[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Są tutaj i wygnańcy.Mężczyzni i kobiety wyrzuceni zbłyszczących pałaców, które tak elegancko otwierają się kumigocącej wodzie kanałów.Mężczyzni i kobiety, którzy we-dług oficjalnych spisów ludności nie żyją.Pozostały im ka-wałki złotych talerzy, upchniętych w sakwach podczasucieczki.Tak długo jak starczy im złota i %7łydzi będą je kupo-wać, przetrwają.Kiedy napotyka się płynące do góry brzuchem zwłoki,wiadomo, że złoto się skończyło.Pewna kobieta, która niegdyś posiadała flotyllę łodzi, han-dlowała korzeniami i utrzymywała stadko kotów, mieszkateraz w milczącym mieście.Trudno powiedzieć, ile możemieć lat, jej włosy są szare od mułu pokrywającego ścianykanałów.%7ływi się roślinami, które osiadają na kamieniach,kiedy fala jest niska.Nie ma zębów.Nie potrzebuje ich.Odziewa się w zasłony, które na odchodnym zdarła z okien68 bawialni.Jedną kotarą owija ciało, drugą układa na ramio-nach niczym płaszcz.Nie rozbiera Hę do snu.Rozmawiałam z nią.Kiedy usłyszy przepływającą w pobli-żu łódz, wychyla głowę ze swego zakątka i pyta, która możebyć godzina.Nigdy nie zapyta, która jest godzina - ma zbytfilozoficzną naturę.Raz widziałam ją wieczorem, jej upiornewłosy podświetlała lampa.Rozkładała na dużej szmacie ka-wałki zepsutego mięsa.Obok niej stały puchary do wina.- Goście przyjdą do mnie na obiad! - wrzasnęła, gdy sunę-łam w pobliżu.- Zaprosiłabym cię, ale nie znam twojegoimienia.- Villanelle! - odkrzyknęłam.- Jesteś wenecjanką, ale swe imię nosisz jak przebranie.Strzeż się kości i wszelkich gier hazardowych.Odwróciła się i przestała zwracać na mnie uwagę.Chociażspotykałyśmy się i potem, nigdy nie zawołała mnie po imie-niu ani nie dała żadnego znaku, że mnie rozpoznaje.Zaczęłam pracować w kasynie - rzucałam kości, rozkłada-łam karty i kradłam portfele, kiedy tylko się dało.Była tampiwnica pełna pijanych szampanem i okrutny pies, głodzonyspecjalnie, żeby mógł się rozprawiać z tymi, którzy nie chcielipłacić rachunków.Przebierałam się za chłopca, bo taką chcie-li mnie oglądać goście.Próba odgadnięcia, jaka płeć możekryć się pod obcisłymi bryczesami i przesadnym makijażembyła niemal częścią gry.Był sierpień.Urodziny Bonapartego i bardzo gorąca noc.Na placu Zwiętego Marka odbywał się uroczysty bal, chociażnie było jasne, co takiego mamy czcić my, Wenecjanie.Zgod-nie z naszym obyczajem miał to być bal kostiumowy, a kasyno69 wystawiło na zewnątrz stoły do gry i budki szczęścia.Naszemiasto roiło się od francuskich i austriackich poszukiwaczyprzyjemności, zakłopotanych Anglików, a nawet i Rosjan,zamierzających dobrze się zabawić.Fundowanie gościomdobrej zabawy to nasza specjalność.Cena jest wysoka, leczprzyjemność godziwa.Pomalowałam wargi cynobrem, a twarz pokryłam warstwąbiałego pudru.Nie musiałam przyklejać pieprzyka, bo mamprawdziwy i to na odpowiednim miejscu.Włożyłam żółtebryczesy z lampasami, które noszę w kasynie, i piracką ko-szulę, żeby ukryć piersi; takie były wymagania.Wąsy doda-łam już z własnej inicjatywy, a może i dla własnej ochrony.Podczas szaleńczych nocy jest zbyt wiele ciemnych uliczek iwyciągniętych pijanych rąk.W poprzek naszego niezrównanego placu, który Bona-parte pogardliwie nazwał najlepszą bawialnią Europy, inży-nierowie przeciągnęli drewnianą ramę napełnioną prochem.Aadunek miał być odpalony o północy i już się cieszyłam namyśl, jak wiele kieszeni będzie można opróżnić, kiedywszystkie głowy zwrócą się w górę.Bal rozpoczął się o ósmej, a ja zaczęłam tasować karty wbudce szczęścia.Królowa pik wygrywa, as trefl przegrywa.Zagrajcie jeszczeraz.Co zechcecie postawić? Zegarek? Dom? Kochankę? Lubięczuć, jak bardzo się niecierpliwią.Tę niecierpliwość wyczu-wam nawet u tych najspokojniejszych.Mieści się ona gdzieśmiędzy strachem a seksem.Sądzę, że jest to właśnie namięt-ność.Jest taki mężczyzna, który odwiedza kasyno niemal każdejnocy, żeby grać właśnie ze mną.Potężny człowiek o tłustychdłoniach, które wyglądają jak ulepione z białego ciasta.Kiedyszczypie mnie w kark, pot na jego palcach sprawia, że wydająpiszczący dzwięk.Zawsze noszę przy sobie chusteczkę.On70 ubiera się w zieloną kamizelkę i widziałam już, jak raz wy-chodził z kasyna tylko w niej, bo nie dopisuje mu szczęście wgrze W kości.Jest bogaty.Musi być.W jednej chwili tracityle, ile ja zarabiam przez miesiąc.Mimo gorączkowego sza-leństwa, jakie ogarnia go przy stole, jest przebiegły, przeważ-nie mężczyzni kiedy piją, wkładają sakiewki w rękaw koszuli.Chcą, żeby wszyscy widzieli, jacy są bogaci, jak opływają wzłoto.Ale nie on.On chowa mieszek głęboko w kieszenispodni i grzebie w nim odwrócony do mnie plecami.Nigdynie uda mi się go podwędzić.Nie wiem, co jeszcze może być w tych spodniach.On ma podobne myśli związane ze mną.Przyłapałam gona tym, że popatruje na moje krocze, więc od czasu do czasu,żeby go zaintrygować, noszę barwny skrawek materiału wmiejscu, gdzie powinny być genitalia.Mam małe piersi, więcnie ma obawy, że moja płeć wyjdzie na jaw, poza tym jak nadziewczynę i wenecjankę jestem wysoka.Ciekawe, co by powiedział na moje stopy.Dzisiejszego wieczora ma na sobie najlepsze ubranie, a je-go wąsy błyszczą w mroku.Rozkładam wachlarz kart przedjego oczyma, składam go, tasuję i rozpościeram ponownie.Wybiera jedną.Za niska, żeby wygrać.Bierze następną.Zawysoka.Musi płacić.Zmieje się i rzuca monetę na blat stołu.- Zapuściłeś wąsy przez dwa dni.- W naszej rodzinie wszyscy mieli bujne owłosienie.- Pasują ci.Jego świdrujący wzrok przeszywa mnie jak zwykle, ale sto-ję pewnie za kontuarem.Wyciąga następną monetę.Rozkła-dam.Walet kier [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl