[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale jakże się zmienił! Co sięstało? Gdzie jest Will, który przezywał mnie Ostrygą?Will rozłożył ręce.Naprawdę wygląda świetnie.A nawet jeszcze lepiej niż kiedyś.Zmęż-niał, uśmiechał się szeroko, szczerze.W kącikach brązowych oczu do-skonale pamiętała ich kolor miał siateczkę drobnych zmarszczek, cotylko dodawało mu charakteru, bo wcześniej prezentował się aż zbyt ideal-nie. Naprawdę tak na ciebie mówiłem? Ty i cała drużyna koszykówki. Wszystkim dziewczynom nadawaliśmy jakieś ksyw ki.Uwierz mi,że twoja nie była najgorsza.Ale masz rację.W szkolnych czasach nie byłemaniołkiem.Byłem taki, jakim mnie przedstawiałaś w swoim komiksie. Mam wyrzuty sumienia, że tak cię obsmarowałam. Niepotrzebnie.Może to mnie otrzezwiło, skłoniło, bym stał się lepszy. To zasługa twoich rodziców, nie moich rysunków. Słuchałaś rodziców, gdy chodziłaś do liceum? Prawie z nimi nie rozmawiałam. No to nie mam już nic do dodania.Ale pogaduszki.Z Willem Bonnerem, kto by pomyślał.Gdy byli w li-ceum, rysowała się przed nim świetlana przyszłość.Marzyła o nim.Tak jakwszystkie dziewczyny w szkole. Możesz powiedzieć Aurorze, nie mam nic przeciwko.Pewnie jestciekawa.Strona 184 z 422LRT2012-08-30 19:36:49 Uhm.Chciała przyjechać ze mną, ale jutro ma szkołę, więc się niezgodziłem.Jednak to twoja sprawa, sama jej powiedz.Poczuła, że oblewa się rumieńcem. Aurora jest super zagaiła. Musisz być z niej bardzo dumny.Tyle razy patrzyła na jego zdjęcie w kancelarii Birdie.Nigdy by nie pomy-ślała, że ta słodka dziewczyneczka jest już nastolatką.Ludzie nie zmieniajązdjęć, trzymają je latami.Z lenistwa czy może chcą zatrzymać tę konkretnąchwilę? Owszem, jestem.Mów dalej, zachęcała go w duchu.Nie każ mi wyciągać z ciebie tej hi-storii.Will milczał. Domyślam się, że to twoja pasierbica zaryzykowała.Will skinął głową. Poślubiłem jej matkę zaraz po maturze.Kilka lat pózniej oficjalniezaadoptowałem Aurorę.Czasami czuję się bardziej starszym bratem niżojcem.Nie powiedział, co stało się z jej matką.Bo i nie pytałam, podsumowała w duchu. Czemu tak na mnie patrzysz? zapytał. Nie patrzę. Patrzyłaś.Widziałem.O czym myślisz? O tym, co powiedziałeś ojej matce.Teraz to mi nie da spokoju. Tak? Przytrzymał jej spojrzenie. Dlaczego? Aurora powiedziała mi, że ty i twoja.żona jesteście sobie bardzobliscy, ale ona teraz mieszka w Las Vegas.Strona 185 z 422LRT2012-08-30 19:36:50Will przez chwilę trwał nieruchomo.Oparł łokcie na kolanach, złożyłpalce. Jest w tym połowa prawdy.Marisol rzeczywiście mieszka w Vegas. A druga połowa? Rozstaliśmy się.niestety.Aurora nie może się z tym pogodzić.Gdy mówił o córce, zmieniał się; w jego głosie słyszała czułość i odda-nie, coś, czego nigdy by się po nim nie spodziewała. To przykre powiedziała cicho. Przepraszam, że poruszyłam takibolesny temat.Will wpatrywał się w swoje dłonie. Marisol odeszła.To się zdarza. Znowu zapadła cisza.Tym razeminna, przepełniona wzajemnym zrozumieniem.Czuła się przy nim bezpieczna.I chciała się przed nim wygadać.Miałrację, gdy wcześniej powiedział, że teraz potrzeba jej bratniej duszy, kogoś,kto jej wysłucha.Jej małżeństwo legło w gruzach w momencie, gdy zaczęłosię nowe życie.Musiała mu o tym powiedzieć, wyrzucić z siebie emocje.Ojciec był zbyt przejęty