich, no bo przecież ja jestemzdrowa.Kamila jest dziesięć lat młodsza ode mnie.Czeka ją operacjagłowy, jest ładna i pochodzi z małej miejscowości.Odnoszęwrażenie, że chorobę przyjmuje ze swoistą lubością.W życiuKamili i otaczającego ją świata dzieje się tak mało, że dziękiswojemu nieszczęściu jest w kręgu zainteresowania.Każdelepsze lub gorsze samopoczucie i każdy wynik badaniaobwieszcza milionem SMS-ów.jest też zachwycona, żepodrywa ją jakiś tempawy sanitariusz [ Pobierz całość w formacie PDF ]