i zaskoczony, by dziś mogła z nim porozmawiać.Will chciał jej wysłuchać, a ona nie mogła dłużej tłumić uczuć.Przyglądałsię jej, milcząc, w skupieniu.Może czuł rodzącą się między nimi więz, amoże po prostu był miły.Nieważne.Nie może już dłużej czekać. Jack i ja rozpaczliwie pragnęliśmy dzieci zaczęła. Jack to mójmąż, właśnie się z nim rozwodzę.Will nic nie powiedział.To jej pasowało. Powiedzieć ci o czymś niebywałym? A mam wybór? Nie, jeśli zostaniesz na tej kanapie.Strona 186 z 422LRT2012-08-30 19:36:50 Nigdzie nie wychodzę.No to już, mów. To coś, w co wręcz trudno uwierzyć rzekła.Will odchylił się do tyłu, objął rękami kolano. Zmiało. To nie stało się dlatego, że spałam z mężem. Nie jestem tu po to, by cię oceniać. Pochylił się ku niej.Na jegotwarzy dostrzegła nikły rumieniec.Ten widok ją rozczulił. Nie było tak, jak myślisz.To nie stało się dlatego, że się z kimśprzespałam. Jakoś trudno mi to ogarnąć. Chyba podejrzewał, że gada od rzeczy. Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent to dziecko zostało poczęte do-kładnie w tej samej chwili, gdy rozpadło się moje małżeństwo.Może to jakiśznak.Will nie odzywał się.Na jego czole pojawiła się zmarszczka. Przepraszam powiedziała Sarah. Nie powinnam była cię tymobarczać. Próbuję wyobrazić sobie mechanizm tego.no wiesz. Zrobił sięjeszcze bardziej czerwony.Wzruszał ją tym rumieńcem. Korzystaliśmy z usług kliniki leczenia niepłodności.Staraliśmy się odziecko.To było dwudzieste trzecie podejście.Data poczęcia to dzieńostatniego sztucznego zapłodnienia. Zawahała się. Czy to dla ciebiezbyt dużo informacji? Chyba tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl milosnikstop.keep.pl
.Ale jakże się zmienił! Co sięstało? Gdzie jest Will, który przezywał mnie Ostrygą?Will rozłożył ręce.Naprawdę wygląda świetnie.A nawet jeszcze lepiej niż kiedyś.Zmęż-niał, uśmiechał się szeroko, szczerze.W kącikach brązowych oczu do-skonale pamiętała ich kolor miał siateczkę drobnych zmarszczek, cotylko dodawało mu charakteru, bo wcześniej prezentował się aż zbyt ideal-nie. Naprawdę tak na ciebie mówiłem? Ty i cała drużyna koszykówki. Wszystkim dziewczynom nadawaliśmy jakieś ksyw ki.Uwierz mi,że twoja nie była najgorsza.Ale masz rację.W szkolnych czasach nie byłemaniołkiem.Byłem taki, jakim mnie przedstawiałaś w swoim komiksie. Mam wyrzuty sumienia, że tak cię obsmarowałam. Niepotrzebnie.Może to mnie otrzezwiło, skłoniło, bym stał się lepszy. To zasługa twoich rodziców, nie moich rysunków. Słuchałaś rodziców, gdy chodziłaś do liceum? Prawie z nimi nie rozmawiałam. No to nie mam już nic do dodania.Ale pogaduszki.Z Willem Bonnerem, kto by pomyślał.Gdy byli w li-ceum, rysowała się przed nim świetlana przyszłość.Marzyła o nim.Tak jakwszystkie dziewczyny w szkole. Możesz powiedzieć Aurorze, nie mam nic przeciwko.Pewnie jestciekawa.Strona 184 z 422LRT2012-08-30 19:36:49 Uhm.Chciała przyjechać ze mną, ale jutro ma szkołę, więc się niezgodziłem.Jednak to twoja sprawa, sama jej powiedz.Poczuła, że oblewa się rumieńcem. Aurora jest super zagaiła. Musisz być z niej bardzo dumny.Tyle razy patrzyła na jego zdjęcie w kancelarii Birdie.Nigdy by nie pomy-ślała, że ta słodka dziewczyneczka jest już nastolatką.Ludzie nie zmieniajązdjęć, trzymają je latami.Z lenistwa czy może chcą zatrzymać tę konkretnąchwilę? Owszem, jestem.Mów dalej, zachęcała go w duchu.Nie każ mi wyciągać z ciebie tej hi-storii.Will milczał. Domyślam się, że to twoja pasierbica zaryzykowała.Will skinął głową. Poślubiłem jej matkę zaraz po maturze.Kilka lat pózniej oficjalniezaadoptowałem Aurorę.Czasami czuję się bardziej starszym bratem niżojcem.Nie powiedział, co stało się z jej matką.Bo i nie pytałam, podsumowała w duchu. Czemu tak na mnie patrzysz? zapytał. Nie patrzę. Patrzyłaś.Widziałem.O czym myślisz? O tym, co powiedziałeś ojej matce.Teraz to mi nie da spokoju. Tak? Przytrzymał jej spojrzenie. Dlaczego? Aurora powiedziała mi, że ty i twoja.żona jesteście sobie bardzobliscy, ale ona teraz mieszka w Las Vegas.Strona 185 z 422LRT2012-08-30 19:36:50Will przez chwilę trwał nieruchomo.Oparł łokcie na kolanach, złożyłpalce. Jest w tym połowa prawdy.Marisol rzeczywiście mieszka w Vegas. A druga połowa? Rozstaliśmy się.niestety.Aurora nie może się z tym pogodzić.Gdy mówił o córce, zmieniał się; w jego głosie słyszała czułość i odda-nie, coś, czego nigdy by się po nim nie spodziewała. To przykre powiedziała cicho. Przepraszam, że poruszyłam takibolesny temat.Will wpatrywał się w swoje dłonie. Marisol odeszła.To się zdarza. Znowu zapadła cisza.Tym razeminna, przepełniona wzajemnym zrozumieniem.Czuła się przy nim bezpieczna.I chciała się przed nim wygadać.Miałrację, gdy wcześniej powiedział, że teraz potrzeba jej bratniej duszy, kogoś,kto jej wysłucha.Jej małżeństwo legło w gruzach w momencie, gdy zaczęłosię nowe życie.Musiała mu o tym powiedzieć, wyrzucić z siebie emocje.Ojciec był zbyt przejęty i zaskoczony, by dziś mogła z nim porozmawiać.Will chciał jej wysłuchać, a ona nie mogła dłużej tłumić uczuć.Przyglądałsię jej, milcząc, w skupieniu.Może czuł rodzącą się między nimi więz, amoże po prostu był miły.Nieważne.Nie może już dłużej czekać. Jack i ja rozpaczliwie pragnęliśmy dzieci zaczęła. Jack to mójmąż, właśnie się z nim rozwodzę.Will nic nie powiedział.To jej pasowało. Powiedzieć ci o czymś niebywałym? A mam wybór? Nie, jeśli zostaniesz na tej kanapie.Strona 186 z 422LRT2012-08-30 19:36:50 Nigdzie nie wychodzę.No to już, mów. To coś, w co wręcz trudno uwierzyć rzekła.Will odchylił się do tyłu, objął rękami kolano. Zmiało. To nie stało się dlatego, że spałam z mężem. Nie jestem tu po to, by cię oceniać. Pochylił się ku niej.Na jegotwarzy dostrzegła nikły rumieniec.Ten widok ją rozczulił. Nie było tak, jak myślisz.To nie stało się dlatego, że się z kimśprzespałam. Jakoś trudno mi to ogarnąć. Chyba podejrzewał, że gada od rzeczy. Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent to dziecko zostało poczęte do-kładnie w tej samej chwili, gdy rozpadło się moje małżeństwo.Może to jakiśznak.Will nie odzywał się.Na jego czole pojawiła się zmarszczka. Przepraszam powiedziała Sarah. Nie powinnam była cię tymobarczać. Próbuję wyobrazić sobie mechanizm tego.no wiesz. Zrobił sięjeszcze bardziej czerwony.Wzruszał ją tym rumieńcem. Korzystaliśmy z usług kliniki leczenia niepłodności.Staraliśmy się odziecko.To było dwudzieste trzecie podejście.Data poczęcia to dzieńostatniego sztucznego zapłodnienia. Zawahała się. Czy to dla ciebiezbyt dużo informacji? Chyba tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]